Polska opozycja to banda przegrywów. Media opozycji to banda przegrywów. Wyborcy opozycji to banda przegrywów

Gorące tematy Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (572)
Polska opozycja to banda przegrywów. Media opozycji to banda przegrywów. Wyborcy opozycji to banda przegrywów

Koalicja Europejska przypomina mi niezbyt zadbaną dziewczynę z Instagrama, która w kolejnym live-streamie przekonuje swoich followersów, że akceptuje siebie i jest piękna, a popularny trener personalny odrzucił ją, bo jest kryptogejem. 

Oczywiście to nieprawda. Odrzucił ją, bo dziewczyna jest zaniedbana, brzydka, a do tego niezbyt mądra, lekko szurnięta i oderwana od rzeczywistości. I właśnie dlatego Platforma Obywatelska z przystawkami znowu przegrała wybory.

Podobno „Tylko nie mów nikomu” miało zmienić kształt polskiej polityki. Sympatycy obozu opozycji wysyłali sobie takie tweety i wzajemnie poklepywali się po plecach, utwierdzając w przekonaniu o istnieniu rzeczywistości, której nie ma.

Od rana czytam analizy komentatorów politycznych oraz sympatyków Koalicji Europejskiej. Już wiem, że wybory zostały przegrane, ponieważ Biedroń, bo nie udało się zmotywować elektoratu, bo tak naprawdę ponad 50% Polaków nie głosowało, więc PiS-u nie popiera 44%, tylko jakieś 20%. Bo PiS przekupił ludzi ich własnymi pieniędzmi, z czym się zresztą troszkę niestety zgadzam, ale też nie ma takich pieniędzy, by PiS wygrał na przykład z Platformą Obywatelską w kampanii z 2011 roku.

Polska opozycja to banda przegrywów

Musimy sobie uświadomić, że opozycja przegrywa wybory, ponieważ nie ma pomysłu na Polskę. Dzieli i kłóci kraj w stopniu zupełnie porównywalnym do tego, w jakim przywykł to robić Jarosław Kaczyński.

Polska opozycja to dziś zbieranina politycznych karierowiczów, których jedynymi sympatykami są tłumy niedobitków z KOD-u (Gdyby KOD nie istniał, PiS musiałby go sobie wymyślić – pisałem 2,5 roku temu).

Na listach wyborczych dostrzegam coraz mniej bohaterów walki o wolność. Ale nie ma tam też świata biznesu, prawa, cenionych i sprawdzonych samorządowców, strategów, geopolityków. Przewijam lokalne listy i widzę na jedynkach twarze obecne w polityce od zawsze. W sumie wiem o nich tylko tyle, że są w polityce dlatego… że są w niej od zawsze. Całość upycha się etatowymi kandydatami, którzy od 15. roku życia dmuchają baloniki na konwenjach Platformy Obywatelskiej, przerzuca się ich z kolejnych miastowych spółek i jakoś leci.

Kim ma czarować opozycja, jeśli na swoich listach ma tylko zgrane twarze, tzw. zawód: działacz oraz koniunkturalnych, ale jednak nieudaczników? Tam nie ma, naprawdę nie ma kadr, charyzmatycznych przywódców, liderów albo nawet kompletnie wyplutych z charyzmy ekspertów. Dlaczego więc oczekiwać, że wyrwane z kiepskiego biura piętro korposzczurów to ekipa, która może pokonać Jarosława Kaczyńskiego wymachującego radośnie tym, co ode mnie dostał przed paroma dniami wraz z przelewem na PIT i VAT?

Ja uważam, że Platformę Obywatelską i pozostałe partie Koalicji Obywatelskiej tak realnie lubi w Polsce z pół miliona osób – mniej więcej tyle, ile głosów dostała wczoraj Beata Szydło. To oddani wojownicy, ale tak jak PiS od lat ma Kluby Gazety Polskiej, tak Kluby Gazety Wyborczej nie pozwolą zdobyć władzy w Polsce. A naród się z nich za plecami podśmiechuje.

Pozostałe głosy na Koalicję Europejską pochodzą od osób świadomych podstaw ustroju, ekonomii czy polityki międzynarodowej, którym w konsekwencji sumienie po prostu nie pozwala zagłosować na PiS.

Media polskiej opozycji to banda przegrywów

Od kilku lat utworzył się uwarunkowany politycznie duopol mediów informacyjnych. Jest dziś bardzo trudno znaleźć mainstreamowe medium, które nie byłoby ściśle powiązane z obozem władzy lub opozycją. Dlatego też lektura tych mediów staje się społecznie bezwartościowa. To wspaniałe miejsce na tropienie afer politycznych, ale wartościowa publicystyka płynie dziś od środowisk skrajnych, czy nawet radykałów. Nawet neokomuniści i narodowcy czytają dziś Polskę trafniej od Tomasza Lisa. Przedstawiają złe rozwiązania, ale ich stopień rozumienia przyczyn zwycięstwa PiS jest o kilka długości większy, niż w tweetach Romana Giertycha.

Przypomnijmy sobie ten szaleńczy atak na tę nieporadną partyjkę Roberta Biedronia, gdy postanowił przedstawić swój (marny, bo marny) pomysł na Polskę. Ideę (marną, bo marną), którą chciał konkurować na gruncie opozycji.

Media opozycji od rana wtórują partiom opozycyjnym w zaskoczeniu. Chłop z Podkarpacia stał się wrogiem publicznym numer jeden, ponieważ bezczelnie nie dostrzega jak okrutnie ten PiS zszargał wszystkie zmiany ustrojowe. Dziś od rana Gazeta Wyborcza i NaTemat z satysfakcją grzmią, że PiS zwycięstwo wyborcze dała biedna, niewykształcona, polska wieś. Rolnicy, robotnicy i bezrobotni. Jest to, rzecz jasna, grzmot przegrywów.

Wyborcy polskiej opozycji to banda przegrywów

Biorąc pod uwagę badania, z których wynika, że czytelnik Bezprawnika jest dobrze wykształconym, dość zamożnym mieszkańcem raczej dużego miasta, mam świadomość, że większość z nas tutaj obecnych jest wyborcami Koalicji Obywatelskiej (choć oczywiście nie tylko).

Biedni jesteśmy, ale sami trochę zgotowaliśmy sobie ten los, oddając serca, dusze, umysły i nadzieje ludziom pozbawionym idei, pozbawionym planu na Polskę i planu na Europę. „Być”, „trwać” i „odsunąć PiS od władzy” to wprawdzie w dzisiejszej rzeczywistości dużo, ale nie na tyle dużo, żeby wygrywać. Do tego trzeba trochę więcej, a nam to zupełnie wystarczyło.

Plujemy więc od rana na polskiego rolnika, który nie zadał sobie trudu przeczytania najnowszej książki Radosława Sikorskiego, nie podróżuje po Europie, nie śledzi warszawskiego rynku nieruchomości i prognoz dotyczących stóp procentowych.

Tyle było wyzywania od sekt smoleńskich, tyle było gadania o moherowych beretach, ale opozycja ma swoje sekty, ma swoje berety, które każdego dnia ciężko pracują, by stan samopoczucia pozostawał niezmiennie dobry. „A może robimy coś nie tak?” nie jest przedmiotem dyskusji. Wierni sympatycy opozycji lubią się w odróżnieniu od podkarpackiego chłopa postrzegać w kategorii elit, ale zdecydowanie zbyt często jest to niestety wielkomiejskie prostactwo.

Jak wygrać wybory?

Jeśli dotarłeś do tego fragmentu artykułu, to bardzo ci dziękuję. Jestem pewien, że spora część odpadła i tłumnie zapowiedziała „unlike za politykę” jeszcze na etapie zobaczenia tego postu na Facebooku. Albo po prostu poczuli się dotknięci.

To taki specyficzny czas w roku, że o polityce pisać trzeba. Nie w kontekście tego kto mieszka z kotem, kto z kim gadał u Sowy, ile działek ma premier. Trzeba rozmawiać o stanie społeczeństwa, a ten nie rokuje niestety zbyt dobrze dla Polski. Kraj bez silnej opozycji, która w każdej chwili jest gotowa przejąć władzę i rozliczyć poprzedników, jest krajem skazanym na porażkę.

Jest jedna Polska. To kluczowy fakt, który warto zaakceptować, gdy myśli się o wyborczym sukcesie. Jeżeli kogoś zepchnięto do pozycji elektoralnego kamikadze, któremu jest już wszystko jedno -niewykluczone, że wszyscy odpowiadamy za to zaniedbanie. Nie, my nie jesteśmy zakładnikami chłopa z Podkarpacia. My o nim zapomnieliśmy kupując zegarki i książki chłopu z Trójmiasta i teraz życie wystawia za to rachunek. Jeśli Polska się brunatyzuje, to dlatego, że stworzyliśmy warunki do tej brunatyzacji. Może o kimś zapominając?

Był taki serial od HBO, The Newsroom. I tam główny bohater zapytany o to dlaczego Ameryka jest najwspanialszym krajem na świecie w swoim dość długim monologu wyjaśnia czemu ludzie nie lubią liberałów. Ponieważ ci przegrywają. Skoro są tacy mądrzy, to dlaczego przegrywają?

Umysł w postaci ludzkiego promptera podpowiada bohaterowi, że Ameryka nie jest najwspanialszym krajem na świecie, ale może być.

I tak samo jest z polską opozycją. Dobrym początkiem do tego będzie nie obrażanie chłopa z Podkarpacia, nie obrażanie Roberta Biedronia, tylko zastanowienie się nad tym jak przekonać ich do Polski, w którą wierzymy – stanowiącej filar i istotną siłę Unii Europejskiej, społeczeństwa bogacącego się pracą i mądrością, a nie rozdawnictwem, dobrą, mocną, konkurencyjną i uczciwą gospodarkę, którą wspierają sprawne i mądre sądy. Polska opozycja nie jest wspaniała, nie jest nawet dobra. Ale może być.

Przy czym, żeby być wspaniałą, samo „bycie” nie wystarczy.