Partnerzy serwisu:
Społeczeństwo Zdrowie

Matka Polska naprawdę dobrze pilnuje tego, żebyś się nie upijał i nie palił. Powiem więcej, jesteśmy w czołówce

Marcin Chmielowski
25.06.2023
Matka Polska naprawdę dobrze pilnuje tego, żebyś się nie upijał i nie palił. Powiem więcej, jesteśmy w czołówce

Im dalej brnę w dorosłość, tym bardziej współczesne państwa jawią mi się jako przerośnięci rodzice którzy dbają o to, aby obywatele nie byli obywatelami, a bardzo dużymi dziećmi. Pokazuje to Nanny State Index, czyli ranking państw, które ograniczają naszą wolność dla naszego dobra – i każą sobie za to słono płacić. 

Ranking powstaje już od 2016 roku i ma na celu porównywanie regulacji istniejących w europejskich państwach, ale tylko tych, które dotyczą, w zależności od tego, kogo pytamy, drobnych przyjemności albo poważnych problemów. Alkohol, tytoń, e-papierosy, niezdrowa żywność i słodkie napoje – to ta kategoria produktów jest na liście zainteresowań twórców zestawienia. Śmiało można by do niej dodać regulacje dotyczące hazardu oraz marihuany, tym bardziej, że tutaj również można by było robić jakieś porównania pomiędzy eurokrajami. Cóż, twórcy rankingu woleli obrać bardziej minimalistyczne podejście. Badają jednak nie tylko wysokość opodatkowania, a więc tzw. “sin taxes”, ale również inne regulacje, takie jak zakazy bądź ograniczenia reklamowania pewnych wyrobów, zakazy palenia, spożywania czy sprzedaży w pewnych miejscach.

Nie przedłużając, Polska w tym zestawieniu wypada bardzo źle. Na 30 krajów jesteśmy dziewiąci, ale to jest jedna z tych list, gdzie im wyżej, tym gorzej. Bardziej przeregulowanie. Niechlubny ranking wygrywa Turcja, tuż za nią plasuje się niezawodna w takich zawodach Norwegia, wysoko jest też Litwa i Finlandia. Przeciwny biegun? Najbardziej wyluzowanym krajem są Niemcy, dalej Czechy, Włochy i Luksemburg.

Czy cel uświęca środki?

No dobrze, ale dlaczego mamy jako podatnicy płacić wysokie koszty leczenia tym, którzy zamiast zdrowo się odżywiać i dbać o siebie piją, palą i zajadają się chipsami popijanymi colą? To bardzo sensowny argument. Tym bardziej, że niestety, na horyzoncie nie widać prywatyzacji systemów publicznych, przymusowych ubezpieczeń ani jakichś wielkich reform ochrony zdrowia. Póki jedziemy na jednym wózku to możemy chcieć, jako podatnicy zatroskani o dobro wspólne, aby jechało na nim możliwie jak najbardziej zdrowe społeczeństwo.

Tyle że problem zdrowia publicznego jest bardziej skomplikowany i proste w swej istocie działania takie jak podnoszenie akcyzy czy utrudnianie dostępu do zakupu pewnych produktów, lub ich dodatkowe opodatkowywanie, wcale nie przynoszą zaskakująco dobrych wyników. Bardziej paternalistyczne kraje wcale nie mają wyższych wskaźników długości życia. Istnieje za to inny, wyraźny związek. To bogate kraje zaludniają ci, którym jest i będzie dane dożyć późnej starości. Sam zaś styl życia, częściowo możliwy do poprawy o czym wie każdy, kto pamięta jeszcze jak to jego babcia smażyła schabowe na smalcu, a dziadek w tym czasie popalał dwie paczki “Popularnych” dziennie, odpowiada w ogromnym stopniu za to, ilu lat dożyjemy i jakiej jakości będzie to życie. Możemy nie lubić instagramowej krucjaty różnych personalnych trenerów i trenerek, ale to oni, promując modę na zdrowy styl życia, robią naprawdę sporo dla rugowania niezdrowych nawyków. To oczywiście tylko jeden z przykładów.

Można więc odwrócić problem i zapytać się o to, co nie działa w polityce regulowania naszej diety i konsumpcji używek. Silne regulacje dotyczące alkoholu, tytoniu oraz nie ujętych w rankingu narkotyków tworzą czarny rynek, powodują słabszą jakość towaru, bo ograniczają konkurencję, powodują też powstawanie takich komórek w administracji, które muszą zajmować się koncesjami oraz szerzej, całą obsługą regulacji. To też kosztuje, ale koszty poniesione w imię większego dobra są mniej widoczne.

Co możemy zrobić?

Walka z realnymi problemami uzależnień to kwestia kulturowa, coś, czym powinno zajmować się społeczeństwo – na ile potrafi. I myślę, że zdecentralizowane sieci pomocy (takie jak kluby AA) mogą mieć lepsze wyniki, niż urzędnicy z gminnych komisji rozwiązywania problemów alkoholowych. Liberalny optymizm zawsze jednak należy dzielić przez realizm, stąd też wcale bym się nie dziwił, gdyby pewne formy systemowego i odgórnego, nie oddolnego wsparcia dla potrzebujących naprawdę dawały radę i ostatecznie przynosiły wiele dobrego. Nadmierne opodatkowanie na przykład alkoholu wcale nie zmniejsza picia (na pewno nie w Polsce), a co najwyżej transgraniczną wymianę z naszymi sąsiadami u których jest taniej. Na pewno jednak pozwolenie ludziom na dorobienie się i gospodarowanie nadwyżką dochodów także na takie cele jak sport, rekreacja czy po prostu mniej stresujące, bo mniej zagonione życie, to lepszy pomysł na umacnianie wartości jaką jest zdrowie niż kolejny podatek w rodzaju cukrowego. Bo ten może i co do zasady odstrasza od nadmiernej konsumpcji słodkich napojów, ale równie dobrze może to nasza świadomość żywieniowa się poprawia i pilibyśmy ich mniej także i bez niego? Tym bardziej – i to jest dla mnie bardzo ważne – że chciałbym, aby państwo traktowało dorosłych ludzi tak, jak na to zasługują, jako zdolnych do podejmowania wyborów i odpowiedzialnych za swoje codzienne, przyziemne decyzje. Jeśli tutaj nie zbudujemy przestrzeni odpowiedzialności, to ciężko będzie o nią choćby przy urnach.

Autor: Marcin Chmielowski

Politolog, filozof, komentator i felietonista. Ma na koncie książki o libertarianizmie, filmy o wolnorynkowych ekonomistach, doświadczenie w trzecim sektorze i związaną z nim pracą u podstaw.