„Sprzedam 70 mieszkań w Warszawie”. Coraz więcej podobnych ogłoszeń trafia na portale mieszkaniowe. Brak restrykcji w nabywaniu nieruchomości mieszkaniowych sprawił, że poza wszechmocnymi dotychczas deweloperami coraz więcej do powiedzenia mają fundusze inwestycyjne. Czy wprowadzenie podatku katastralnego od trzeciego, czy nawet czwartego mieszkania mogłoby w tym wypadku poprawić sytuację osób wchodzących na rynek pracy? Czy marzenia o mądrym podatku katastralnym mają jakikolwiek sens?
Warszawa to miasto, które darzę wyjątkowym uczuciem. W żadnym innym miejscu nie mam tylu znajomych. Tu się urodziłem, tu zdobyłem wykształcenie i obecnie także tu pracuję i mieszkam. Ze wszystkich miast jest mi miastem najbliższym. Dlatego wyjątkowo przejmuje się losem mieszkańców stolicy. Szczególnie, że wielu z moich znajomych znajduje się obecnie w wieku, a także na etapie życia, w którym decyduje się na zakup własnego mieszkania. Mając na uwadze rosnącą inflację czy rekordowo wysokie stopy procentowe należy uznać, że czas na podobne zakupy jest wyjątkowo marny. Tyle, że nie mamy gwarancji, że jeszcze kiedykolwiek będzie lepszy.
Ceny stołecznych nieruchomości w ostatnim czasie nieznacznie wzrosły, choć porównując je do tych sprzed trzech lat – wzrost jest wyjątkowo wysoki. Dlatego, choć najbliżej mi do liberalnych, wolnorynkowych poglądów i nie darzę specjalną sympatią lewicujących, opierających się na socjalistycznych banałach partii, to przyznaję, że coraz częściej myślę o mądrym podatku katastralnym. Nie, nie jestem koniunkturalistą, który zmienia pogląd w zależności od sytuacji w jakiej się znalazł. Mnie problem braku własnego mieszkania nie dotyczy. Dotyka jednak dziesiątek, o ile nie setek tysięcy takich jak ja. Młodych, wykształconych i pracujących ludzi, którzy pragną zamieszkać w miejscu, w którym pracują. Nie uważam, że każdy względnie młody człowiek powinien mieszkać we własnym mieszkaniu z antresolą, jak przedstawiane jest to najczęściej w polskich komediach romantycznych. Nie każdy powinien także oczekiwać, że już na początku swojej kariery sprawi sobie luksusowy apartament na 42. piętrze.
Myślę o podatku katastralnym – o mądrym podatku katastralnym
Nie do końca podzielam także wyświechtane hasła lewicującej młodzieży, że mieszkanie prawem, a nie towarem. Denerwuje się jednak, gdy na portalach mieszkaniowych znajduje ogłoszenia o treści „sprzedam 70 mieszkań w Warszawie„. Ot, fundusz inwestycyjny zakupił pakiet mieszkań, na które otrzymał olbrzymi rabat, a teraz dyktuje ceny nieruchomości na rynku konsumenckim.
Czy zatem mądrze wprowadzony podatek katastralny byłby właściwym rozwiązaniem? Nie jestem przekonany, że obecni rządzący potrafiliby właściwie przeprowadzić proces legislacyjny, aby ustalić najdogodniejsze rozwiązania. Na rynku nieruchomości mieszkalnych panuje nieograniczona samowola. Możliwe jednak, że wprowadzając prawdziwy kataster państwo mogłoby skutecznie zachęcić tych, którzy posiadają kilkanaście czy kilkadziesiąt mieszkań do zainwestowania w inne obszary rynku. Teoretycznie wprowadzenie podatku katastralnego mogłoby dodatkowo skłonić część z właścicieli do podjęcia ponownej aktywności zawodowej. To oczywiście życzeniowe, a nawet wręcz utopijne oczekiwania.
Mądry podatek katastralny, a zatem taki, który wprowadzony byłby zapewne od czwartego czy nawet piątego mieszkania mógłby pomóc w odmienieniu obecnej sytuacji. Istnieje jednak ryzyko, że jego wprowadzenie uderzyłoby pośrednio w najemców mieszkań. Obecni właściciele po prostu podnieśliby czynsze, na czym straciliby by głównie najemcy. Niewykluczone jednak, że część mieszkań trafiłaby ponownie na rynek wtórny, gdy obecni właściciele uznaliby, że istnieją lepsze inwestycyjne okazje, niż bierne lokowanie w nieruchomości.