Trybunał Konstytucyjny oficjalnie stał się wydmuszką po tym, jak dziś podzielił obywateli na lepszych i gorszych

Gorące tematy Państwo Dołącz do dyskusji (506)
Trybunał Konstytucyjny oficjalnie stał się wydmuszką po tym, jak dziś podzielił obywateli na lepszych i gorszych

Trybunał Konstytucyjny miał – po długotrwałych bojach o jego skład – wreszcie „zająć się problemami zwykłych ludzi, a nie polityką”. No i się zajął: dzieląc obywateli na lepszych i gorszych w zależności od tego, czy rząd wspierają, czy przeciwko niemu protestują. To smutny koniec polskiego sądownictwa konstytucyjnego.

Losom Trybunału Konstytucyjnego poświęciliśmy w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy szereg tekstów. Wskazywaliśmy w najprostszy, możliwy sposób, dlaczego proponowane przez sejmową większość zmiany nie były dobre, a wręcz: dlaczego w oczywisty sposób naruszały pisane i niepisane zasady polskiego prawa. Ech, gdyby tylko posłowie czytali Bezprawnika

Ale posłowie nas nie posłuchali, i wyszło, jak zwykle: koślawo

Pod koniec zeszłego roku wydawało się, że – może na skutek znużenia uczestników sporu, może z uwagi na zakończenie kadencji przez ustępującego prezesa TK prof. Andrzeja Rzeplińskiego – temat Trybunału Konstytucyjnego mamy za sobą. Nowa prezes, mgr Julia Przyłębska objęła swój urząd co prawda w atmosferze dalekiej od spokoju – co nie powinno dziwić, bo sposób jej wyboru na szefową wszystkich szefów był o tyle kontrowersyjny, że dokonany wbrew przeforsowanej przez PiS ustawie o Trybunale…

Zapowiadano jednak – ustami samej pani prezes – że „nowy” Trybunał zajmie się sprawami dotyczącymi ludzi, a nie politycznymi sporami. Skutek jednak był taki, że kolejne rozprawy dotyczące kolejnych ustaw odwoływano. Kres nieudolności wyznaczanych przez prezes Przyłębską sędziów najwidoczniej dobiegł końca, bo 16 marca 2017 r. ogłoszono wyrok w głośnej sprawie, zgłoszonej do Trybunału przez prezydenta Andrzeja Dudę. Chodzi o kontrowersyjną ustawę o zgromadzeniach, o której pisaliśmy m.in.:

Jednym z podstawowych praw człowieka jest prawo do organizowania zgromadzeń o publicznym charakterze. Najnowszy projekt wniesiony przez grupę posłów może tę wolność ograniczyć: zakłada, że niektóre zgromadzenia będą miały pierwszeństwo przed innymi. Troska o bezpieczeństwo czy nieudolna próba zablokowania lewackich marszy?

Ingerencja w konstytucyjne prawo do zgromadzeń w ten sposób, aby z góry, w drodze ustawy, przyznać pierwszeństwo niektórym zgromadzeniom, jest na tyle kontrowersyjna, że nawet prezydent Duda, do tej pory podpisujący każdą ustawę przyjętą przez Sejm, zdecydował się na skierowanie ustawy do Trybunału Konstytucyjnego. Zgodnie z zapisami prawa, jeśli Trybunał uznałby ustawę na niezgodną z konstytucją, prezydent nie mógłby jej podpisać; gdyby jednak ustawa w ocenie sędziów była zgodna z ustawą zasadniczą, głowa państwa jest zobligowana do podpisania ustawy.

Trybunał Konstytucyjny nie widzi problemu

I tak też się stanie: TK uznał, choć niejednomyślnie, ustawę o zgromadzeniach za zgodną z konstytucją. Sam werdykt nie powinien zresztą dziwić, skoro jednym z sędziów rozpatrujących sprawę był były dyrektor Biura Analiz Sejmowych, który akceptował opinie BAS o tej właśnie ustawie (choć w ograniczonym zakresie, to jednak nie sposób powiedzieć, że Michał Warciński nie brał udziału w pracach legislacyjnych).

Jak czytamy w komunikacie opublikowanym na stronie Trybunału:

jest to ingerencja w wolność zgromadzeń, która ma charakter proporcjonalny i jest konstytucyjnie dopuszczalna, bo została określona w ustawie oraz służy realizacji określonych wartości takich jak bezpieczeństwo państwa i porządek publiczny.

Niestety, nie wskazano, na czym polegać ma „proporcjonalność” nowych ograniczeń. Przecież na gruncie obecnie obowiązującego prawa zgromadzenia nierzadko mają charakter cykliczny, jak choćby marsze niepodległościowe czy miesięcznice smoleńskie. Nowe prawo przewiduje jednak daleko idące ograniczenia dla zgromadzeń „niecyklicznych”, które mogłyby kolidować z tymi uprzywilejowanymi, np. minimum 100 metrów odległości między zgromadzeniami.

A co z pokrzywdzonymi w ten sposób obywatelami, którym właśnie odebrano część praw? Nic strasznego, mówi Trybunał: ‚Nic nie stoi bowiem na przeszkodzie, by odbyły zgromadzenie w innym miejscu lub innym czasie„. Aż ciśnie się na usta cytat (podobno) Marii Antoniny: „niech jedzą ciastka”, dotyczące głodujących mieszkańców Paryża. W takim zresztą heheszkowym tonie wypowiadała się prezes Trybunału na konferencji prasowej:


Za taki Trybunał to ja serdecznie dziękuję. Jako obywatel mam ogromną nadzieję, że sądy niższego szczebla wypełnią lukę po Trybunale – którego już nie ma – i będą stosować przepisy Konstytucji bezpośrednio. Tylko w ten sposób, niestety, będzie można dochodzić swoich praw.