Chyba nikogo nie trzeba przekonywać, że ceny w Polsce rosną bardzo szybko, by nie powiedzieć, że galopują. Dla większości Polaków to problem, ale premier uspokaja. Przekonuje, że za rosnące pensje możemy i tak kupić „więcej kilogramów cukru, litrów mleka czy par obuwia”. Słuchając, co mówi Mateusz Morawiecki o inflacji, aż chce się zapytać, czy nasz premier ma jakiekolwiek pojęcie o ekonomii.
Jak podaje GUS inflacja w lipcu (według wstępnych ustaleń) podskoczyła w porównaniu do zeszłego roku aż o 5 proc. Spory jest też wzrost w stosunku do czerwca (wtedy ceny wzrosły 4,4 proc. rok do roku). Każdy chyba zresztą widzi, że droższe jest wszystko, od bułek, przez benzynę, aż po mieszkania i materiały budowlane.
Premier Mateusz Morawiecki jednak radzi, by nieco ochłonąć. „Kiedy wynagrodzenia rosną dwa razy szybciej niż inflacja, oznacza to, że za zarabianą kwotę możemy kupić dwa razy więcej” – powiedział. I dodał, że „za podobną pulę środków możemy kupić więcej artykułów”, na przykład mleka i benzyny.
Morawiecki o inflacji. Tu nic nie ma żadnego sensu
Słuchając premiera, można się złapać za głowę. Jeśli jeszcze kilka lat temu metr mieszkania kosztował w dużym mieście, powiedzmy, 7 tys. zł, a teraz kosztuje dużo ponad 10 tys., to czy znaczy, że możemy kupić więcej metrów? Oczywiście, że nie.
Inną manipulacją są wynagrodzenia, które rosną niby dwa razy szybciej. Premier prawdopodobnie odnosi się tu do kwietniowych danych GUS. Faktycznie, wtedy w ujęciu rocznym wynagrodzenie wzrosło o 9,9 proc. Dotyczyło jednak ono tylko sektora przedsiębiorstw (czyli firm zatrudniających ponad 9 osób). Większość Polaków jednak w tym sektorze nie pracuje.
Dodatkowo kwiecień 2021 GUS porównał z 2020 r., a zatem początkami pandemii – a wtedy sytuacja gospodarcza była niezwykle trudna. Mało tego, gdyby premier wgryzł się dokładniej w dane z kwietnia, to by zobaczył, że w porównaniu z poprzednim miesiącem pensje spadły o ponad 2 proc. (do poziomu 5 805 zł).
Poza błyskotliwymi myślami na temat inflacji, premier oczywiście promował swój projekt „Polski Ład„. Wszystkie wyliczenia pokazują, że zaradni Polacy bardzo na nim stracą – a wraz z nimi cała gospodarka.
Premier znów ma tu jednak swoje zdanie. „Jeśli zostaje w kieszeniach Polaków 14 mld zł, to czy jest to krok w kierunku obniżki podatków czy podwyżki podatków? Myślę, że najprostsza matematyka, która potrafi się każdy Polak posługiwać, jest w stanie na to pytanie odpowiedzieć już bardzo dobitnie” – mówił Morawiecki.
Czy jednak naprawdę premier powinien nas uczyć matematyki i ekonomii? Czy może jednak sam powinien skorzystać z korepetycji na ten temat?
Fot. W. Kompała/KPRM/Flickr/Public domain