Benzyna choćby i poniżej 7 złotych, ale cena w promieniu 5 kilometrów może różnić się o 50 groszy na litrze

Biznes Moto Dołącz do dyskusji
Benzyna choćby i poniżej 7 złotych, ale cena w promieniu 5 kilometrów może różnić się o 50 groszy na litrze

Jest szansa, że benzyna w tym tygodniu spadnie poniżej 7 złotych, zresztą już dziś było blisko – rekordowy wynik na 95-tce wynosił 7,07 złotego, a mówię tylko z perspektywy własnych obserwacji. 

Co mnie jednak zaskoczyło, to to, jak bardzo rozstrzelone były ceny paliw. Z reguły różnica pomiędzy poszczególnymi stacjami wynosi albo nic, albo ledwie kilka groszy. Tymczasem dzisiaj kilkadziesiąt groszy na litrze wynosiła różnica nie tylko między BP i Circle K, Shell i Moya, ale nawet pomiędzy dwoma Orlenami.

I, że tak powiem, osobie pochodzącej z Płocka nie musicie tłumaczyć, że ceny paliw różnią się w zależności od położenia stacji benzynowej, ponieważ mamy tam najdroższą benzynę w Polsce. To paradoks, który zawsze trudno mi było zrozumieć. Trochę tak, jakby najdrożej za piasek trzeba było płacić w centrum Sahary.

Ceny paliw poniżej 7 złotych na horyzoncie?

Dziś na obrzeżach Warszawy widziałem benzynę po 7,07 złotego z litra, ale zupełnie nie przeszkadzało to stacjom położonym nie więcej, niż 5 kilometrów w stronę centrum, by oferować tam paliwo po 7,43 złotego. Prym w materii cen wiódł oczywiście Orlen, który ma przywilej bycia szczególnie elastycznym. Ale i na BP (na obrzeżach) paliwo oscylowało w granicy 7,13 zł.

Prawdopodobnie też Orlen niejako angażuje się w celu ratowania topniejących wyników poparcia dla Prawa i Sprawiedliwości. Polacy zaczynają odczuwać skutki kryzysu gospodarczego, który tak naprawdę jeszcze nie nadszedł (więc wyobraźmy sobie, co się stanie, gdy zacznie się na poważnie). Ceny szybują w górę, drogie paliwo warunkuje rosnącą inflację, pojawia się ryzyko nieopłaconych rat kredytów (które zresztą rząd postanowił zmniejszyć dosłownie dolewając oliwy do ognia – wakacje kredytowe to kompletny idiotyzm).

Nie sposób się więc oprzeć, że niska cena paliw dokonuje się poniekąd na użytek polityczny, a nasz polski Gazprom – czyli de facto przedsiębiorstwo wykorzystywane przez państwo do robienia polityki na dużą skalę – częściowo obniża też swoje marże, w nadziei na poprawę notowań politycznych, a może też po części sytuacji inflacyjnej.

To generalnie dziwne połączenie, które zawsze krytykowałem i będę krytykował. Państwa nie powinno się łączyć z biznesem w taki sposób, że państwo nim steruje, a biznes wyświadcza bezpośrednie przysługi obliczone na korzyści polityczne. Jeśli nie rozumiecie o czym mówię, to obserwujcie ceny paliw, gdy będziemy naprawdę blisko wyborów.