Czy można kupić względnie tanio mieszkanie w stolicy? Ciągle są dzielnice, w których metr kw. kosztuje poniżej 8 tys. zł. Ale dobry adres w Warszawie ma swoją cenę. Czasem metr kosztuje tam tyle, ile całkiem przyzwoity, używany samochód.
Serwis Rynek Pierwotny opracował ceny mieszkań w Warszawie z podziałem na dzielnice. Stolica nie jest tania, mówiąc eufemistycznie – ale to przecież doskonale wiemy. Jednak są miejsca, gdzie jeszcze mieszkania nie są kosmicznie drogie.
Najtańszy jest tradycyjnie Wawer, gdzie metr kw. kosztuje teraz średnio 8,5 tys. zł. To o niecałe 2 proc. mniej niż w ostatnim kwartale zeszłego roku. Mieszkanie na Białołęce kosztuje już przeciętnie 9,3 tys. zł za metr, a w przypadku Rembertowa jest to 9,5 tys. zł. Na tym jednak jednak „tanie” części Warszawy się już kończą.
Dobry adres w Warszawie. Ochota goni centrum
Wszystkie inne dzielnice mają bowiem średnią powyżej 10 tys. za metr. Najdroższe okazało się Śródmieście. Tu średnia cena dobija do 28 tys. i jest o niemal 4 proc. wyższa niż w poprzednim kwartale.
Co ciekawe, numerem dwa jest Ochota. Wygląda na to, że robi się z niej bardzo modna dzielnica, bo ceny mieszkań wzrosły tam aż o 33 proc. w porównaniu do IV kwartału 2021 r.! Zdecydowanie tańszy jest Mokotów ze średnią 16,4 tys. zł za metr.
O 14 proc. wzrosły ceny na Woli. Ta niegdyś robotnicza i niezbyt prestiżowa dzielnica zmieniła ostatnio swoje oblicze. Żeby tam zamieszkać, trzeba już wyłożyć średnio 21 tys. zł za każdy metr.
Dla wielu synonimem warszawskiego prestiżu jest Wilanów. Jednak ta dzielnica wcale taka droga nie jest. Cena metra to średnio 13,7 tys. zł. To podobnie jak na Pradze-Południe (13,3 tys. zł) – i mniej niż na Ursynowie (14,5 tys. zł).
Co z tego wynika? Właściwie to, że dobry adres w Warszawie to teraz właściwie… każdy adres w Warszawie. Bo w czasach coraz wyższej inflacji i coraz trudniej dostępnych kredytów, niestety mieszkania w stolicy stają się coraz mniej dostępne.
Centrum stolicy staje się natomiast już zupełnie niedostępne dla zwykłego śmiertelnika. Szkoda, w końcu miasto „żyje”, jeśli w centrum spotykają się osoby o różnym profilu i statusie. Z drugiej strony, to oznacza, że Warszawa się „zeuropeizowała”. Bo przecież centra największych zachodnich miast już dawno opanowali milionerzy, a gorzej sytuowane osoby musiały zadowolić się bardziej peryferyjnymi dzielnicami.