Brexit ma się dokonać, niezależnie od przebiegu negocjacji, najpóźniej 29 marca 2019 roku. Wczoraj jednak umowa zaproponowana przez Therese May, została odrzucona przez Izbę Gmin. Przypomnijmy – głównym zadaniem obecnej szefowej rządu z ramienia Torysów, miało być wyprowadzenie Wielkiej Brytanii z Unii. Tymczasem w głosowaniu nad wynegocjowaną z UE umową, nie poparło jej w części nawet własne ugrupowanie.
Po spektakularnej parlamentarnej porażce projektu, lider opozycyjnej Partii Pracy – Jeremy Corbyn złożył wniosek o wotum nieufności dla rządu premier May. Tymczasem osobiście nie jestem pewien, czy była to taktyczna zagrywka ze strony Torysów, czy rzeczywiście nieoczekiwana porażka. Druga opcja świadczyłaby o wielkiej nieudolności politycznej obecnej premier, która nie jest w stanie kontrolować własnej partii.
Spory wokół Brexitu nie milkną w końcu nawet wśród Torysów. Wielu szeregowych działaczy wolałoby obecnie no-deal niż wynegocjowaną umowę, która zakłada min. pozostanie w unii celnej tylko na okres przejściowy, tj. do 2021 roku. Z pewnością Wielka Brytania liczyła na lepsze dla siebie propozycje, tymczasem stanowisko Unii niezmiennie jest nieugięte. Moim zdaniem zarówno odwołanie głosowania w grudniu, jak jego wczorajsza porażka, to tak naprawdę gra na czas.
Taka strategia ma doprowadzić albo do łagodniejszych negocjacji ze strony UE, albo do całkowitego zaniechania Brexitu. We Wielkiej Brytanii już mówi się, o możliwości powtórzenia referendum. Wyjście UK wciąż stoi więc pod znakiem zapytania i wcale nie jest rzeczą pewną.
Sami Torysi stawiają Brexit pod znakiem zapytania
Jeremy Hunt, minister spraw zagranicznych w rządzie Theresy May, stwierdził przed głosowaniem, że jego niepowodzenie postawi cały Brexit pod znakiem zapytania. Biorąc to pod uwagę, trudno przewidzieć następne kroki partii Konserwatywnej. W najdoskonalszym dla siebie scenariuszu, Wielka Brytania chciałaby pozostać we wspólnym rynku, kontrolować przepływ osób, a jednocześnie uniezależnić się od UE politycznie. Takiego rozwiązania jednak unijni decydenci nie są w stanie zaakceptować. Krytycznie o takim „cherry pickingu” wypowiadał się między innymi przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk.
Obecna umowa liczy sobie 585 stron (oraz 15 stron załącznika, dotyczącego przyszłych relacji między UK a UE). Szczegółowo zostały omówione tam kwestie finansowe, rynków, ochrony danych osobowych i rozwiązywania ewentualnych przyszłych sporów. Na co zostaną położone akcenty przy kolejnych negocjacjach? Jeszcze w listopadzie Theresa May twierdziła, że obecny kształt umowy ją zadowala. W tym kontekście prawdopodobny staje się drugi, przywołany na wstępie scenariusz – utraciła ona kontrolę, nad własną partią. W takim układzie prawdopodobieństwo, że do Brexitu w ogóle dojdzie, spada jeszcze bardziej.