Błąd CKE uniemożliwia części uczniów dostanie się do wymarzonych szkół

Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (142)
Błąd CKE uniemożliwia części uczniów dostanie się do wymarzonych szkół

Błąd CKE doprowadził do tego, że wielu uczniów gimnazjum musi zrezygnować z wymarzonych szkół ponadgimnazjalnych… bądź w ogóle się do takich nie dostało. Poszło o egzamin z matematyki. Dla dyslektyków. Powodem jest błąd w systemie.

Błędy techniczne się zdarzają. W tym wypadku Centralna Komisja Egzaminacyjna na Mazowszu źle zliczyła wyniki uczniów posiadających orzeczenie o dysleksji. Odpowiedzialny był za to błąd algorytmu.

Sprawa dotyczy kilku tysięcy uczniów. Dziennik.pl powołuje się tutaj na sytuację ucznia, który pierwotnie dowiedział się, że miał wynik wynoszący 83%, żeby nieco później usłyszeć, że ów wynik to 97%. Problem w tym, że jego koleżanka miała podobny problem, tylko zadziałał on w drugą stronę, a jej wynik został obniżony. Musi teraz zmieniać szkołę, a czasu właściwie nie ma, bo decyzję o zmianie placówki można było podjąć do zeszłej środy.

A wszystko to przez ucznia, któremu bardzo nie spodobał się jego wynik z egzaminu. Poszedł on więc sprawdzić swoją pracę i okazało się, że na arkuszu widnieje inna punktacja niż w systemie. Całe szczęście, że miał taką możliwość, bo wcześniej wgląd do swojej pracy uczniowie mieli tylko wtedy, kiedy szkoła ogłosiła oficjalne wyniki – a czasu na sprawdzenie nie było potem zbyt wiele.

Błąd CKE

Błąd CKE wiele kosztował uczniów, którzy z wynikami poszli już do szkół – bądź wiele kosztował tych, którzy otrzymali wyniki zaniżone i w konsekwencji poszli nie do tych szkół, o których marzyli.

Co ciekawe, gdyby nie interwencja niezadowolonego ucznia, takie wyniki by zostały. Nie wygląda też na to, żeby ktokolwiek miał być za to pociągnięty do odpowiedzialności – ostatecznie CKE nic nie można w takim przypadku zrobić. Można skarżyć, ale to nic nie da.

Zapytano  nawet szefa CKE, czy to może spowodować żądanie unieważnienia egzaminu, aczkolwiek on sam (dość buńczucznie, bo przecież jego to de facto nie dotyka) twierdzi, że wszystko jest pod kontrolą. Pozostaje pytanie, ilu uczniów – a skoro problem dotknął paru tysięcy, to był bardzo poważny – nie dostało się w ten sposób do szkół albo musiało zrezygnować z tych, w których są. Im zapewne nikt nie pozwoli na odwołanie się, chociaż wszystko zależy od dyrektora danej placówki i od tego, jaki sprawy przybiorą bieg.

Sprawa jest dość poważna, aczkolwiek zostanie najpewniej zamieciona pod dywan, jak wszystkie tego rodzaju. Znane są przypadki, w których źle sprawdzono uczniom zadania, po czym cała machina ruszyła i okazało się, że są osoby „świętsze od papieża” i nie ma na nich żadnego bata.

Egzaminy wstępne!

Rozwiązaniem takiego problemu mogłyby być egzaminy wstępne do szkół ponadgimnazjalnych. To wtedy zostałoby wyraźnie zarysowane, kto ma się dostać i na jakich zasadach. Egzamin centralnie planowany jest co roku z jakichś powodów przedmiotem krytyki: bo jakieś pytanie zostało źle sformułowane, bo ktoś wyjął telefon i cała sala została wyproszona, bo źle policzono punkty albo niewłaściwie sprawdzono prace.

Zawsze bowiem, gdy za rzeczy, w których można popełnić błąd ludzki bierze się rząd, dochodzi do karykatury. Kto teraz sprawi, że ci sami uczniowie dostaną się do tych szkół, które chcieli? Kto będzie w stanie wynagrodzić im stres z tym związany? Tak dużo mówiło się o tym, że porzuceni przez nauczycieli w trakcie egzaminów nie będą w stanie ich napisać i w związku z tym generuje się im duże pokłady zmartwienia. Szkoda tylko, że nie pomyślano o tym i w tym wypadku.