Deweloperzy tłumaczą się z niechęci do podawania cen w ofertach jeszcze gorzej od pracodawców

Nieruchomości Dołącz do dyskusji
Deweloperzy tłumaczą się z niechęci do podawania cen w ofertach jeszcze gorzej od pracodawców

Rozważając zakup jakiegoś dobra, zwykle chcemy się zapoznać z jego ceną. Im dobro jest droższe, tym potrzeba poznania rozmiarów przyszłego wydatku jest bardziej paląca. Okazuje się jednak, że nie wszyscy podzielają ten pogląd. Jawność cen mieszkań najwyraźniej nie jest do pogodzenia ze strategiami rynkowymi niektórych deweloperów. Może po prostu są zbyt drogie?

Rząd rozważa wymuszenie na deweloperach większej transparentności w ofertach sprzedaży mieszkań

Minister funduszy i polityki regionalnej Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz wpadła na pomysł nałożenia na deweloperów obowiązku ujawniania cen transakcyjnych. Na pierwszy rzut oka to całkiem niezła propozycja. W końcu podanie ceny sprzedawanego towaru wydaje się absolutną oczywistością w handlu. Jak inaczej mamy ustalić, czy stać nas na dany zakup? Równocześnie nie sposób nie zauważyć, że jako społeczeństwo i jako państwo zmierzamy w stronę większej transparentności. Przykładem może być dyskusja o obowiązkowym ujawnianiu stawek oferowanych w ofertach pracy.

Okazuje się jednak, że potencjalna jawność cen mieszkań uwiera deweloperów na tyle, że postanowili pójść drogą niektórych pracodawców. Mam na myśli niektóre fragmenty stanowiska Polskiego Związku Firm Deweloperskich w sprawie publikowania cen mieszkań. Warto przy tym z góry zaznaczyć, że nie ma większego powodu do oburzenia. Organizacja już od samego początku podkreśla, jak bardzo ważny jest dostęp konsumentów do rzetelnych i pełnych informacji. Przypomina też, że jawność cen mieszkań w ofertach stanowi element jej wewnętrznego kodeksu dobrych praktyk.

Siłą rzeczy jest jednak pewne „ale”, które niejako żyje swoim własnym życiem w internecie. Mam na myśli wytłumaczenie PZFD, dlaczego niektórzy deweloperzy unikają podawania ceny oferowanej nieruchomości na portalach i stronach internetowych inwestycji.

Niektóre firmy unikają publikowania cen obawiając się, że potencjalni nabywcy mogliby automatycznie odrzucić ofertę, uznając cenę za nieadekwatną, bez pełnego zrozumienia wartości oferowanej inwestycji. Brak informacji o cenie skłania klientów do nawiązania kontaktu z deweloperem, co umożliwia przedstawienie wszystkich atutów nieruchomości – takich jak lokalizacja, jakość wykończenia czy dodatkowe udogodnienia – zanim zostanie przekazana informacja o cenie. Bezpośredni kontakt daje też możliwość zindywidualizowania oferty, np. poprzez omówienie opcji finansowania, rabatów czy innych korzyści, co w przypadku prezentacji oferty wyłącznie na stronie internetowej może być trudniejsze. Ponadto, rozumiejąc potrzeby klienta na podstawie rozmowy, możliwe jest zaproponowanie mu np. lokali w innych lokalizacjach.

Tak naprawdę szczególnie interesujący jest fragment, który pozwoliłem sobie wyżej wyszczególnić. Czyżby niektóre firmy bały się tego, że oferowane przez nie ceny są zbyt wysokie jak na możliwości polskich konsumentów?

Jawność cen mieszkań służy konsumentom, ich zatajanie ma zaś na celu jedynie zwiększenie zarobku dewelopera

Z czysto marketingowego punktu widzenia taka taktyka sprawia oczywiście wrażenie sensownej. Mamy w ofercie mieszkanie, które jest po prostu drogie. Na domiar złego na zdjęciach nie prezentuje się przesadnie okazale pomimo wszelkich możliwych wysiłków fotografa. Może też mieć żałośnie niski metraż wpychający je do sektora „mikroapertamentów”. W tekstowe zapewnienia na przykład o doskonałej lokalizacji nikt już nie wierzy, bo stały się one żartem pokrewnym „młodym dynamicznym zespołom”. Co w takiej sytuacji możemy zrobić?

Jeżeli odpowiedzieliście „obniżyć cenę”, to najprawdopodobniej dopuściliście się właśnie jakiegoś ciężkiego bluźnierstwa. Trzeba jednak przyznać, w ostatnim czasie niektórzy sprzedający rzeczywiście obniżają ceny nieruchomości. Załóżmy jednak, że jako deweloper traktujemy urealnienie ceny jako absolutną ostateczność. Zostaje nam więc próba przekonania klienta, że to tylko wygląda tak źle. Być może uda się jakoś go oczarować. Ten musi nam jednak dać szansę, na co nie możemy liczyć, jeśli pierwsze co zobaczy, to kilkaset tysięcy złotych za klitkę rozmiarów przeciętnej łazienki.

Być może troszeczkę przejaskrawiam, ale opisany wyżej mechanizm z pewnością trafnie oddaje sens całej taktyki. Pytanie jednak, czy w tej sytuacji jawność cen mieszkań powinna być wymuszona przez państwo. Prawdę mówiąc, podobieństwa z jawnością wynagrodzeń nasuwa się samo. Brak informacji o cenie nieruchomości w ofercie jest praktyką z natury antykonsumencką.

Najzwyczajniej w świecie marnuje ona czas tych klientów, którzy muszą się osobiście skontaktować z deweloperem, by dowiedzieć się, że rzeczywiście ich na to mieszkanie nie stać. Pół biedy, gdy chodzi o wymianę maili. Osobista rozmowa ze sprzedawcą wymaga zauważalnie większego wysiłku, który nie każdy musi chcieć ponosić. Do tego nie da się ukryć, że taktyka zatajania ceny jak najbardziej służy windowaniu jej w górę.

Równocześnie trzeba przyznać, że PZFD oferuje nam ciekawą alternatywę. Organizacja namawia rządzących do wznowienia prac nad Portalem Cen Mieszkań. Miałby on zawierać informacje o rzeczywistych cenach transakcyjnych dla danej lokalizacji. W teorii stanowiłby on więc jakiś punkt odniesienia dla konsumentów, dzięki któremu mogliby oceniać, czy poszczególne oferty są rozsądne. Niestety rozwiązanie to nie eliminuje problemu czasu straconego na składanie zapytań.