Nawacki jak Rejtan. Prezes sądu w Olsztynie staje na głowie, by listy poparcia do KRS pozostały tajne. I właśnie przebił granicę absurdu

Gorące tematy Państwo Prawo Dołącz do dyskusji (236)
Nawacki jak Rejtan. Prezes sądu w Olsztynie staje na głowie, by listy poparcia do KRS pozostały tajne. I właśnie przebił granicę absurdu

Gdyby Łukasz Fabiański bronił polskiej bramki w ćwierćfinale z Portugalią tak, jak Maciej Nawacki broni swojej listy poparcia do KRS, to mielibyśmy co najmniej medal na Euro 2016. Tylko że Nawacki nie broni interesu publicznego, tylko samego siebie. I swojej wyjątkowo kontrowersyjnej kandydatury do Krajowej Rady Sądownictwa. Dziś stanął na głowie, by sędzia Paweł Juszczyszyn nie mógł w Kancelarii Sejmu zobaczyć list poparcia. Rzutem na taśmę, z urlopu, cofnął mu delegację, gdy ten… był już w Warszawie.

Listy poparcia do KRS – czemu nie możemy ich poznać?

Mówi się, że listy poparcia do KRS to najpilniej strzeżona tajemnica „dobrej zmiany”. Są bowiem bardzo duże podejrzenia, że albo ich po prostu nie ma, albo nie ma na nich wymaganej liczby 25 nazwisk sędziów, popierających danego kandydata. Gdyby okazało się, że były one niepełne, runęłaby cała układanka, na której rząd PiS zbudował swój zreformowany system sądownictwa. Każdy kolejny desperacki gest, utrudniający ich poznanie, utwierdza nas w przekonaniu że z listami coś jest nie tak.

Z listami od początku był problem. Kiedy posłowie zwrócili się o ich upublicznienie, dostali… praktycznie puste kartki. Z liczbami od 1 do 25 i wymazanymi nazwiskami. Bo Kancelaria Sejmu uznała, że nazwiska sędziów trzeba zanonimizować. Decyzję tę zaskarżono do sądu administracyjnego, który wydał wyrok nakazujący upublicznienie list. Wszystko wskazywało na to, że zagadka zostanie rozwikłana. Ale wtedy do gry nieoczekiwanie wszedł Prezes Urzędu Ochrony Danych Osobowych, który zarządził kolejne wstrzymanie ich publikacji.

Listy poparcia do KRS – rola sędziego Juszczyszyna

Po trwającym kilka miesięcy pacie zapadł wyrok Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej, który – wypowiadając się na temat Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego – otworzył drogę również do weryfikacji zgłoszeń kandydatów do KRS. Skorzystał z tego delegowany do Sądu Okręgowego w Olsztynie sędzia Paweł Juszczyszyn. Przy okazji rozpatrywania jednej z wielu spraw postanowił dowiedzieć się, czy sędzia nominowany przez nową KRS został wybrany prawidłowo. Czyli czy w radzie zasiadają uprawnieni do tego sędziowie. Spadła za to na niego lawina konsekwencji – wśród nich cofnięcie delegacji do sądu okręgowego przez jego szefa – Macieja Nawackiego. To prezes Sądu Rejonowego w Olsztynie, który zasiada w KRS i który sam podpisał się pod swoją kandydaturą i zebrał podpisy kolegów, z których część poparcie bardzo szybko wycofała. Tak, sędzia Nawacki jest sędzią we własnej sprawie. Ale niestety ludzi rządzących naszym państwem kompletnie to nie obchodzi.

Listy poparcia do KRS – dzień absurdu

Paweł Juszczyszyn konsekwencjami się nie przejął i postanowił ciągnąć temat dalej. Pomogła mu Kancelaria Sejmu, która zaprosiła go w połowie stycznia na Wiejską, by móc zobaczyć te dokumenty. Chodziło jej co prawda tylko o głosy poparcia jednej sędzi (zgłoszonej przez obywateli), ale Juszczyszyn chciał zobaczyć wszystkie listy poparcia kandydatów do KRS. Jego szef postanowił jednak walczyć dalej. Przed weekendem podjął decyzję, by… nie zgodzić się na wyjazd swojego podwładnego do Warszawy. Bo nie chciał, by sędzia marnował pieniądze podatników na takie eskapady. Ale w poniedziałek sędzia Nawacki poszedł na urlop, więc jego zastępca ponownie zgodził się na delegację. Juszczyszyn więc z samego rana we wtorek 21 stycznia wyjechał do Warszawy.

Na sędziego przed Kancelarią Sejmu czekał tłum dziennikarzy. Wszyscy liczyli na to, że farsa z listami poparcia się wreszcie skończy. Ale nic z tego. Maciej Nawacki, będąc na urlopie, o… 6:30 wysłał pismo, że ZNOWU cofa Juszczyszynowi delegację. Dotarło ono tam, gdzie powinno, czyli do szefowej Kancelarii Sejmu, która wykorzystała je jako podkładkę do odmówienia pokazania sędziemu czegokolwiek.

Urzędnicy złamali prawo?

Podkładka to może była, ale nie do końca legalna. Sąd Okręgowy w Olsztynie w wydanym właśnie komunikacie dotyczącym sędziego Juszczyszyna podkreśla, że „nawet cofnięcie mu delegacji na przejazd służbowy w żaden sposób nie może wpływać na ważność i legalność czynności procesowej sądu”. A więc umożliwienie sędziemu wykonania swojej pracy może już podchodzić pod artykuł 231 kodeksu karnego. „Funkcjonariusz publiczny, który, przekraczając swoje uprawnienia lub nie dopełniając obowiązków, działa na szkodę interesu publicznego lub prywatnego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. Sami możecie ocenić czy postępowanie urzędników Kancelarii Sejmu podchodzi pod ten przepis.

Nawacki niczym Rejtan

Trudno określić zachowanie sędziego Nawackiego inaczej niż słowem: desperacja. Pytanie tylko – czy robi to tylko w obronie swojej, czy też innych kolegów z Krajowej Rady Sądownictwa. Inni nowi członkowie KRS albo milczą w tej sprawie, albo nieśmiało mówią o tym, by lepiej już opublikować te listy. Każda bowiem kolejna farsa, każdy kolejny taki dzień absurdów, budują wrażenie że Krajowa Rada Sądownictwa od kilku lat może działać nielegalnie. A jeśli by tak było, to każdy kolejny miesiąc jej funkcjonowania oznacza niewyobrażalne skutki dla polskiego wymiaru sprawiedliwości. I przyszły obowiązek ich naprawiania, co mogłoby trwać latami. Niezależnie od tego, na pewno Maciej Nawacki i jego desperackie próby bronienie list przejdą do historii. Ale nie mogę określić jeszcze czy tej komicznej, czy dramatycznej.