Kaczyński gromadzi teczki z danymi osobowymi, co sam przyznaje. Czy to jednak legalne w świetle RODO?

Państwo Prywatność i bezpieczeństwo Dołącz do dyskusji (161)
Kaczyński gromadzi teczki z danymi osobowymi, co sam przyznaje. Czy to jednak legalne w świetle RODO?

Praca najważniejszych osób w państwie z pewnością budzi ciekawość w społeczeństwie – a taką zdecydowanie jest prezes Prawa i Sprawiedliwości, Jarosław Kaczyński. W Polsce dochodzi dodatkowa fascynacja wizjami rozmaitych teczek ukrywających „haki” na politycznych oponentów. Nic więc dziwnego, że archiwum Kaczyńskiego to interesujący temat dla mediów. A co z ochroną danych osobowych?

Prowadzenie partii politycznej oznacza także konieczność gromadzenia, tworzenia i archiwizowania ogromnej ilości dokumentacji

Każda większa organizacja czy instytucja generuje ogromne ilości dokumentów. Nawet w dobie upowszechnionego dostępu do internetu trudno byłoby sobie jeszcze wyobrazić działalność gospodarczą, administracyjną, czy nawet polityczną bez stosów papierów. Zwłaszcza jeśli ktoś, jak chociażby prezes PiS, prowadzi takową od ładnych paru dekad. Oczywiście, nad dokumentacją trzeba jakoś panować. Porządek w dokumentacji, oraz należyta jej archiwizacja, jest zagadnieniem często niedocenianym, lecz w praktyce niezwykle ważnym. Z drugiej jednak strony, nasz polityczny folklor archiwa w rękach polityków każe traktować z pewną podejrzliwością. W końcu gdzie teczki, tam i haki.

Nie powinno dziwić, że archiwum Kaczyńskiego stało się przedmiotem zainteresowania najpierw tabloidów, a więc Super Ekspresu i Faktu, a później także mediów uważanych za poważniejsze. Zwłaszcza odkąd ten drugi dziennik doszukał się na zdjęciach tego pierwszego teczek opatrzonych imionami i nazwiskami. W tym chociażby obecnego prezesa Orlenu, Daniela Obajtka. Są również akta oznaczone jako „anonimy”.

Archiwum Kaczyńskiego z pewnością nie jest jednym tego typu zbiorem danych osobowych

Łatwo się spodziewać, że politycy Prawa i Sprawiedliwości przekonują, że nie ma z czego robić sensacji. Sam Jarosław Kaczyński stwierdził nawet, że na ogół w teczkach żadnych tajemnic nie ma. Ot, skrupulatnie archiwizowana korespondencja wpływająca do partii. Część pochodzić ma nawet z czasów pierwszej partii prezesa, Porozumienia Centrum. Prawdę mówiąc, nie ma żadnego powodu, by w takie zapewnienia nie wierzyć. Istnieje spore prawdopodobieństwo, że podobne archiwa znajdziemy w siedzibach każdej głównej partii politycznej w Polsce.

Tyle tylko, że od lat 90 wiele się zmieniło. Chociażby stan prawny. Stosunkowo niedawno za wzmocnienie ochrony danych osobowych wzięła się Unia Europejska. Wyrazem tych starań jest rozporządzenie 2016/679, znane w Polsce pod akronimem RODO. Jego postanowienia do naszego porządku prawnego implementuje znowelizowana ustawa o ochronie danych osobowych. RODO nakłada na podmioty przetwarzających dane osobowe szereg obowiązków mających zapewnić obywatelom UE kontrolę nad swoimi danymi znajdującymi się w rekach innych podmiotów. Ma również wpłynąć na zwiększenie bezpieczeństwa tychże danych. Ot, by nie trafiały w niepowołane ręce – na przykład sprzedawane rozmaitym firmom bez zgody osoby, której dotyczą.

Partie polityczne w Polsce nie są traktowane ulgowo ani przez RODO ani przez ustawę o ochronie danych osobowych

Warto przy tym zauważyć, że archiwum Kaczyńskiego i hipotetyczne podobne miejsca stanowią także potencjalnie ogromny rezerwuar danych osobowych. Co więcej, nawet anonimowe donosy ze swej natury zawierają dane osobowe. RODO w końcu operuje bardzo szeroką definicją tychże. Być może, trzeba to podkreślić, momentami zbyt szeroką.

Nie ulega wątpliwości, że Prawo i Sprawiedliwość przetwarza dane osobowe. Zgodnie z art. 4 pkt 2) RODO, przejawem wykonywanie takiej czynności może być samo zbieranie danych, ale też ich organizowanie, porządkowanie, przechowywanie, przeglądanie czy wykorzystywanie. Archiwum Kaczyńskiego stanowi również zbiór danych, w rozumieniu pkt. 6) tegoż artykułu. Oczywiście, przetwarzanie danych osobowych musi być w pierwszej kolejności zgodne z prawem. Jak się do tego mają donosy, czy teczki poszczególnych osób fizycznych?

Na początku warto wspomnieć, że ani RODO, ani krajowa ustawa nie przewiduje niemal żadnych wyjątków przewidzianych dla partii politycznych. Ot, mają one możliwość przetwarzania w związku ze swoją działalnością, zwłaszcza w okresie wyborczym, danych o poglądach i postawach politycznych osób fizycznych. Tego typu dane stanowią szczególną ich kategorię, której co do zasady gromadzić i przetwarzać nie wolno.

Archiwum Karczyńskiego najprawdopodobniej jest zgodne z prawem – o ile przetwarzanie danych faktycznie jest niezbędne do celów wynikających z interesów partii

Art. 6 ust. 1 RODO wskazuje sześć przesłanek, z których podmiot przetwarzający musi spełnić jedną. W niektórych przypadkach w grę mogą wchodzić przetwarzanie niezbędne do wykonania jakiejś umowy. W grę wchodziłyby tutaj na przykład rozmaite usługi na rzecz partii, załóżmy hipotetycznie: remont siedziby, czy dostawa materiałów biurowych. Niewątpliwie czasem może się zdarzyć, że partia polityczna ma akurat obowiązek prawny archiwizowania takiego czy innego dokumentu. Wydaje się przy tym, że czasem może to dotyczyć także anonimów. Raczej trudno sobie wyobrazić tutaj przetwarzanie danych osobowychniezbędne do ochrony żywotnych interesów osoby, której dane dotyczą, lub innej osoby fizycznej„.

Dane mogą jednak zostać dobrowolnie udostępnione do przetwarzania, w jednym lub większej ilości celów. Można śmiało założyć, że o taką zgodę bardzo łatwo pośród członków partii, czy rozmaitych jej klientów czy nominantów. Dość ciekawą przesłankę stanowi art. 6 ust. 1 lit. e). Zgodnie z tym przepisem, przetwarzanie jest dozwolone także, gdy w grę wchodzi wykonywanie zadania w interesie publicznym. Można się zastanawiać, czy działalność partii politycznej, jakiego byśmy o tejże działalności zdania nie mieli, z definicji nie jest w interesie publicznym.

Jest wreszcie kluczowa lit. f), zakładająca zgodność z prawem przetwarzania, które jest „niezbędne do celów wynikających z prawnie uzasadnionych interesów realizowanych przez administratora lub przez stronę trzecią„. Ten przepis zawiera pewne ograniczenia. Nie można z niego skorzystać wówczas, gdy ważniejsze okazują się „interesy lub podstawowe prawa i wolności osoby, której dane dotyczą, wymagające ochrony danych osobowych.” Szczególnie ważne zastrzeżenie w przypadku anonimów.

Prawo i Sprawiedliwość także ma swoją politykę prywatności, w niby standardowej klauzuli jest kilka bardzo istotnych fragmentów

Skoro już ustaliliśmy, że dane zgromadzone w archiwum Kaczyńskiego znajdują się tam najprawdopodobniej zgodnie z prawem, warto zastanowić się, co dalej. Odpowiedź można znaleźć na stronie internetowej Prawa i Sprawiedliwości. Ta zawiera dość standardową klauzulę dotyczącą polityki prywatności partii dotyczącej korespondencji. PiS powołuje się właśnie na art. 6 ust. 1 lit. f) RODO. Gromadzone przez partię dane wykorzystywane . W grę wchodzi także dobrowolna zgoda, bądź ciążące na partii obowiązki prawne.

PiS informuje również, że dane osobowe nie są przez partię przechowywane dłużej, niż jest to niezbędne. Tutaj w grę wchodzą trzy możliwości, z czego stosowany jest najdłuższy mający w danym przypadku zastosowanie termin. Przede wszystkim, dane nie są przetwarzane dłużej, niż jest to konieczne do prowadzenia korespondencji z daną osobą. A także do zabezpieczenia ewentualnych roszczeń prawnych – ot, aż te się nie przedawnią. Druga możliwość to okres, na który udzieliła zgodę osoba, której dane dotyczą. Jest też trzecia: okres niezbędny do wywiązania się z obowiązków prawnych nałożonych na Administratora. W tym momencie można się jednak zastanowić, jak do tej deklaracji ma się archiwum Kaczyńskiego i dokumenty pamiętające jeszcze czas Porozumienia Centrum.

Osoba, której dane zgromadzono w archiwum Kaczyńskiego ma wszystkie prawa, jakie wynikają z przepisów RODO

Oczywiście, partia realizuje także inne obowiązki wynikające z RODO. Zapewnia, że dane nie są udostępniane osobom trzecim, z wyjątkiem firm świadczących wobec PiS usługi informatyczne – choć to, siłą rzeczy archiwum Kaczyńskiego nie dotyczy – oraz tych podmiotów, którym zgodnie z prawem jest zobowiązana je przekazać. Co więcej, osoba której dane osobowe znajdują się w posiadaniu Prawa i Sprawiedliwości ma prawo żądania dostępu do nich. Może również prawo „żądania ich sprostowania, usunięcia lub ograniczenia przetwarzania, prawo wniesienia sprzeciwu wobec przetwarzania, a także prawo do przenoszenia swoich danych„. Przede wszystkim: w każdym momencie może również cofnąć udzielone wcześniej zgody. Wreszcie: taka osoba ma możliwość wniesienia skargi do prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych. Dane gromadzone przez PiS, zgodnie z polityką prywatnością partii, nie są także profilowane.