Wakacje nad morzem, ale bez morza. Oto, co tego lata powinniście zwiedzić w Szczecinie

Lokowanie produktu Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (154)
Wakacje nad morzem, ale bez morza. Oto, co tego lata powinniście zwiedzić w Szczecinie

Jak nad morzem, ale nie nad morzem. Pachnie czekoladą, choć nie produkują tu czekolady. Niby kameralny, a jednak trzecie największe miasto w Polsce. Niby historyczny, a jednak zbudowany niemal w całości po wojnie. Szczecin to miasto sprzeczności, ale warto je poznać. Poza tym jeszcze tam nie byłeś, prawda?

Ponoć Szczecin mało komu jest po drodze, a na dodatek bliżej stąd do Berlina niż do jakiegokolwiek dużego polskiego miasta. Jednak postaramy się przekonać, że warto tu przyjechać – a nawet i spędzić tu urlop!

Zanim jednak wyjaśnimy, co robić i czego nie robić, wyjaśnimy, czego w Szczecinie nie mówić. Pod żadnym pozorem nie pytajmy „Gdzie nad morze” albo „Którędy na rynek”. Od razu zezłościmy szczecinian, a to naprawdę przyjemni ludzie! W Szczecinie, podobnie jak w 160 innych miejscowościach, działa superszybki, bezprzewodowy internet 5G od Plusa, więc bierzemy dostępny w tej sieci Samsung S21 5G i ruszamy na miasto – jedno z pierwszych, w których wystartowała pierwsza i najszybsza sieć 5G – od Plusa. Najpierw wpiszmy w Google Maps „Łasztownia”. I wybierzmy się na plażę na Wyspie Grodzkiej.

Morską plażę? Ciągle sporo Polaków jest przekonanych, że Szczecin leży nad morzem. Kwestia to dość skomplikowana i już kiedyś ją wyjaśnialiśmy na Bezprawniku. Jednak na Wyspie Grodzkiej można się poczuć prawie jak nad Bałtykiem. Nawet piasek został sprowadzony z jednej z nadmorskich plaż! Jest dużo miejsca, są knajpy, są opalający się ludzie. Nie ma jednak ani parawanów, ani ryb za 100 zł.

Gdy się znudzimy tym plażinigiem, możemy wejść na pobliskie Wheel of Szczecin, czyli największy diabelski młyn w Polsce. Ten, podobnie jak plaża, jest niestety otwarty tylko w sezonie letnim. Z wysokości zobaczymy, jak bardzo to miasto związane jest z wodą. Bo Szczecin to nie tylko Odra, ale i jezioro Dąbie – czwarte największe w Polsce i leżące w całości w granicach Szczecina.

Jeśli ktoś lubi żagle, powinien popływać właśnie po Dąbiu, a z jachtu będzie mógł oglądać centrum miasta. Mamy jednak inną propozycję – i po Odrze, i po Dąbiu można popływać motorówką. Wypożyczalni jest w okolicy mnóstwo, ceny nie są bardzo wygórowane, a do prowadzenia maszyn nie potrzeba żadnych uprawnień. Możemy podziwiać panoramę miasta, ale też wypłynąć nieco od centrum w kierunku Dolnej Odry. Widoki – niezapomniane. Inna propozycja – popływać w pobliżu terenów przemysłowych, które tworzyły Stocznię Szczecińską, niegdyś jedną z największych w Europie.

Szczecin od strony wody (zdjęcie zrobione dostępnym w Plusie telefonem Samsung S21 5G)

Lub po prostu odpalić w motorówce telefon i obejrzeć sobie jakiś film – dzięki 5G od Plusa załaduje się błyskawicznie. A jaki film obejrzeć? Najlepiej oczywiście „Młode Wilki”, czyli chyba najsłynniejszy obraz, którego akcja dzieje się w tym mieście. Oglądanie „Wilków” w motorówce, patrząc na miasto? Niewiele jest bardziej szczecińskich rzeczy na świecie.

Kebab? Wolne żarty. W Szczecinie jest pasztecik

Jeśli po wodnych atrakcjach nieco zgłodniejemy, czas odkryć kulinarne atrakcje Szczecina. Miasto leży tuż przy Berlinie, europejskiej stolicy kebabów. Czy więc wszyscy w Szczecinie zajadają się kebabami? Niekoniecznie (tak, miasto sprzeczności). O bułce z frytkami nie będziemy zbyt długo mówić, ale wspomnimy o niej z kronikarskiego obowiązku – tak, funkcjonuje tu coś takiego.

Nie można jednak być w Szczecinie i nie spróbować pasztecika (nie mylić z pasztetem szczecińskim!). To smażone ciasto z nadzieniem, na przykład mięsnym. Warszawa ma swój „radziecki dar” w postaci Pałacu Kultury i Nauki. Cóż, Szczecin też coś dostał od ZSRR. Specjalną maszynę do produkcji szybkich dań dla wojska. Maszyna trafiła w ręce pomysłowych szczecinian, którzy w 1969 r. założyli bar „Pasztecik”.

Pasztecik – nie mylić z pasztetem! (zdjęcie zrobione dostępnym w Plusie telefonem Samsung S21 5G)

I tak bar funkcjonuje do dziś (wpiszmy w nawigację Wojska Polskiego 46) – a co lepsze, wystrój jego właściwie nie zmienił się do dziś. Pojawiła się tylko kasa fiskalna i reklamy. Jeśli o tym jednak zapomnimy, poczujemy się jak w głębokim PRL. Aha – pasztecik to niedroga przekąska, jeden kosztuje zaledwie 4 zł!

Chcemy zjeść coś bardziej wysublimowanego? Nie ma problemu. Ale najpierw musimy się zmierzyć z kłopotliwą kwestią szczecińskiego rynku. Otóż klasycznego rynku w Szczecinie nie ma – przynajmniej takiego, jaki jest w Krakowie, Gdańsku czy Lublinie. Jest za to Rynek Sienny. Ponieważ stare miasto zostało niemal zupełnie zniszczone podczas II wojny światowej, zbyt wielu starych budynków tam nie ma. Są za to kamienice „w stylu lat 90.”, wybudowane w ostatnich latach. Efekt tych pomysłów jest, hmm,  kontrowersyjny, ale i tak na szczeciński rynek warto się wybrać. Dla byłego ratusza (dziś Muzeum Historii Szczecina), który oparł się alianckim bombom. Ale i dla kilku naprawdę fajnie odbudowanych kamienic. No i dla restauracji. Na rynku jest na przykład kilka restauracji, które założyła rodzina Rati Agnihotri, znanej bollywoodzkiej aktorki, która od życia w Mumbaju wolała jednak Szczecin i miłość do Polaka.

 

Rynek w Szczecinie nie przypomina żadnego innego (zdjęcie zrobione dostępnym w Plusie telefonem Samsung S21 5G)

Historia Agnihotri, a jakże, ma się doczekać filmu (może będzie większym hitem niż „Młode wilki”), ale póki co jej rodzina serwuje niezłe dania w kilku knajpach. Choć ostrzegamy – tu akurat tanio nie jest.

To teraz zejdźmy pod ziemię

Szczecin jest jednym z najstarszych miast, ale niestety, stara zabudowa nie przetrwała historycznych zawirowań. Większość zabytków, cóż, skończyła jak tutejszy rynek. Niewiele niemieckich miast było tak bombardowanych przez aliantów jak Szczecin, czy wówczas raczej Stettin.

Tego efektem była jednak budowa gigantycznej sieci schronów podziemnych. Te można dzisiaj zwiedzać z przewodnikiem, trasy rozpoczynają się z Dworca Głównego PKP. Schrony służyły zresztą nie tylko Niemcom, ale i wojskom za czasów PRL. Ponoć bunkry były w stanie schronić lokalnych notabli nawet podczas konfliktu nuklearnego. Dziś można udać się w podziemną trasę „Szczecin podczas II wojny”, ale i „Szczecin za czasów PRL”. Podziemne zwiedzanie to zdecydowanie punkt obowiązkowy podczas wizyty w mieście.

Jakie są inne punkty obowiązkowe? Skoro jesteśmy przy alianckich bombardowaniach, to zobaczmy to, czego nie zbombardowali. To kilka majestatycznych gmachów przy Wałach Chrobrego. Bombowce akurat to miejsce oszczędziły. Może dlatego, że chcieli je jakoś wykorzystać. Może z powodu, że jest naprawdę imponujące – właściwie to nie wiadomo.

Widok na Wały Chrobrego (zdjęcie zrobione dostępnym w Plusie telefonem Samsung S21 5G)

Wały Chrobrego nie są tak naprawdę ani wałami, ani nie mają zbyt wiele wspólnego z Chrobrym. W oryginale nazywały się „Tarasami Hakena”, na cześć niemieckiego burmistrza, który zdecydował o ich budowie. I faktycznie – jest to wielki taras, z którego można podziwiać Odrę, przepływające statki – i oczywiście naszą szczecińską plażę. Spacerując tak po Wałach, będziemy mogli poczuć… zapach czekolady. Nie, nie wywodzi on się z pobliskich knajp. Fabryka czekolady? To byłoby zbyt proste. Czekoladowy zapach wywodzi się z fabryki Gryf, która faktycznie, niegdyś produkowała tabliczki, ale teraz zajmuje się głównie wytwarzaniem półproduktów czekoladowych. Jeśli zobaczycie na mieście koszulki „Szczecin pachnący czekoladą” (a jest ich całkiem sporo) – to już wiecie dlaczego.

Kolejny punkt obowiązkowy to Filharmonia Szczecińska – chyba żadne inne miejsce w mieście nie jest bohaterem tylu zdjęć na Instagramie. Warto zobaczyć na własne oczy ten obsypany nagrodami budynek, ale i warto wejść do środka – nawet jak nie idzie się na żaden koncert. Bo wnętrze budynku jest nie mniej instagramowe niż sama bryła!

Szczecińska filharmonia (zdjęcie zrobione dostępnym w Plusie telefonem Samsung S21 5G)

Co robić wieczorem? Na przykład poznać motoryzacyjną historię miasta. Bo mało kto wie, że w Szczecinie powstawały samochody, porównywane swego czasu do Mercedesów. Przerwaną przez II wojnę światową historię marki Stoewer można dziś poznać w Muzeum Techniki i Komunikacji. Tam też zobaczymy Junaki – legendarne szczecińskie motocykle z czasów PRL.

Wieczorem można oczywiście oglądać na telefonie filmy i seriale w serwisie HBO GO czy w IPLI w hotelu (znowu nieocenione 5G Plusa). A potem można także odwiedzić najstarsze nieprzerwanie działające kino na świecie. Według Księgi Rekordów Guinnessa jest nim właśnie szczecińskie Kino Pionier 1907 (choć musimy podkreślić, że są źródła, które uznają, że funkcjonują na świecie kina nieco starsze). To nieduże kino studyjne, oferujące ciekawy, nieco alternatywny repertuar – w sam raz, by ochłonąć po intensywnym dniu.

Jednak atrakcji w Szczecinie jest znacznie więcej, można tu spędzić cały urlop. Na przykład ucząc się wakeboardingu w Wake Park Szczecin czy tropiąc ślady zniszczonych niemieckich wież w szczecińskich lasach.  Może nie ma morza, ale też jest… całkiem nieźle.

Artykuł powstał we współpracy z siecią Plus