Jest takie powiedzenie na temat socjalizmu, że ten bohatersko walczy z problemami, które sam stworzył. Idealnie obrazuje to walkę z zakazem handlu. Sąd uznał, że właścicielka niewielkiej sieci sklepów próbując obejść zakaz handlu w niedzielę, popełniła czyn o wysokiej społecznej szkodliwości, ponieważ jej celem było uzyskanie dochodu ze sprzedaży, w tym alkoholu.
Właścicielka sieci kilkunastu sklepów spożywczych na Mazurach stanęła przed nie lada wyzwaniem w chwili, kiedy miłościwie nam panujący stwierdzili, że lepiej wiedzą jak Polacy wolą spędzać wolny czas i wprowadzili zakaz handlu w niedzielę. Oczywiście ustawa, która wprowadziła ten zakaz, jest dziurawa niczym szwajcarski ser (którego tego dnia nie kupimy) i pozwala, chociażby na prowadzenie handlu w niedzielę pod warunkiem, że za kasą stoi właściciel sklepu. W przypadku niewielkich punktów to żaden problem, ale w przypadku sieci nawet kilku sklepów zaczynają się schody. Nie zawsze rodzina jest tak liczna, żeby z powodzeniem obsadzić wszystkie sklepy.
Dlatego właścicielka mazurskiej sieci sklepów postanowiła znaleźć 15 osób chętnych do pracy tylko w niedzielę. Podpisała z nimi stosowne umowy i otworzyła sklepy pomimo formalnego zakazu. Donos pojawił się szybko i do akcji wkroczyli inspektorzy. Przeprowadzili akcję, której nie powstydziliby się scenarzyści filmów detektywistycznych. W całej historii brakuje tylko vana firmy remontowej zaparkowanego na parkingu pod sklepem, z którego przeprowadzano obserwację. W pierwszą niedzielę inspektorzy z ukrycia obserwowali łamanie zakazu handlu w niedzielę i w tym celu obfotografowali sklepy. W kolejną już się nie patyczkowali tylko z legitymacjami w rękach i oddziałem antyterrorystycznym weszli do sklepu i uwolnili zmuszanych do pracy pracowników.
Wyrok za handel w niedziele – absurdalne argumenty sądu
Wirtualna Polska donosi, że właścicielka sieci została skazana przez sąd na karę 3 tysięcy złotych grzywny za łamanie zakazu handlu w niedzielę. Nikogo nie przekonały argumenty, że dzięki otwarciu sklepów w niedzielę sieć miała szanse na zwiększenie przychodów. To właśnie tego dnia mają szanse konkurować z wielkimi dyskontami, które tego dnia są zamykane. Z kolei argumentacja sądu jeży włos na głowie. Ten uznał bowiem, że stopień społecznej szkodliwości czynów był znaczny, ponieważ właścicielka chciała zarobić.
Stopień społecznej szkodliwości czynów był znaczny, ponieważ celem działania obwinionej było uzyskanie dochodu ze sprzedaży, w tym alkoholu. Skrytykował prezes sieci za to, że próbowała obchodzić przepisy zakazu handlu próbując sztuczek prawnych. Gdyby każdy przedsiębiorca interpretował zapisy ustawy w ten sposób, to wszystkie sklepy spożywcze, w których jest nawet niewielka sprzedaż wyrobów tytoniowych, byłyby otwarte w dni objęte zakazem handlu. Wcześniej sąd sprawdził, że we wspomnianych sklepach więcej niż papierosów sprzedaje się piwa, wina i wódki.
Chodzi o to, że na wieść o planowanym zakazie właścicielka próbowała antycypować fakty i zmieniła nieco profil działalności sklepów. Wpisała w dokumentacji, że dominującą działalnością sklepów jest sprzedaż papierosów. Dzięki temu miała nadzieję zaliczyć się do jednego z wielu ustawowych wyjątków. W tym miejscu trzeba jednak wskazać, że absurdem w tym przypadku jest krytykowanie właściciela za próby obejścia zakazu, jednocześnie przyzwalając innej sieci sklepów spożywczych na działalność jako placówka pocztowa.