Tanie usługi przewozowe, które umożliwia Uber są przyczyną protestów taksówkarzy. W Londynie i we Francji politycy dążą do kresu aplikacji.
Tam, gdzie pojawia się innowacja, znajdą się także ci, którzy na tym tracą. W przypadku tanich przewozów, jakie oferuje Uber, najboleśniej odczuli to taksówkarze. W związku z tym, przez wiele krajów, do których zawitała aplikacja kojarząca kierowców z pasażerami, przetoczyły się fale protestów. Pisaliśmy już o ciężkim losie Ubera w Polsce, ale wygląda na to, że zachód Europy działa jeszcze bardziej zdecydowanie, znajdując nowe argumenty na „zablokowanie” opłacalnej dla konsumentów usługi. Czy możemy, a także czy powinniśmy podążać śladami Francji i Wielkiej Brytanii i za ich przykładem przywrócić ład w korporacjach taksówkarskich?
W Londynie argument przemawiający za bojkotowaniem Ubera okazał się być stosunkowo prosty – są to korki. Ostatnimi czasy w wyspiarskiej stolicy liczba taksówek wzrosła z 52 do 77 tysięcy. Według wyliczeń, większość z nich to przewoźnicy korzystający z mobilnej aplikacji. Zgodnie z szacunkami, w każdym miesiącu przybywa ich około 1200. Biorąc pod uwagę, że stolica Wielkiej Brytanii jest mocno zatłoczona, kolejne krążące po niej pojazdy tylko przyczyniają się do utrudnień komunikacyjnych. Z problemu zdaje sobie sprawę zarówno burmistrz miasta, Boris Johnson, jak i poseł z okręgu Uxbridge, który mocno naciska na to, aby stanowisko w sprawie Ubera objęła sama królowa Elżbieta II w swojej mowie tronowej.
Nieco bardziej zdecydowane działania wystosowano już we Francji. W tym kraju częste protesty sprawiają, że nowe regulacje są wprowadzane niemalże na porządku dziennym. Także i tym razem, bojkot regularnych taksówkarzy sprawił, że Uber nie ma w Paryżu łatwego życia. Jego kierowcy nie mogą krążyć po mieście, a po każdym kursie są zmuszeni do powrotu na postój lub do bazy. Co więcej, sama aplikacja nie może wskazywać który pojazd znajduje się najbliżej, co stanowi mocne ograniczenie jej funkcjonalności.
Uber jest opłacalnym rozwiązaniem dla konsumentów. W wielu krajach stanowi jednak problem np. ze względu na obowiązujące przepisy, a także biorąc pod uwagę liczne protesty tych, którzy na jego działaniu tracą. Czy w Polsce powinno się walczyć o uwolnienie dróg od „nieoficjalnych” przewoźników? Jeżeli tak, nasi politycy powinni obserwować inne kraje europejskie, które odnajdują kolejne argumenty na delegalizację aplikacji. Kto jednak tak naprawdę na tym wszystkim straci i o co należy walczyć – o godny zarobek i pracę dotychczasowych taksówkarzy, czy o bezpieczne i/lub tanie usługi dla klientów?