Wciąż dziwimy się na Bezprawniku, że tyle osób nabiera się na lipne konkursy na Facebooku. Gdy jednak na fake newsy, i to szyte grubymi nićmi, nabierają się tak popularne serwisy jak naTemat… No, ręce opadają.
Po czym poznać lipny konkurs na Facebooku? To proste: wysoka nagroda, proste warunki (np. „udostępnij ten post i napisz, jakiego koloru Ferrari chcesz dostać”), a na końcu komunikat, że od odbioru nagrody dzieli Cię jedynie wysłanie SMS-a.
Czym się różni fake news od prawdziwego newsa, albo dowcip (niekoniecznie śmieszny) od informacji? To już nie jest takie łatwe. Odseparowanie prawdy od fałszu bywa koszmarnie trudne, zwłaszcza, że żyjemy w czasach, w których podrobienie czegokolwiek jest łatwe jak nigdy przedtem. Kiedyś usuwanie ze zdjęć wrogów Stalina było żmudnym zadaniem dla specjalistów – dzisiaj darmowa aplikacja na smartfona zrobi to samo lepiej i szybciej.
Pomyłki zdarzają się każdemu, jednak coraz częściej wydaje się, że media mają problem z weryfikacją publikowanych informacji. Nie tak dawno na stronach TVP Info można było znaleźć doskonale idiotyczny tekst o orangutanie, który zgwałcił… rudego Irlandczyka:
Wpis na szczęście został dosyć szybko usunięty, jednak fakt, że telewizja publiczna powtarza takie rewelacje za zagranicznym portalem satyrycznym (takim AszDziennikiem) budzi uzasadnione wątpliwości co do kondycji mediów (a może tylko telewizji publicznej, wyglądającej obecnie bardziej jak północnokoreańska telewizja propagandowa, a nie „polskie BBC”?). Ale wróćmy do naTemat.
Fake news w naTemat – przypadek, który powtarza się zadziwiająco często
Raptem parę dni temu prostowałem bzdury opublikowane na portalu Tomasza Lisa:
NaTemat opublikowało tekst, który reklamował hasłem „Odwaga komornika. Dobrał się do skarbonki dziecka”. Problem w tym, że ta zajawka to ordynarne kłamstwo, a komornika w opisanej w artykule sytuacji… w ogóle nie było.
Serwis nawet na te połajanki zareagował, i nieco zmienił tekst. Czy to jednak nauczyło redakcję rzetelności? Nic bardziej mylnego. Próbując zdobyć atencję internetowej publiczności, naTemat postanowiło zmieszać z błotem facebookowy profil Pizzerii Krążek, na którym niedługo po zamachu w Manchesterze pojawiła się… zapowiedź specyficznej promocji, wykluczającej z udziału w niej sporą grupę społeczną:
Wspieramy Menczester ! Dzisiaj Fisz&Czips za jedyne 9,9. ! Nie gotujemy dla Ciapakow. Czysta Polska !
Obecnie wpis wygląda tak:
Przaśne zdjęcie paluszków rybnych i frytek z marketu nie wzbudziła podejrzeń redakcji. Nikogo nie zastanowiło również to, że… Pizzeria Krążek nie istnieje. Tak po prostu – takiej restauracji nie znajdziecie nigdzie, poza Facebookiem oczywiście. Jak zresztą wyjaśnili po jakimś czasie administratorzy fanpejdża: „Całość poprzedniego posta, komentarzy, odpowiedzi na opinie (swoją drogą – bardzo ciekawe zjawisko – same 1* i 5*) była od początku do końca prowokacją”.
Mimo to – przyjmując za dobrą monetę to, że przecież wpis opublikowano w internecie, gdzie, jak wiemy, wszystko jest prawdą – naTemat opisało tę sprawę jako przykład bulwersującej reklamy. Bez kontaktu z „pizzerią”, bez próby wyjaśnień z jej strony. No, ale nagłówek był rzeczywiście spektakularny. A zamiast przeprosin czytamy oficjalne stanowisko naTemat w tej sprawie:
Sprawę pierwsza nagłośniła na swojej stronie „Kryzysy w social mediach wybuchają w weekendy” słynna specjalistka od social media Monika Czaplicka, a obok naTemat sprawę opisało jeszcze kilka dużych redakcji. Teraz twórcy tej kuriozalnej zabawy tragedią na Wyspach próbują zarzucić mediom, że szybko reagując na przejawy ksenofobii i rasizmu „polaryzują i skłócają”.
Czyli: daliśmy ciała, ale inni, znani i lubiani, też, a w ogóle to nieładnie kłamać w internecie, więc o co wam chodzi. Ciekawe tłumaczenie serwisu, na którym przeczytamy, że autor będzie godzien pisania na jego łamach, „jeśli będzie gotowy uczestniczyć w wymianie myśli, a nie w bezmyślnej młócce”.
Taaak…