Targety, limity na środki czystości i dziwna aplikacja do kontrolowania. Były pracownik stacji paliw opowiada jak to wygląda

Moto Praca Dołącz do dyskusji
Targety, limity na środki czystości i dziwna aplikacja do kontrolowania. Były pracownik stacji paliw opowiada jak to wygląda

Jeśli wydaje się wam, że w pracy na stacji benzynowej nie ma nic nadzwyczajnego, to się mylicie. Były pracownik jednego z takich miejsc, należącego do dużej korporacji, postanowił podzielić się w sieci tym, co tam doświadczył. Jak wygląda praca na stacji paliw? Zaraz się przekonacie, że nie jest tam zbyt kolorowo.

Jak wygląda praca na stacji paliw?

Szymon przez ostatnie miesiące pracował na stacji benzynowej, ale postanowił właśnie rozstać się ze swoim pracodawcą. Z oczywistych powodów nie zdradza nazwy firmy, ale na swoim profilu na Twitterze zdecydował się zdradzić kulisy tego, co robił w ostatnim czasie. Niektórych rzeczy mogliście być jako klienci zupełnie nieświadomi, choć część nie powinna być dla nikogo specjalnym zaskoczeniem. Zacznijmy zatem od początku:

Po pierwsze targety

Tak tak, w tej sieci stacji paliw pracownicy muszą wyrabiać targety. I chodzi tu nie o osiągnięcie jakiegoś pułapu sprzedanego paliwa, a o wciśnięcie klientom jak największej ilości produktów własnych. Targety są zależne od liczby klientów, którzy danego dnia odwiedzą stację. – Przykład? Było 300 klientów, więc powinniśmy sprzedać kawę za minimum 300 złotych, jedzenie za 600, płyny za 100 i artykuły ze sklepu za 600 – opisuje w swoim wątku na Twitterze Szymon. To jednak nie wszystko, bo są także targety na dodatkowe espresso, ciastka kokosowe, świeży sok pomarańczowy (5x dziennie) czy burgery (musi je kupić co najmniej 8 klientów). Jeśli więc wkurza was to, że przy każdej transakcji pracownik oferuje wam niezliczoną ilość produktów, to już wiecie że nie robi tego z własnej woli.

Mało tego, jeśli pracownik nie powie swojej formułki o kawie i ciastku, to gdy trafi na tajemniczego klienta jego serwis zostanie oceniony na 0%. I kierownik ucina premie… wszystkim będącym akurat na zmianie. – Te targety dochodzą do takiej patologii, że my tutaj często w słabsze dni sami kupujemy te kawy, ciastka czy płyny, bo dyrektor regionalna wysyła nam SMSy typu: jak nie sprzedacie ani jednego płynu to wpiszę to do raportu do dyrekcji, a szkoda bo macie ładne premie – pisze Szymon. Tak więc osoby obsługujące kierowców są zmuszane do tego, by sprzedaż paliwa trwała jak najdłużej, co – jak pewnie wiecie z autopsji – mocno irytuje niektórych klientów.

Po drugie czystość

To, że z toalet na stacjach benzynowych korzystają często fleje, nie jest żadną nowością. Rzadko kiedy myślimy o tym jak nieprzyjemnym zajęciem jest praca w takim miejscu, gdzie obowiązkowo trzeba co pół godziny doprowadzać ubikację do czystości. Okazuje się jednak, że nawet z tym jest problem. Bo z relacji Szymona wynika, że obowiązuje… limit na chemię. – Co oznacza, że miesięcznie dostajemy 8 butelek Domestosa i kilka butelek do czyszczenia łazienek. Jak się skończy przed końcem miesiąca, to trzeba sobie poradzić z użyciem samej wody. A nie wiem czy próbowaliście kiedyś utrzymać czystość i przyjemny zapach w publicznej toalecie mając do dyspozycji tylko wodę? – pyta retorycznie Szymon.

W dodatku stan czystości toalety również jest przedmiotem kontroli tajemniczych klientów. Jeśli więc jest w niej brudno, albo nie ma estetycznego zapachu, to taki test pracownicy stacji również oblewają. Co jest szczególnie absurdalne patrząc na to, że firma nie zapewnia do tego odpowiednich narzędzi. Mogą więc ewentualnie kupować je na własną rękę. Ale czy to jest uczciwe?

Po trzecie dziwna aplikacja

To jest dopiero hit! Szymon opowiada o istnieniu specjalnej aplikacji do weryfikacji oferty stacji. O co chodzi? – Na służbowym telefonie mamy apkę, w której o określonej godzinie, kilka razy na dobę, pokazują się zadania. Typu: weryfikacja roller-grilla, weryfikacja lodówki z kanapkami, sprawdzenie gondoli promocyjnej z napojami itp. I te zdjęcia weryfikuje system. Wystarczy, że w kadr złapie się kawałek etykiety innego produktu albo kawałek koszuli, system to odrzuca – relacjonuje były pracownik stacji. Przez to początkowo wyniki takich dziwacznych „egzaminów” były mizerne, na poziomie 35-40 procent. A sam mechanizm działania aplikacji mocno przypomina mi strzelanie sobie w środku nocy selfie przez użytkowników aplikacji Kwarantanna Domowa podczas lockdownu…

Jeśli więc doświadczyliście podczas wizyty na stacji sytuacji, w której pracownik nie jest w stanie was obsłużyć, bo jest zajęty zabawą telefonem, to prawdopodobnie nie jest to żadna zabawa, tylko dziwaczny wymóg korporacji, chcącej w ten sposób stale kontrolować to, co dzieje się w ich obiektach. Niezwykle kreatywne zajęcie, prawda?

To tylko kilka przykrych przykładów

Szymon opowiada też o wielu innych przykrych sytuacjach, jakie spotkały go w pracy. Nie wszystkie rzecz jasna są winą jego pracodawcy (na przykład stresujące sytuacje przy okazji przejazdów kibiców). Ja opisałem tu jednak te, które są ewidentną patologią firmy, zatrudniającej – jaka by to nie była sieć – tysiące ciężko pracujących osób. Robienie z pracowników stacji handlowców wyrabiających targety, niezapewnianie im narzędzi do czyszczenia czy kontrolowanie poprzez absurdalną aplikację to fatalne praktyki. Chciałbym wierzyć, że ich ujawnienie coś zmieni. Ale jest to raczej marzenie ściętej głowy.