Nawet mając zielone światło trzeba się dokładnie rozejrzeć. Zawsze też można zwalić winę na lokalny układ

Gorące tematy Moto Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji (377)
Nawet mając zielone światło trzeba się dokładnie rozejrzeć. Zawsze też można zwalić winę na lokalny układ

70-letnia kobieta weszła na przejście dla pieszych na zielonym świetle, po czym potrącił ją samochód. Sąd Rejonowy w Ełku uznał, że kierujący pojazdem jest niewinny. Sąd ludowy wydał swój wyrok, tyle że na sędziego. Wszystkiemu winny, a jakże – układ.

Historia, na pierwszy rzut oka, wygląda na bulwersującą. Do lokalnych mediów zgłosiła się poszkodowana w wypadku drogowym kobieta, która oświadczyła, że padłą ofiarą lokalnego układu. 70-latka weszła na przejście dla pieszych zgodnie z przepisami, przy zapalonym zielonym świetle. W tym momencie została potrącona przez samochód. Kierowca zatrzymał się, upewnił się, czy z kobietą jest wszystko w porządku, po czym zaproponował podwiezienie jej do szpitala. Gdy dowiedział się, że świadkowie zdarzenia wezwali już pogotowie, odjechał. Potem miał się tłumaczyć, że spieszył się do lekarza.

Zasad przechodzenia przez ulicę uczy się już w przedszkolu

W efekcie wypadku kobieta przeszła operację nogi oraz cały czas uczęszcza na rehabilitację. Po trzech miesiącach policjanci umorzyli dochodzenie, ponieważ w jego wyniku doszli do wniosku, że kobieta wtargnęła na jezdnię wprost pod koła jadącego samochodu. Kierowca, według nich był trzeźwy. Kobieta zaskarżyła decyzję policjantów do prokuratury, która stwierdziła, że śledczy zbyt pobieżnie podeszli do sprawy. Ostatecznie sprawa trafiła przed oblicze sądu, a mężczyzna został oskarżony o nieumyślne naruszenie zasad bezpieczeństwa, czyli o czyn określony w art. 177 kodeksu karnego

§  1.  Kto, naruszając, chociażby nieumyślnie, zasady bezpieczeństwa w ruchu lądowym, wodnym lub powietrznym, powoduje nieumyślnie wypadek, w którym inna osoba odniosła obrażenia ciała określone w art. 157 § 1, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.

Sąd uniewinnił mężczyznę. Sędzia stwierdziła, że kobieta, pomimo zielonego światła, powinna upewnić się, czy może bezpieczenie przejść przez jezdnię. Ta miała zeznać, że nie pamięta czy na przejściu się rozejrzała we wszystkie strony. W sprawie wypowiedzieli się również biegli, którzy mieli stwierdzić, że zachowanie kobiety na przejściu było nieprawidłowe. 70-latka od wyroku złożyła apelację, ale jednocześnie postanowiła zawalczyć o sprawiedliwość w sposób mniej wyszukany. Poza wizytą w lokalnych mediach zwróciła się do Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobrę z prośbą o interwencję. Wszystko dlatego, że kierujący pojazdem to ojciec znanego w mieście adwokata.

Najpierw w lewo, potem w prawo, a potem jeszcze raz w lewo

Przyznam, że nie bardzo jestem w stanie pojąć zarzut na „znanego adwokata”. W końcu to chyba dobrze o nim świadczy, że jest znany. To znaczy, że jest po prostu dobry w swojej pracy. No, chyba że jest znany z tego, że jest partaczem. Wtedy to zupełnie inny rodzaj rozpoznawalności. Abstrahując od tego, że adwokat pracuje w sądzie, więc przez sędziów, zwłaszcza lokalnych, najprawdopodobniej jest co najmniej rozpoznawalny. Jak dla mnie, ten właśnie zarzut to próba odwrócenia uwagi od tego, że być może… sąd miał rację.

Bez akt sprawy można jedynie teoretyzować, co tak naprawdę się wydarzyło. Stawiam jednak dolary przeciwko orzechom, że cała ta sprawa ma drugie dno. Bo czy tak naprawdę ciężko jest wyobrazić sobie sytuację, że zarówno kierowca i kobieta mieli zielone światło na skrzyżowaniu? Przecież chyba każdy prawoskręt tak działa, że zielone włącza się dla pieszych i pojazdów. Czy zatem tak ciężko wyobrazić sobie sytuację, że wejście kobiety na zebrę było po prostu niebezpieczne? Będąc kierowcą niemal codziennie jestem świadkiem sytuacji, w których przejścia dla pieszych są przez nich traktowane zupełnie tak jak chodnik, a na palcach jednej ręki mogę zliczyć osoby, które przed wejściem na nie rozglądają się, sprawdzając czy nie jedzie żaden samochód. To się dzieje na przejściach bez świateł, a jeśli taki pieszy widzi, że ma zielone to w ogóle nie patrzy nawet pod nogi.

Zielone światło to jedno, a ograniczone zaufanie to drugie

Zielone zielonym, ale każdy wie, że na drogach obowiązuje zasada ograniczonego zaufania. No bo przecież nawet prawo o ruchu drogowym o tym mówi.

Art.  13. 1.  Pieszy, przechodząc przez jezdnię lub torowisko, jest obowiązany zachować szczególną ostrożność oraz, z zastrzeżeniem ust. 2 i 3, korzystać z przejścia dla pieszych. Pieszy znajdujący się na tym przejściu ma pierwszeństwo przed pojazdem.

a dalej

art. 14 Zabrania się:

1) wchodzenia na jezdnię:

a) bezpośrednio przed jadący pojazd, w tym również na przejściu dla pieszych,
b) spoza pojazdu lub innej przeszkody ograniczającej widoczność drogi;

Zakładam również, że gdyby kierowca miał czerwone światło to by było pierwsze, o czym ofiara mówiłaby w mediach. Tutaj już nawet znany w mieście adwokat mógłby mieć problemy z obroną. Abstrahując już zupełnie od tego, że żaden sąd nie uznał kobiety winnym tego, że została potrącona, jak niektórzy komentujący zdają się sugerować.

Dla jasności. W żadnym momencie nie bronię kierowcy, który potrącił kobietę. Chcę jedynie zwrócić uwagę na to, że w żadnym wypadku nie przekonuje mnie wersja o układzie zamkniętym, gdzieś pośród mazurskich jezior. Przynajmniej wersja, jaką przedstawia kobieta nie odpowiada na wszystkie pytania, które mogą mieć duże znaczenie dla całej sprawy.

No, ale lokalny układzik w powiatowym mieście lepiej się sprzeda.