NIK złoży zawiadomienie do prokuratury o możliwym popełnieniu przestępstwa przez premiera Morawieckiego i trzech ministrów

Państwo Dołącz do dyskusji (96)
NIK złoży zawiadomienie do prokuratury o możliwym popełnieniu przestępstwa przez premiera Morawieckiego i trzech ministrów

Najwyższa Izba Kontrola ma jeszcze w tym tygodniu złożyć zawiadomienie do prokuratury w sprawie wyborów kopertowych. Będzie dotyczyć premiera Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego oraz Ministra Aktywów Państwowych Jacka Sasina.

NIK ma złożyć zawiadomienie o możliwym popełnieniu przestępstwa przez premiera i trzech ministrów

Raport Najwyższej Izby Kontroli w sprawie próby zorganizowaniu w zeszłym roku wyborów prezydenckich w stopniu kopertowym był bardzo krytyczny dla rządu Mateusza Morawieckiego. Wynika z niego wprost, że premier złamał prawo starając się przeforsować przeprowadzenie wyborów w formie korespondencyjnej. Największym problemem była nie tyle sama intencja, co forma poczynionych przygotowań:

Premier mógł wydawać decyzje spółkom Skarbu Państwa, ale niezwiązane z organizacją wyborów. W momencie wydawania przez premiera decyzji o organizacji wyborów obowiązywał kodeks wyborczy. Ta ustawa wskazywała, że organem odpowiedzialnym za organizację wyborów jest Państwowa Komisja Wyborcza

NIK przy okazji publikacji raportu złożyła zawiadomienie do prokuratury w sprawie wyborów dotyczące Poczty Polskiej i Polskiej Wytwórni Papierów Wartościowych. Izba nie poczyniła wówczas żadnych kroków przeciwko najwyższym urzędnikom państwowym. Teraz, jak podaje Onet, ma się to zmienić. Jeszcze w tym tygodniu organ skieruje następne zawiadomienia dotyczące premiera Mateusza Morawieckiego, szefa KPRM Michała Dworczyka, szefa MSWiA Mariusza Kamińskiego oraz Ministra Aktywów Państwowych Jacka Sasina.

Ten ostatni stał się, najprawdopodobniej niezasłużenie, symbolem nieudanej operacji pod nazwą „wybory korespondencyjne”. Koszty jej przeprowadzenia sięgnęły ponad 76 milionów złotych.

Największym problemem z majowymi wyborami jest nie intencja, lecz działanie „na wariata”, bez obowiązującej podstawy prawnej

NIK zarzuca wszystkim czterem przekroczenie uprawnień i rażące działanie na szkodę interesu publicznego. Warto w tym momencie przypomnieć, jak do tego wszystkiego doszło. W początkowym etapie epidemii koronawirusa nie bardzo było wiadomo, z czym się wszyscy mierzymy. Niestety, kalendarz wyborczy przewidywał przeprowadzenie w 2020 r. wyborów prezydenckich.

Doświadczenia innych państw, między innymi Francji, podpowiadały że wybory w trakcie epidemii to naprawdę kiepski pomysł. Tymczasem obozowi Zjednoczonej Prawicy zależało wówczas na tym, by przeprowadzić je jak najszybciej. Istniało bowiem ryzyko, że Andrzej Duda w miarę upływu czasu straci przewagę sondażową i może jednak przegrać.

Sam pomysł przeprowadzenia wyborów kopertowych nie był niczym złym. Zwłaszcza biorąc pod uwagę samorządy niewywiązujące się z obowiązku współpracy z Państwową Komisją Wyborczą przy organizacji tych „tradycyjnych”. Problem polega na tym, że rządzący postanowili przeprowadzić wybory bez podstawy prawnej. Najpierw zdecydowali o przekazaniu części uprawnień PKW w ręce Ministra Aktywów Państwowych, potem nie czekali z konkretnymi posunięciami na zakończenie drogi legislacyjnej właściwej ustawy.

Do wyborów korespondencyjnych ostatecznie nie doszło przez sprzeciw Jarosława Gowina i jego partii. Wicepremier dogadał się z prawdziwą siłą sprawczą całej operacji, czyli Jarosławem Kaczyńskim. Polacy poszli do urn na przełomie czerwca i lipca, wygrał Andrzej Duda. Warto przy tym podkreślić, że Jarosław Kaczyński w niedawanym wywiadzie dla „Sieci” przyznał wprost, że wybory kopertowe to była jego osobista decyzja.

Daleko idące działanie bez obowiązującej podstawy prawnej to właściwie trochę znak rozpoznawczy rządu w okresie epidemii koronawirusa. Wybory kopertowe można tutaj śmiało zestawić z karami za brak założonej maseczki, czy godzina policyjna w sylwestra.

To, że NIK złożył zawiadomienie do prokuratury w sprawie wyborów kopertowych nie oznacza jeszcze, że śledczy ruszą w tej sprawie palcem

Zawiadomienie do prokuratury w sprawie wyborów kopertowych to poważna sprawa. Mówimy o przestępstwach przewidzianych w art. 231 kodeksu karnego. Nadużycie uprawnień przez funkcjonariusza publicznego naraża go na karę nawet 3 lat pozbawienia wolności. W przypadku działania w celu osiągnięcia korzyści majątkowej lub osobistej zagrożenie rośnie do 10 lat w więzieniu. Co gorsza, nawet w przypadku działania nieumyślnego taki urzędnik ryzykuje karę grzywny, ograniczenia wolności lub do 2 lat pozbawienia wolności.

Nie sposób jednak nie zauważyć, że zawiadomienie to jedno a rzeczywiste działania prokuratury to drugie. Tą kieruje Zbigniew Ziobro. Trudno byłoby sobie wyobrazić, żeby ten nagle zaczął gorliwie ścigać czterech kluczowych ministrów rządu Zjednoczonej Prawicy. Nawet gdyby próbował, to ma przecież jeszcze nad sobą specjalnego nadzorcę w postaci wicepremiera do spraw bezpieczeństwa, czyli Jarosława Kaczyńskiego. Kwestię ewentualnego postawienia ministrów przed Trybunałem Stanu można śmiało pominąć – ten jest w Polsce ustrojowo bezużyteczny.

Działania NIK w sprawie wyborów kopertowych, podejmowane po dłuższym czasie, niewątpliwie mają związek ze sporem szefa Izby Mariana Banasia z kierownictwem PiS. W szczególności zaś działań CBA i ABW skierowanych przeciwko samemu Banasiowi i jego synowi Jackowi. Powodem całego zamieszania miało być ustalenie, że w jednej należących do szefa NIK kamienic najemcy urządzili sobie agencję towarzyską. Jakby tego było mało, byli oni powiązani z przestępczym półświatkiem.

PiS oczekiwał od swojego wieloletniego działacza dymisji, Marian Banaś stanął okoniem – i wtedy rządzący spróbowali go do tego zmusić. Co tylko zaostrzyło konflikt, trwający do dziś.