Poszukiwany napisał na Facebooku, że podda się policji za 15 000 lajków. Policja… apeluje o polubienie posta ściganego

Gorące tematy Na wesoło Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (923)
Poszukiwany napisał na Facebooku, że podda się policji za 15 000 lajków. Policja… apeluje o polubienie posta ściganego

Kiedyś przestępcy za współpracę z policją oczekiwali pieniędzy, łagodniejszego traktowania, czy spełnienia innych tego typu żądań. Czasy się zmieniły, świat również. Dzisiaj poszukiwany podda się policji za lajki na Facebooku. Organy ścigania traktują tą deklarację poważnie, apelują o polubienie posta z listem gończym. 

Jak się okazuje, lajki mogą być cenniejsze, niż wolność – a może po prostu przestępca postanowił zakpić z organów ścigania?

Od zawsze chyba rozpoznawalność była dla wielu ludzi ważniejsza, niż ich instynkt samozachowawczy. W dzisiejszych czasach, w dobie mediów społecznościowych, żądza sławy i narcyzm stają się widoczne bardziej niż kiedykolwiek. To z kolei bardzo często prowadzi do wręcz tragikomicznych sytuacji. Teraz na przykład w USA poszukiwany podda się policji za lajki. Jak podaje Antyradio, wystarczy, że organy ścigania zbiorą 15 tysięcy lajków pod postem na Facebooku z nakazem jego aresztowania.

Poszukiwanym przestępcą jest niejaki Jose Simms. Wymiar sprawiedliwości miasta Torrington, położonego w amerykańskim stanie Connecticut, poszukują go za wielokrotne niestawiennictwo w sądzie. Jak widać, nie wydaje się być jakimś wyjątkowo groźnym kryminalistą. Skoro jednak jest poszukiwany listem gończym, to tamtejsza policja podjęła wszelkie możliwe kroki, by Simmsa ująć. Jednym z nich była publikacja listu gończego na profilu departamentu policji w Torrington na Facebooku.

Czy poszukiwany podda się za lajki? Jose Simms, jak do tej pory, wcale nie oddał się w ręce policji

Wówczas zdarzyła się rzecz dość nieoczekiwana. Jose skontaktował się, za pośrednictwem portalu, z prowadzącym jego sprawę porucznikiem Brettem Johnsonem. Podczas ich rozmowy padła deklaracja, że poszukiwany podda się za lajki. Celem wyzwania był, jak już wspomniano wyżej, post z listem gończym. Z początku domagał się ich aż 20 tysięcy. Policjant zaoferował, że mogą dać co najwyżej 10 tysięcy, ostatecznie po krótkich negocjacjach panowie spotkali się po środku.

Policjanci zaapelowali do internautów o wsparcie. Jak się łatwo domyślić, spełnienie za dość oczekiwaniom Simmsa nie stanowiło większego problemu. W tym momencie wzmiankowany pod postem można znaleźć 25 tysięcy lajków i ok. 2 tysięcy innego rodzaju reakcji. Niestety, jak do tej pory Jose Simms nie wypełnił swojej strony umowy i nie oddał się w ręce organów ścigania. Nie wiadomo jak się to odbije na dalszych losach ściganego, najpewniej sympatii policjantów w ten sposób nie zyskał.

Czy to oznacza, że policja w Torrington odpuściła sobie ściganie Simmsa licząc wyłącznie na jego honor i siłę internetu? W żadnym wypadku. Stróże prawa zapowiadają, także na Facebooku, że nie ustają w wysiłkach zmierzających do ustaleniu miejsca pobytu poszukiwanego oraz jego ujęcia. Trzeba przyznać, że podjęcie wyzwania Simmsa tak na dobrą sprawę nic policjantów nie kosztowało. Jeśli faktycznie poszukiwany podda się policji za lajki, to warto przecież spróbować. Jeśli nie – obywateli taka akcja nie kosztuje nawet centa.

Coraz więcej instytucji wykorzystuje w swojej pracy media społecznościowe, dotyczy to także polskiej policji czy ZUS

Policjanci z Torrington korzystają z mediów społecznościowych by usprawnić działanie swojej jednostki. Dzięki aktywnemu korzystaniu z Facebooka, nie tylko ułatwiają sobie kontakt z obywatelami, ale również dysponują dodatkową platformą do chociażby właśnie publikowania listów gończych. Obecność rozmaitych instytucji publicznych w mediach społecznościowych powoli staje się standardem. Także polska policja dysponuje kontem na Facebooku, choć używanym raczej do prezentowania obywatelom ważnych wydarzeń z działalności formacji. W ostatnim czasie możemy tam znaleźć relacje z działań policji dotyczących zagrożenia powodziowego, zatrzymań, czy wykorzystania świeżo zakupionego sprzętu. Polska policja jest obecna również na Twitterze.

Być może także w Polsce poszukiwany podda się policji za lajki. Jak na razie jednak żaden polski zbieg nie deklarował takiego zamiaru. Nie znaczy to bynajmniej, że Polacy nie potrafią narobić sobie kłopotów za pomocą Facebooka. Taką niedogodnością może być chociażby kontrola ZUS, jeśli przebywając na zwolnieniu lekarskim publikujemy zdjęcia z wczasów. Także organy podatkowe bardzo interesują się tym, co obywatele zamieszczają w internecie. Nie ulega również wątpliwości, że aktywność poszczególnych osób w mediach społecznościowych bywa przedmiotem zainteresowania policji, czy innych służb ścigających przestępców.