Aborcja w Trybunale Konstytucyjnym, w dodatku w takim czasie w jakim teraz jesteśmy, to pomysł koszmarny. Coś, co miało przejść po cichu w zamieszaniu wywołanym pandemią, wcale po cichu nie przejdzie. Tylko doprowadzi do dodatkowej, tak bardzo niepotrzebnej nam teraz, eskalacji emocji. To wygląda jak realizacja planu szaleńca. I właściwie to właśnie nią jest.
Aborcja w Trybunale Konstytucyjnym
Już 22 października, czyli w najbliższy czwartek, Trybunał Konstytucyjny ma wydać wyrok w sprawie przepisów dotyczących aborcji. Chodzi dokładnie o przepis zezwalający na przerwanie ciąży ze względu na ciężkie i nieuleczalne wady płodu. Z wnioskiem o jego zbadanie zwróciła się do TK grupa posłów Prawa i Sprawiedliwości. Przejęta przez PiS instytucja zrobi dokładnie to, co chce prezes tej partii. A ów prezes najwidoczniej ma ochotę podpalić Polskę.
Jeśli Trybunał Konstytucyjny przychyli się do wniosku anonimowej grupy wykonawców poleceń Jarosława Kaczyńskiego, chcącej jego uchylenia, skończy się z takim trudem wypracowany kompromis aborcyjny. Środowiska kościelne zatriumfują, a wiele kobiet wpadnie we wściekłość. I jeśli pan Kaczyński myśli, że sprawa rozejdzie się po kościach, bo dziś wszyscy martwią się tylko pandemią, to się myli. To prawda – reakcje natychmiast po wyroku mogą nie być tak intensywne jak w normalnych okolicznościach. Ale kobiety mu tego nie wybaczą.
Koszmarny moment
Bo dziś emocje, jakie targają nie tylko społeczeństwem, ale i pojedynczymi ludźmi, są gigantyczne. Powiedziałbym, że niespotykane od lat. Z jednej strony martwimy się o zdrowie własne i najbliższych. Z drugiej ludzie doskonale wiedzą kto odpowiada za obecny stan rzeczy. A jest to rząd, który przebimbał wakacje, skupiając się najpierw na odwoływaniu pandemii, a następnie układankach między Kaczyńskim a Ziobrą. I ten sam rząd bawi się ludzkimi emocjami, mieszając pandemiczny kryzys z kolejnymi ideologicznymi wrzutkami.
Bo jak inaczej zrozumieć to, że Przemysław Czarnek zaczął właśnie kierować resortem odpowiedzialnym za oświatę i edukację? Dlaczego na wejście ideologicznego fanatyka Kaczyński nie zdecydował się za kilka miesięcy, kiedy dramatyczna sytuacja związana z pandemią być może zacznie się uspokajać? Coś go podkusiło do tego, żeby zebrać w tym strasznym dla nas momencie wszystkie możliwe negatywne emocje. I zrzucić je na pozamykane w domach społeczeństwo.
W takiej sytuacji nie jestem w stanie powiedzieć co kieruje Jarosławem Kaczyńskim. Bo nie jestem w stanie wczuć się w sytuację człowieka tak cynicznego i owładniętego tak ogromną żądzą władzy i skłócenia społeczeństwa. Mogę sobie tylko wyobrazić, że marzy mu się by Polacy naprawdę rzucili się sobie do gardeł i żeby jedna strona zatraciła wszelkie przejawy empatii wobec drugiej strony. I, podkreślam, wszystko to w czasie kiedy międzyludzka solidarność – niezależna od poglądów – jest pożądana być może jeszcze bardziej niż w 1980 roku. W tamtych czasach Kaczyński walczył po jasnej stronie mocy. Dziś jest mrocznym władcą marionetek, który już chyba sam nie wie co da mu spełnienie.
Co po wyroku TK?
Nawet jeśli fasadowa instytucja zarządzana przez koleżankę Kaczyńskiego Julię Przyłębską wyda wyrok uchylający opisywany przepis, nie oznaczać to będzie że legalna aborcja w Polsce w sporym wymiarze się skończy. Bo ów przepis będzie musiał zostać zmieniony przez Sejm, a to może oznaczać kolejnych kilka lat ciuciubabki PiSu ze środowiskiem Jędraszewskiego i Rydzyka. Nawet pasowałoby to do stylu prezesa Prawa i Sprawiedliwości, który woli gdy temat się kotłuje, niż gdy jest ostatecznie zamykany. Ale dla kobiet wyrok TK będzie wystarczającą okazją do tego, by się naprawdę, ale to naprawdę zdenerwować. I te emocje Kaczyńskiego prędzej czy później dosięgną. Ten odbezpieczony granat, który od kilku lat podrzuca sobie do góry, w końcu mu w ręku wybuchnie. Boję się tylko, że przy okazji podpali on Polskę.