Wyborcza.biz poinformowała w czwartek, że Prawo i Sprawiedliwość ma w planach ponowne obniżenie wieku emerytalnego. Tym razem kobiety przechodziłyby na emeryturę w wieku 55 lat a panowie po ukończeniu 60 roku życia. Nawet biorąc poprawkę na specyfikę obecnej władzy i jej przedwyborczą desperację, trudno uwierzyć w istnienie tak szalonego i katastrofalnego w skutkach planu.
Mam szczerą nadzieję, że nawet zdesperowani politycy mają jeszcze jakieś granice zdrowego rozsądku
Podobnie nie ma takiej rzeczy, której nie jest w stanie obiecać polityk przed wyborami. Prawdziwość tego powiedzenia w szczególności dotyczy tych, którzy ryzykują utratę władzy i wiążących się z nią synekur. Nie wspominając nawet o ryzyku poniesienia wreszcie konsekwencji swoich różnego rodzaju posunięć o wątpliwej legalności. Mowa rzecz jasna o obozie politycznym, który rządzi teraz Polską.
Prawo i Sprawiedliwość ma wszelkie powody do desperacji. Wygląda na to, że waloryzacja 500 Plus do poziomu 800 zł nie przysporzyła rządzącym zauważalnego wzrostu poparcia. 800 Plus popierają przede wszystkim ci wyborcy, którzy i tak zamierzają głosować na PiS.
Kolejny problem partia władzy sprawiła sobie sama. Mowa o ustawie Lex Tusk, która nie tylko przypomniała całemu światu zarzuty dotyczące autorytarnych ciągotek partii Jarosława Kaczyńskiego, ale też dała całkiem sporo wiatru w żagle opozycji. W ostatnim sondażu Kantara Koalicja Obywatelska nawet nieznacznie wygrywa z PiS, a marsz 4 czerwca okazał się frekwencyjnym sukcesem.
Czy to oznacza, że rządzący są w stanie zrobić już dosłownie wszystko, by utrzymać się przy władzy? Wyborcza.biz twierdzi, że rządzący przygotowują się do złożenia wyborcom nowej spektakularnej obietnicy. Byłoby nią ponowne obniżenie wieku emerytalnego o 5 lat. Kobiety miałyby przechodzić na emeryturę w wieku 55 lat a mężczyźni po ukończeniu 60 roku życia. Przyznam, że nie chce mi się w te rewelacje wierzyć. Powód jest bardzo prosty: takie posunięcie to byłoby czystym szaleństwem.
Już z czysto politycznego punktu widzenia byłby to duży błąd w kalkulacjach. Owszem, jednym z powodów odzyskania sympatii wyborców przez PiS w 2015 r. było cofnięcie podwyższenia wieku emerytalnego 67 lat. Poprzednia ekipa rządząca może i miała dobry pomysł, ale nijak nie potrafiła do tego przekonać Polaków. Pogorszyła tylko sprawę, kombinując przy pieniądzach z OFE. Dzisiaj ponowne obniżenie wieku emerytalnego nie wyrównywałoby żadnej niesprawiedliwości i nie naprawiało poczucia krzywdy wyrządzonej społeczeństwu. Co uzyskalibyśmy w zamian? Katastrofę.
Ponowne obniżenie wieku emerytalnego to przede wszystkim dużo niższe emerytury
Żeby zrozumieć, jak fatalne w skutkach byłoby ponowne obniżenie wieku emerytalnego, trzeba zdać sobie sprawę z tego, jak w Polsce skonstruowano cały system. Otóż wysokość naszych emerytur zależy przede wszystkim od dwóch czynników. Pierwszym jest gromadzony przez nas kapitał: zwaloryzowana wysokość składek na koncie ubezpieczonego, jego kapitał początkowy, oraz środki spływające z pozostałych filarów w rodzaju OFE, PPK, czy IKE/IKZE.
Drugą składową stanowi statystyczny wskaźnik o nazwie „średnie dalsze trwanie życia” wyrażony w miesiącach. Pierwszy element dzieli się przez drugi i wychodzi kwota, którą otrzymuje co miesiąc emeryt. Jak się łatwo domyślić, im krócej zbieramy nasz kapitał emerytalny, tym niższą uzyskamy emeryturę. Jakby tego było mało, wcześniejsze przejście na emeryturę oznacza, że dla systemu pożyjemy dłużej. Tym samym wysokość naszego świadczenia maleje jeszcze bardziej. Nie bez powodu w Polsce mamy poważny problem z niskimi emeryturami wśród kobiet. Panie żyją średnio dłużej i pracują krócej.
Tyle w skali pojedynczego ubezpieczonego. Z punktu widzenia całego systemu ponowne obniżenie wieku emerytalnego urasta do rangi dramatu. Zacznijmy od tego, że niższe emerytury trzeba by jakoś uzupełnić. Choćby i po to, żeby seniorzy nie umierali z głodu. Przecież istnieje jakiś powód, poza ordynarnym przekupstwem przedwyborczym, dla którego istnieje trzynasta i czternasta emerytura, a PiS teraz obiecał seniorom darmowe leki.
System emerytalny w obecnym kształcie nie wytrzymałby masowego napływu 55-letnicy emerytek i 60-letnich emerytów
To nie koniec problemów. Pięć roczników odprowadzających składki może nagle stać się świadczeniobiorcami. Tymczasem polskie społeczeństwo się starzeje, jesteśmy w stanie zapaści demograficznej. Tym samym nie bardzo byłoby komu uzupełnić braków swoimi składkami. W rezultacie albo musielibyśmy się pogodzić z emeryturami już nie głodowymi a homeopatycznymi, albo dosypywać do systemu pieniędzy. Jeśli kogoś to pocieszy: wybór jest pozorny, bo koniec końców politycy i tak musieliby jakoś sobie poradzić ze wskazanym wyżej problemem z systemowym ubóstwem emerytów.
Siłą rzeczy możliwości są trzy. Pierwsza to drastyczne podwyższenie składek emerytalnych dla pracujących. Druga to różne formy dofinansowania emerytów z budżetu: kolejne nadprogramowe emerytury albo bezpośrednie subwencjonowanie świadczeń. Oczywiście rządzący mieliby jeszcze asa w rękawie: scenariusz Węgierski i zignorowanie własnych obietnic zaraz po wygranych wyborach. Wtedy wyborcy nie będą w końcu mogli im już nic zrobić.
Ponowne obniżenie wieku emerytalnego nawet w „łagodniejszym” wariancie w postaci emerytur stażowych byłoby poważnym osłabieniem już i tak mało sterownego systemu emerytalnego. Dlatego nie wydaje mi się, żeby politycy PiS byli aż tak szaleni czy bezmyślni, by nawet próbować obiecywać Polakom jeszcze wcześniejsze emerytury. Z drugiej strony, mogę być po prostu niepoprawnym optymistą.