Sąd Najwyższy rozstrzygnie, czy umowa kredytu jest umową wzajemną. Chodzi o prawo zatrzymania w sprawach frankowych

Finanse Dołącz do dyskusji
Sąd Najwyższy rozstrzygnie, czy umowa kredytu jest umową wzajemną. Chodzi o prawo zatrzymania w sprawach frankowych

Sąd Najwyższy rozstrzygnie, czy umowa kredytu jest umową wzajemną. Ta kwestia jest bardzo istotna dla tzw. frankowiczów i ich rozliczeń z bankami. W tle pojawia się problematyka dopuszczalności zarzutu zatrzymania w sprawach frankowych.

Czy umowa kredytu jest umową wzajemną?

Jak podaje „Bankier.pl”, Sąd Najwyższy skupi się na udzieleniu odpowiedzi na to, czy umowa kredytu jest umową wzajemną. O tę sprawę pyta Rzecznik Finansowy, a posiedzenie (w składzie siedmiorga sędziów) odbędzie się już 12 lipca 2023 roku. Wynikiem sprawy nie jest zainteresowany jedynie Rzecznik, ale również frankowicze, którzy toczą spory z bankami.

Definicję umowy wzajemnej określa art. 487 KC

Umowa jest wzajemna, gdy obie strony zobowiązują się w taki sposób, że świadczenie jednej z nich ma być odpowiednikiem świadczenia drugiej.

Na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że umowa kredytu jest umową wzajemną. Przecież bank „coś” daje, zaś kredytobiorca musi inne „coś” niejako w zamian oddać. Sprawa nie jest jednak taka oczywista, a coraz częściej przebija się do głównego nurtu interpretacja, że w wypadku takiej właśnie umowy trudno mówić o ekwiwalentności.

Dlaczego to jest takie istotne? Art. 496 KC określa tzw. prawo zatrzymania. Jeżeli wskutek odstąpienia od umowy strony mają dokonać zwrotu świadczeń wzajemnych, każdej z nich przysługuje prawo zatrzymania, dopóki druga strona nie zaofiaruje zwrotu otrzymanego świadczenia albo nie zabezpieczy roszczenia o zwrot.

Prawo zatrzymania w sprawach frankowych

Banki coraz częściej podnoszą tzw. zarzut zatrzymania. Ten sprowadza się do tego, że bank odda kredytobiorcy wszystkie zasądzone kwoty dopiero wtedy, gdy kredytobiorca odda bankowi udostępniony kapitał. W największym uproszczeniu można to rozumieć w taki sposób, że klient, który wygrał z bankiem i ma do oddania udostępniony kapitał, wynoszący np. 500 000 zł, musi najpierw zaoferować bankowi zwrot wspomnianego pół miliona i dopiero potem zobaczy „swoje” pieniądze.

Generalnie umowa wzajemna – i prawo zatrzymania – odnosi się do sytuacji, w których strony świadczą sobie różne np. rzeczy, gdzie jedna ze stron daje X, otrzymując w zamian Y – i odwrotnie. W wypadku świadczeń związanych z umowami kredytów, po obu stronach znajdują się pieniądze. I to w takiej konfiguracji, że trudno mówić, aby były one odpowiednikiem świadczenia drugiej strony.

Prawo zatrzymania ma ponadto pewną funkcję ochronną. Interes banku jest najczęściej chroniony np. przez hipotekę, a bankowi przysługuje prawo potrącenia, czyli pomniejszenia kwoty, która zobowiązany jest wypłacić klientowi (po wygranym przez kredytobiorcę procesie) z kwotą należną od klienta.

Generalnie nagminne korzystanie z prawa zatrzymania jest w istocie kolejnym sposobem walki procesowej z klientem. Tych narzędzi jest coraz mniej – i warto tutaj przywołać np. ostatni wyrok TSUE.