Dwudziestolatkowie zobaczyli w Netflix „Przyjaciół” i są w szoku z powodu wylewającej się homofobii, transfobii i seksizmu

Gorące tematy Na wesoło Dołącz do dyskusji (1465)
Dwudziestolatkowie zobaczyli w Netflix „Przyjaciół” i są w szoku z powodu wylewającej się homofobii, transfobii i seksizmu

Spieszmy się oglądać „Przyjaciół” w Netflix, bo jeśli doniesienia zachodniej prasy są prawdą, to serial niedługo zostanie zdjęty z usługi. Dwudziestolatkowie, tzw. „milenialsi” są zdruzgotani tym, co zobaczyli na ekranie popularnej usługi. 

Okazuje się, że dla pokolenia dzisiejszych dwudziestolatków (oczywiście nie wszystkich, bardziej tych z gatunku Social Justice Warrior) poważnym problemem jest fabuła serialu. Tego samego serialu, którego emisja rozpoczęła się w 1993 roku, w związku z czym scenariusz nie był jeszcze dopasowywany do dzisiejszych standardów hollywoodzkich produkcji. A jakie te standardy są? Przepełnione nachalną i zwykle kompetnie wydartą z kontekstu indoktrynacją – usilnym wpychaniu wątków LBGT do fabuły, naciskiem na dywersyfikację rasową postaci z mniej więcej równym czasem antenowym na każdą z ras czy nawet „kolorowaniem” bohaterów, którzy przez kilkadziesiąt lat w kanonach popkultury byli kreowani jako osoby o białym kolorze skóry.

Nie trzeba być od razu Marianem Kowalskim, by coś takiego irytowało. Zwłaszcza, że przyjmuje postać odpowiednika wyskakujących na cały ekran bannerów reklamowych, które głośno zaczynają odtwarzać dźwięk. To jeszcze nie znaczy, że nienawidzimy przykładowej Eweliny Lisowskiej i Media Expert, ale z całą pewnością nienawidzimy tej formy reklamy i odbiera nam ona przyjemność z przeglądania Onetu.

Przyjaciele homofobiczni?

Dziwnie się czuję z tym, że połowa mojej męskiej drużyny w grach komputerowych Electronic Arts zwykle ma na mnie „chrapkę”, a wielki ogr i zabijaka w połowie ratowania świata sadza mnie na kolanie i spokojnie tłumaczy, że niektórzy ludzie rodzą się nie w tej płci, w której powinni. Bardzo tęsknię za czasami, gdy smoki się po prostu siekło, a do kosmitów strzelało, bez zaglądania innym bohaterom do majtek.

Młodzieży, która od kilku lat wychowuje się na produkcjach będących jednocześnie ulotkami reklamowymi pewnych ideologii, wydaje się teraz, że Friends są w jakiś sposób seksistowscy, homofobiczni i transfobiczni.

Tymczasem jedyny grzech Friends polega na tym, że elementów tej nachalnej i często realizowanej w złym stylu propagandy po prostu nie zawiera. Jeżeli występują w nich osoby o innym kolorze skóry lub orientacji seksualnej, to dla scenarzystów Przyjaciół są to po prostu ludzie. A z po prostu ludzi też można sobie czasem żartować.

Kiedy kobieta znajduje sobie nowego kochanka, a następnie decyduje się na rozwód, zakłada z nim rodzinę i wychowuje twoje dziecko… nie ma na to żadnej popularnej fobii. Ale kiedy kobieta znajduje sobie nową kochankę, a następnie rozwodzi się z tobą, zakłada z nią rodzinę i wychowuje twoje dziecko, to serial Friends – bo to przytrafiło się jednemu z bohaterów – jest już homofobiczny.

Jeżeli twoi rodzice rozwiedli się w dzieciństwie, a ojciec odszedł do innej kobiety, to oczywiście mogłeś się buntować i miało prawo być ci smutno. Ale jeśli rodzice rozwiedli się w dzieciństwie, ojciec odszedł do innego mężczyzny, a na dodatek występuje jako drag queen – a tak było w przypadku rodzica jednego z bohaterów serialu, który nie był z tego powodu pocieszony – to Friends są transfobiczni.

Poprawność polityczna a wolność artystyczna

Milenialsi wytykają serialowi średniowieczność i kompletną nieprzyzwoitość również z powodu żartu o tym, że Monica była w młodości bardzo otyła, Chandlerowi wypominają oburzanie się o bycie mylnie identyfikowanym jako gej (no tak, w końcu wszyscy z nas uwielbiają, gdy na nasz temat opowiada się nieprawdę), związek Moniki z 20 lat starszym Richardem źle im wygląda w kontekście #MeToo, a Joey podrywający kobiety – pytając je o to „jak się mają” – jest odstraszający i seksistowski. Tymczasem Catherine Deneuve dosłownie przed kilkoma dniami tłumaczyła, że w dyskusji na temat tego jak podrywać kobiety, wytworzyła się jakaś atmosfera absurdu:

Sygnatariuszki listu, wśród których znalazła się francuska ikona popkultury Catherine Deneuve stwierdzają, że „gwałt jest zbrodnią, ale próba uwodzenia kogoś, nawet uporczywa lub bezmyślna nim nie jest”. Autorki listu zwracają uwagę, że „uzasadniony protest przeciwko przemocy seksualnej, której poddawane są kobiety, szczególnie w życiu zawodowym” przekształcił się w „polowanie na czarownice”.

Independent kwituje swój artykuł konkluzją, że Friends wprawdzie nadal mogą być świetnym serialem, ale to nie znaczy, że nie są problematyczni w 2018 roku.

To prawda – Przyjaciele byli, są i będą rewelacyjnym serialem komediowym. Nie zgadzam się jednak z drugim wnioskiem, gdyż to rok 2018 ma poważny problem. Narzucane standardy medialnej debaty publicznej z roku na rok w coraz większym stopniu ograniczając wolność słowa, wolność twórczości artystycznej, wolność poczucia humoru czy wreszcie sprowadzając telewizję oraz kino z kategorii „sztuka i rozrywka” do kategorii „propaganda”. Dochodzi to do tego stopnia, że komediowy sitcom pozbawiony elementów szeroko pojętej poprawności politycznej jest przez młodych ludzi uznawany za dyskryminujący.

Pozostaje się cieszyć, że dziś o tym, co jest poprawne, a co nie, decydują środowiska związane z LBGT, a nie na przykład antyszczepionkowcy, bo produkt końcowy na tym traci, nudzi i uderza nachalnością, ale przynajmniej wciąż żyjemy.