Z nową władzą w Niemczech może być tak jak w przypadku Joe Bidena. Czyli koniec z taryfą ulgową wobec polskiego rządu

Zagranica Dołącz do dyskusji (4)
Z nową władzą w Niemczech może być tak jak w przypadku Joe Bidena. Czyli koniec z taryfą ulgową wobec polskiego rządu

Nie mamy jeszcze pewności jak będzie wyglądać nowa władza w Niemczech. Koalicja będzie się zawiązywać przez najbliższe tygodnie, ale najpewniej na jej czele staną socjaldemokracji z SPD. Koniec ery Angeli Merkel może oznaczać koniec z ulgowym traktowaniem tego, co od kilku lat robi polski rząd. Może, ale nie musi, bo powyborcza układanka może przybrać jeszcze różne formy.

Nowa władza w Niemczech

Według wstępnych wyników głosowania, wybory do Bundestagu wygrała partia SPD z Olafem Scholzem na czele, zdobywając 25.7 procent głosów. Tuż za nimi znaleźli się chadecy z CDU/CSU (CDU to partia Angeli Merkel, na której czele stoi obecnie Armin Laschet) z wynikiem 24.1%. To bardzo mało jak na ugrupowanie, które nieprzerwanie rządziło krajem od 16 lat. Kolejne miejsca zajęli Zieloni (14.8%) oraz liberałowie z FDP (11.5%). Stawkę zamyka skrajnie prawicowa AfD (nieco ponad 10%) i postkomunistyczna Die Linke (4.9%).

Teoretycznie zatem największe szanse na zostanie nowym kanclerzem ma lider SPD Olaf Scholz. Musi on jednak zawiązać koalicję. Naturalny sojusznik – Zieloni – nie wystarczą. Potrzeba będzie dodatkowo pozyskać liberałów z FDP. A ci mogą stać się języczkiem u wagi, bo jeśli Scholzowi nie uda się sformułować rządu, to koalicję może zacząć tworzyć pozornie przegrane CDU/CSU. Generalnie jednak to, czego możemy być niemal pewni, to to że stosunki pomiędzy Niemcami a polskim rządem mogą się zmienić. Pytanie tylko jak mocno.

Będzie jak z Bidenem?

Kiedy władzę w Białym Domu przejmował Joe Biden, stosunki między polskimi władzami a dotychczasowym prezydentem USA były doskonałe (z racji zbliżenia ideologicznego). Po zmianie władzy nastąpił obrót o 180 stopni. W przypadku Niemiec o doskonałych stosunkach pomiędzy Morawieckim/Dudą a Merkel mowy być nie może, ale nie były to też stosunki bardzo złe. Nawet po tym, gdy polski prezydent ostentacyjnie odmówił we wrześniu spotkania z ustępującą niemiecką kanclerz. Angela Merkel traktowała Polskę przez ostatnie lata ze sporą życzliwością, zważywszy na to jak mocno antyniemiecka propaganda codziennie sączyła się z polskiej telewizji rządowej. Ale tej kanclerz już nie będzie, na zachodzie idzie zmiana. Zmiana, którą wschodni sąsiedzi Niemiec na pewno odczują.

W przypadku gdy nowym kanclerzem zostanie Olaf Scholz, będziemy mieli z jednej strony do czynienia z pewnego rodzaju kontynuatorem polityki Merkel (wszak przez ostatnie lata był on jej prawą ręką). Z drugiej jednak na czele niemieckiego rządu stanie polityk partii lewicowej, a ugrupowania z tej strony sceny politycznej wyjątkowo krzywo patrzą na ultrakonserwatywne działania rządu PiS (takie jak strefy wolne od ideologii LGBT).

Dodajmy jednak, że Scholz za plecami będzie miał koalicjantów, nowe podmioty w niemieckich władzach. Na przykład Zielonych, którzy przede wszystkim stawiają na walkę z globalnym ociepleniem. Politycy tej partii z całą pewnością będą alergicznie reagować na głosy polskich decydentów broniących węgla jak niepodległości.  Taryfy ulgowej nie ma też co spodziewać się po innym potencjalnym członku koalicji – liberałach z FDP. Czyli partii chyba najbardziej odległej od PiS, bo zarówno w sferze gospodarczej, jak i ideologicznej.

W tym wypadku potencjalnie najłagodniejszą zmianą dla polskiego rządu byłoby pozostanie (w nowej koalicji, ale jednak) przy władzy chadeków z CDU/CSU. Armin Laschet to bowiem polityk znany z dość zachowawczej postawy, po którym nie ma co się spodziewać ostrych odpowiedzi na to, co dzieje się w Polsce. Na razie jednak szansa na to, że Niemcami wciąż będzie rządził „merkelizm” jest raczej niewielka.

Pozostajemy w ciekawych czasach

Gdybym miał obstawiać, to przewiduję że w najbliższych miesiącach polski rząd będzie miał otwarty kolejny front konfliktu, który tym razem będzie przebiegał wzdłuż granicy z Niemcami. Okazji może być sporo – praworządność, wolne media, homofobia, antyniemieckość – to wszystko właściwie już leży na tacy trzymanej przez Jarosława Kaczyńskiego. Pytanie jak intensywnie Niemcy o Polsce będą myśleć i czy nie będą zbyt zajęci wewnętrznymi sprawami. Boję się jednak, że nasz rząd w swoim niezawodnym stylu zadba o to, żeby zwrócono na nas uwagę.