Wielu z nas zapewne do końca miało choć cień nadziei, że coś się stanie i ten legislacyjny bohomaz nigdy nie stanie się w Polsce obowiązującym prawem. Ale właśnie się stał. Dzięki Zjednoczonej Prawicy w Sejmie i dzięki podpisowi prezydenta Dudy. Ustawa kagańcowa to ustawa, jakiej Unia Europejska jeszcze nie widziała. W tym tekście pokażę jakie przyniesie skutki. Tak, będą opłakane.
Ustawa kagańcowa – kaganiec na kogo?
Podpisana przez Andrzeja Dudę ustawa liczy 17 stron i wprowadza cały pakiet zmian w różnych dziedzinach sądownictwa. Zacznijmy od najgłośniejszego i najbardziej kontrowersyjnego zapisu, czyli zmiany dotyczącej odpowiedzialności dyscyplinarnej sędziów.
Do dziś artykuł 107 Prawa o ustroju sądów powszechnych mówił, że sędzia odpowiada dyscyplinarnie za oczywistą i rażącą obrazę przepisów prawa i uchybienie godności urzędu. Ustawa kagańcowa dodała do tego trzy dodatkowe punkty. A więc teraz sędzia odpowiada dyscyplinarnie za:
- działania lub zaniechania mogące uniemożliwić lub istotnie utrudnić funkcjonowanie organu wymiaru sprawiedliwości;
- działania kwestionujące istnienie stosunku służbowego sędziego, skuteczność powołania sędziego, lub umocowanie konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej;
- działalność publiczną nie dającą się pogodzić z zasadami niezależności sądów i niezawisłości sędziów.
Czym są te trzy dodane punkty? Odpowiedź: są kagańcem. Nie uważam, żeby określanie nowych przepisów mianem „ustawy kagańcowej” było przesadą. Ustawa dyscyplinująca sędziów to złapanie sędziów „za pysk” i pokazanie im, że jeśli się postawią, to mogą pakować manatki. Bo czym są zachowania wymienione w nowych punktach? Na przykład sprawdzaniem, czy sędzia został powołany przez prawidłowo wybraną Krajową Radę Sądownictwa. Albo niewygodną dla władzy działalnością w którymś ze stowarzyszeń sędziowskich. Ewentualnie – uczestnictwem w manifestacji w obronie wymiaru sprawiedliwości czy nieuznawaniem Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego. Słowem: wszystko, co nie podoba się obecnej władzy, będzie można ścigać dyscyplinarnie.
Ustawa kagańcowa – rzeźnik dyscyplinarny
Kolejny punkt wiąże się z poprzednim. Mamy już nową listę sędziowskich przewinień. To czas na nową listę kar. A raczej nową-starą. Bo karę najsroższą, czyli złożenie sędziego z urzędu, będzie można teraz otrzymać nie – jak do było do tej pory – za przewinienia obiektywnie najcięższe, czyli choćby za popełnienie ciężkiego przestępstwa. Będzie to też możliwe w przypadku rzekomego uporczywego utrudniania funkcjonowania wymiaru sprawiedliwości. Sędzia Juszczyszyn i jego walka o listy poparcia do KRS? Proszę bardzo, nadaje się idealnie.
Nowe przepisy rozszerzają też kompetencje rzeczników dyscyplinarnych sądów powszechnych. Czyli znana już pewnie niektórym ekipa politycznych nominatów: Schab / Radzik / Lasota. Tak, to ci którzy nie widzą podstaw do ścigania wiceministra sprawiedliwości i trolli z którymi współpracował Łukasz Piebiak, ale z kolei twardo walczą z sędzią z Gdańska Dorotą Zabłudowską, która (uwaga!)… przyjęła Gdańską Nagrodę Równości. Według nowych przepisów rzecznicy dyscyplinarni będą mogli „podjąć i prowadzić czynności w każdej sprawie dotyczącej sędziego”. Czyli będziemy mieli wszechmocnych sędziowskich prokuratorów, którzy będą kierowali następnie swoje sprawy do – wiadomo jakiej – „izby dyscyplinarnej”.
Ustawa kagańcowa – skok na Sąd Najwyższy
Trochę przy okazji do ustawy kagańcowej wprowadzono zapis o sposobie wyboru I Prezesa Sądu Najwyższego. Mówi się, że nawet gdy PiS (a zrobi to prędzej niż później) wycofa się z tej ustawy, to i tak dopnie swego, bo będzie miał swojego wymarzonego nominata rządzącego najważniejszym sądem w Polsce. Nowe przepisy zakładają bowiem po pierwsze, że każdy sędzia SN ma prawo zgłosić jednego kandydata na stanowisko Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego. Po drugie – i to jest kluczowe – zmieniają się zasady kworum. W pierwszym głosowaniu musi wziąć udział co najmniej 84 sędziów SN. Jeśli kworum nie będzie, w drugim głosowaniu zostanie ono obniżone do 75 członków. A w trzecim do… zaledwie 32. O co chodzi? O to, by zabezpieczyć się na wypadek, gdyby sędziowie postanowili celowo zablokować wybór I Prezesa SN, zrywając kworum. Ostateczna liczba 32 to bezpiecznik, bo tylu sędziów PiSowi uda się uzbierać, kompletując ich z izb dyscyplinarnej i kontroli nadzwyczajnej.
Ustawa kagańcowa – zmiany, zmiany, zmiany
To jeszcze nie koniec. Jest jeszcze mnóstwo zmian w nieco mniej medialnych dziedzinach, ale mających istotny wpływ na codzienną pracę sędziów. Na przykład ustawa kończy działalność kolegiów sądowych w formule, jaką znamy do tej pory. Ich praca jest przerywana i na ich miejsce wchodzą nowe kolegia. Tym razem nie złożone z prezesów i sędziów, tylko z samych prezesów. Czyli nominaci ministra sprawiedliwości będą wyłącznymi członkami takich organów. I przynajmniej żaden niepokorny sędzia nie będzie im się między nogami pałętał.
A propos niepokornych sędziów. Każdy z nich będzie musiał teraz złożyć na piśmie oświadczenie o:
- członkostwie w zrzeszeniu, w tym stowarzyszeniu;
- funkcji pełnionej w organie fundacji nie prowadzącej działalności gospodarczej;
- członkostwie w partii politycznej przed powołaniem na stanowisko sędziego, a także w okresie sprawowania urzędu przed dniem 29 grudnia 1989 roku.
Słowem: władza chce mieć listę osób działających w stowarzyszeniach sędziowskich i listę sędziowskich „komunistów”. Zresztą dla ministra Ziobry jedni i drudzy są siebie warci, prawda?
Reforma sądów sobie postępuje. Zmian jest dużo i pewnie w najbliższych dniach sami zorientujemy się, które będą miały największy wpływ na działanie sądów. Jedno jest pewne i dam sobie za to rękę uciąć. W żaden sposób te zmiany nie przyspieszą procesów, nie zwiększą zaufania obywateli do sądów i nie sprawią że wyroki będą bardziej sprawiedliwe. Będzie zupełnie odwrotnie. Polski wymiar sprawiedliwości właśnie rozpoczął pogrążanie się w trwałym marazmie. Zatrzyma to tylko szybkie wycofanie się z tej ustawy. I choć słyszymy nieustanne „ani kroku w tył”, to mam przeczucie, że ten krok jest bliżej niż nam się wszystkim wydaje.