Czy naprawdę obudziłem się dzisiaj w państwie, w którym nie mogę być pewny tego, że w poniedziałek pójdę do pracy?

Gorące tematy Państwo Praca Dołącz do dyskusji (495)
Czy naprawdę obudziłem się dzisiaj w państwie, w którym nie mogę być pewny tego, że w poniedziałek pójdę do pracy?

Jak informuje Emilia, wczoraj Sejm przegłosował poprawiny po obchodach Święta Niepodległości – 12 listopada wolne od pracy będą mieli prawie wszyscy.  Prawie wszyscy, których praca w poniedziałek może mieć jakieś istotne znaczenie. Bo akurat czy sklepy będą sobie otwarte czy zamknięte, to już kwestia wtórna.

Pomysł wprowadzenia wolnego od pracy w dniu 12 listopada jest wprawdzie głupi, ale to nie pierwszy głupi pomysł polskiego ustawodawcy w ostatnich dziesiątkach lat. Idiotyczny, tu już bez cienia wątpliwości i prób usprawiedliwiania, jest natomiast sposób procedowania całej tej inicjatywy. Przypomina mi to kolonie w Mielnie w 2000 roku, gdy przez cały lipiec padał deszcz, więc kierowniczka kolonii w trybie pilnym co i rusz zarządzała, że oto dziś z powodu deszczu nie będzie plaży, ale karty, kalambury, oglądanie Euro 2000 i tak powoli, powoli zaczynały kończyć się jej pomysły.

Ustawa PiS nie sprzyja niepodległości

Stulecie odzyskania niepodległości nie jest jednak deszczem, to temat, do którego polska władza przygotowuje się od lat. Sytuacja, w której robi się ustawę ogłaszającą „ot tak”, w hormonalnym ferworze dzień wolny w odstępie trzech tygodni od procedowania ustawy przez Sejm, to zwyczajny Monty Python.

Po pierwsze – upokarza mnie sam fakt, że w ramach rozwolnienia legislacyjnego, które od lat produkuje nowe przepisy bardziej z potrzeby ducha, niż realnych potrzeb społeczeństwa (myślę, że nie ma osoby, która byłaby w stanie śledzić całe tworzone w Polsce prawo) narodził się potworek o jakieś absurdalnej nazwie, który już na wieki będzie zaśmiecał systemy informacji prawnej.

Po drugie – ten potworek liczy cztery artykuły z dodatkami, opowiadam dłuższe dowcipy, choć nie są one równie zabawne, co ustawa.

Po trzecie – to jakiś montypythonowski bełkot, żeby „odpracowywać” święto 11 listopada byczeniem się w poniedziałek 12 listopada. Może warto przemianować święto 11 listopada na po prostu „jednodniowe ferie”, skoro najwyraźniej nie o świętowanie, a o odpoczynek chodzi.

Po czwarte – co z wynagrodzeniem za kolejny ustawowo wolny od pracy dzień? Czy wyłączeni z „obchodów 12 listopada” pracują w święto? Co z ich pensjami? Czy pracodawcy i pracownicy są na to gotowi?

Po piąte – co z planami? Przecież to jest 2,5 tygodnia od dzisiaj!!! Ludzie poczynili już pewne zobowiązania, umówili spotkania, dogadali się na konkretne projekty, wizyty w urzędach, sądach, u lekarzy (prywatne). Czy naprawdę obudziłem się dzisiaj w państwie, w którym nie mogę być pewny tego, że w poniedziałek pójdę do pracy?

Pomijam już zupełnie kwestie ekonomiczne, choć lubowanie się w słodkim lenistwie i „niehandlowe niedziele” trwające niebawem od soboty do poniedziałku, już i tak dostatecznie drenują nam gospodarkę.

Kiedyś, w imię dobra narodu, nie było rano Teleranka. Dziś w poniedziałek nie pójdziemy do pracy.

Pół litra wódki z okazji odzyskania niepodległości (i średnia Hawajska)

Sprzyja najprostszemu ludowi, kierującemu się najbardziej banalnymi instynktami, któremu absolutnie niczego nie zmienia fakt, że jeden z najbliższych poniedziałków zostanie „wyjęty z kalendarza”. Przegłosowanie takiej ustawy rozmija się z ideą świętowania niepodległości, zaś uzasadnienie jej przegłosowania jest nie tyle nieprzekonujące, co po prostu prymitywne.

Rządzący dali igrzyska. Nie piszę o chlebie, bo dla wielu z obywateli będzie to stanowiło również istotne uszczuplenie otrzymanego na koniec miesiąca chleba. Do obchodów odzyskania niepodległości zostały nieco ponad dwa tygodnie i szczerze zastanawiam się co dalej wymyśli nieracjonalny ustawodawca. Pół litra na głowę dla każdego obywatela byłoby dobrym początkiem utrzymanym w tzw. „duchu ustawy”.