Wakacje kredytowe to sabotaż, z taką władzą zaraz wszyscy skończymy na bruku

Finanse Państwo Dołącz do dyskusji
Wakacje kredytowe to sabotaż, z taką władzą zaraz wszyscy skończymy na bruku

Nie można jednocześnie mówić, że dobija nas inflacja, ale cieszą wakacje kredytowe. Wakacje kredytowe to dosłownie woda na młyn inflacji, to pisowski sabotaż na wysiłkach podejmowanych przez bank centralny.

Filmy z żółtymi napisami, które kolportowano w internecie jeszcze przed rozpowszechnieniem się nawet YouTube’a, starały się nam uświadamiać, że banki tworzą pieniądze z niczego. To nie do końca prawda, ale też dzięki kreatywnej księgowości rzeczywiście są w stanie wypuścić na rynek więcej pieniędzy, niż wynikałoby to ze zgromadzonych w nich depozytów. W pewnym momencie rynek poszarpany przez zarazę, dodruki i wichry wojny przestał sobie wreszcie z tymi pieniędzmi radzić i trzeba tę kasę z rynku ściągać.

A najlepszym sposobem jest mimo wszystko ściąganie gotówki z powrotem do banków. Przez ostatnie lata część z nas żyła na wielki kredyt, a teraz wszyscy musimy ten kredyt spłacać.

Walka z inflacją oznacza krew i łzy

Zacznijmy od podstaw, choć tego nikt głośno nie powie. Walka z inflacją generalnie polega na tym, by standard naszego życia się pogorszył.

Dlatego im szybciej zwalczymy inflację, tym lepiej, bo może uda się dzięki temu uniknąć ludzkich dramatów, które w miarę długotrwałości tego procesu będą rosnąć wykładniczo. Chciałbym przy tym podkreślić, że te tragedie niesie za sobą zarówno wysoka inflacja, jak i walka z inflacją. Natomiast nie powinna ich nieść inflacja niska lub zwalczona, dlatego tak bardzo powinniśmy się spieszyć.

Co może być oczywiście trudne, bo indolencja ekonomiczna PiS ma w tej inflacji tylko mniej więcej 40-procentowy udział, trzeba uczciwie powiedzieć, że pozostałe 60 proc. rozkłada się też na tę cholerną zarazę, a poza Putinem jeszcze oczywiście na epidemię i lockdowny.

Polecam ciekawą rozmowę z Tomaszem Rzeskim z Inbanku na ten temat.

Jak najszybciej pozbyć się pieniędzy

W walce z inflacją bazową – tą wywołaną przez PiS, bo taka też jest i zanosiło się na nią od dawna – dostatecznie skuteczne powinny być podwyżki stóp procentowych. Problem w tym, że Rada Polityki Pieniężnej podnosiła je zdecydowanie zbyt niemrawo. Prawdopodobnie obawiając się presji politycznej i społecznej. Ale ostatecznie RPP stara się zachowywać odpowiedzialnie, lecz wtedy wchodzi cały na biało PiS, który jest zakładnikiem najbardziej roszczeniowej, a przy tym słabo rozumiejącej procesy ekonomiczne części społeczeństwa.

Kiedy w podwyżkach stóp procentowych dosłownie chodzi o to, żeby ludzie przestali obracać pieniędzmi na rynku, wydawać na wczasy, ciuchy, nawet pyszności (brzmi okrutnie, ale jak wam się nie podoba prawda, to o 19.30 w TVP1 możecie sobie obejrzeć alternatywną wersję rzeczywistości dla idiotów) i zaczęli je masowo pchać do banków – spłacając kredyty, nadpłacając wręcz kredyty, zakładając lokaty czy konta oszczędnościowe, to wtedy przychodzi PiS i wprowadza wakacje kredytowe robiąc dosłownie wszystko, by zasabotować walkę z inflacją. By „ulżyć ludziom”. A to przecież też nie jest tak, że wysokie stopy procentowe można trzymać latami, bo kurczy się przez to biznes i inwestycje. Prawo i Sprawiedliwość zachowuje się więc trochę jak drużyna, która w finale dużego turnieju przegrywa 3-1 i zaczyna grać na czas.

Kiedy więc z przerażeniem patrzycie na benzynę za 8 złotych, ceny w Biedronce aktualizowane wzwyż raz w tygodniu i tym podobne zjawiska, miejcie proszę w pamięci, że sami sobie zgotowaliście ten los, przyklaskując krótkoterminowej uldze pokroju wakacji kredytowych. Wydłużacie i pogłębiacie również własną agonię bijąc brawa niekompetentnym populistom.