Holenderski sąd orzekł, że kierowcy Ubera to pracownicy – a nie podwykonawcy czy zleceniobiorcy

Praca Zagranica Dołącz do dyskusji (108)
Holenderski sąd orzekł, że kierowcy Ubera to pracownicy – a nie podwykonawcy czy zleceniobiorcy

Kierowcy Ubera są pracownikami, a nie zleceniobiorcami, czy podwykonawcami. Tak wynika z orzeczenia holenderskiego sądu okręgowego, który uznał, że relacja, która wiąże kierowców z Uberem, jest w istocie umową o pracę. Czy to początek pewnej rewolucji?

Kierowcy Ubera są pracownikami

Jak donosi „Reuters”, sąd okręgowy właściwy dla Amsterdamu orzekł w przedmiocie problematyki charakteru umowy, która łączy przewoźników-kierowców z Uberem. Spór toczył się pomiędzy Uberem a Federacją Holenderskich Związków Zawodowych, która to postulowała, by około 4000 kierowców pracujących w Amsterdamie mogło korzystać z pracowniczych uprawnień, a szczególnie tych, które wiążą się z sektorem taksówkarskim.

Uber nie uznaje orzeczenia, planuje się od niego odwołać, a także wskazuje, że nie ma żadnych planów zatrudniania (jako pracowników) kierowców w Holandii. Sam Maurits Schönfeld, dyrektor generalny Ubera na Europę, wskazał:

Jesteśmy rozczarowani tą decyzją, ponieważ wiemy, że przytłaczająca większość kierowców chce pozostać niezależna. Kierowcy nie chcą rezygnować ze swojej wolności wyboru co do tego, czy, kiedy i gdzie będą pracować

Motywy rozstrzygnięcia sprowadziły się do tego, że relacja, która łączy kierowców z przewoźnikiem, spełnia wszystkie cechy umowy o pracę. Skutkiem czego kierowców obejmuje zbiorowy układ pracy właściwy dla przewozów taksówkowych.

Wskutek orzeczenia, jak wyjaśnia Zakaria Boufangacha — przewodniczący związków zawodowych — kierowcy Ubera de facto wykonują przewozy jako osoby zatrudnione, więc przysługuje im wyższe wynagrodzenie, a także dodatkowe uprawnienia w zakresie zwolnienia z pracy czy choroby.

Rewolucja?

Ponadto sąd wskazał, że niektórzy kierowcy są uprawnieni do otrzymania zaległych wynagrodzeń, zaś sam Uber został ukarany grzywną w wysokości 50 tys. euro. „Reuters” wskazuje także przypadek sporu z brytyjskim sądem najwyższym, a także niektórymi procesami w ramach sądownictwa amerykańskiego. Można generalnie uznać, że coraz częściej przypisuje się relacji kierowców i Ubera cechy stosunku pracy.

Zatrudnienie niepracownicze, szczególnie w obliczu rynku przewozów i dostaw, to bardzo trudna z wielu względów materia, także w rodzimym ustawodawstwie. Z jednej strony prawo wydaje się nie odzwierciedlać potrzeb tego rodzaju układów, z drugiej zaś cierpią na tym głównie „pracownicy”. Oczywiście, wymuszenie relacji pracowniczej w odniesieniu do przewoźników z jednej strony mogłoby zapewnić im należytą ochronę w zakresie praw pracowniczych, z drugiej strony — tutaj argumentacja Ubera wydaje się być uniwersalna — ogranicza wolność także i kierowców.

Trudno porównywać spór holenderski do sytuacji nie tylko w Polsce, ale i w każdym innym kraju, gdyż pojmowanie rynku pracy jest bardzo różne w ujęciu nawet europejskim. Przykładowo — tam, gdzie Holendrzy doszukują się relacji pracowniczej, tam w Polsce usiłuje się znaleźć przesłanki determinujące wykonywanie działalności gospodarczej.

Niemniej jednak tego rodzaju orzeczenia są o tyle istotne, że wzmagają dyskusje co do tego, że prawo pracy powinno ewoluować. Obecność dużych platform „pośredniczących” powoduje, że trudno mówić (intuicyjnie, abstrahując od przepisów) o relacji pracowniczej, ale też zupełnie „niezależnej”.