Od dawna powtarzam, że nie ma lepszego źródła informacji od Twittera. Obecnie portalu X, który dla starych twitterowiczów już na zawsze zostanie Twitterem. To właśnie dzięki niemu przypomniałem sobie o tekście, który już kiedyś czytałem. W 2020 r. na łamach The Economist opublikowany został artykuł przedstawiający dość nietypową tezę. W artykule wskazano bowiem, że istnieje korelacja pomiędzy wskaźnikiem BMI a... uczciwością polityków.
Czy tak jest rzeczywiście i politycy z nadwagą są mniej godni zaufania?
W brytyjskim mieście High Wycombe burmistrz oraz radni są corocznie ważeni na oczach ludności w centrum miasta. Eksperyment ma na celu pokazanie, czy politycy faktycznie przybierają na wadze kosztem podatników. I akurat w tym miejscu ciężko się z tym nie zgodzić. Chociaż akurat określenie ciężko może być uznane za wyjątkowo niefortunne. Chciałbym jednak zaznaczyć, że wypominanie komukolwiek wagi jest zwyczajnie grubiańskie. I naprawdę jestem daleki od tego, aby ten tekst uderzał w podobne tony. Chociaż w tym wypadku inaczej się przecież nie da. Zatem bez nazwisk i wytykania palcem. Pomyślmy szybko o naszych dwóch ostatnich prezydentach. O tym jak wyglądali przed objęciem urzędu i na końcowym etapie pierwszej kadencji. Nie sposób Anglikom nie oddać racji.
To jednak stara angielska tradycja. Badanie o którym wspomniałem na wstępie polegało na zestawieniu współczynnika BMI polityków wchodzących w skład rzadu wraz z poziomem korupcji w danym kraju. I już wyłącznie to budzi moje wątpliwości. To choćby z tego względu, że na BMI zwyczajnie nie należy zwracać zbytniej uwagi. Już kilka lat temu wskazano bowiem, że wskaźnik ten jest dość wadliwy. To wyjątkowo proste sprawdzenie, czy mieścimy się w określonych ramach. W badaniu jednak zdecydowano się na porównanie wskaźnika BMI do poziomu korupcji, który mierzony był wskaźnikami opracowanymi przez Bank Światowy oraz Transparency International.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Otyły urzędnik, to zdecydowanie częściej urzędnik nieuczciwy
Próbę przeprowadzono na 15 postsowieckich państwach. Natomiast autorem badania był Pavlo Blavatskyy. Algorytm który został użyty w badaniu przeanalizował zdjęcia ponad 300 ministrów wchodzących w skład gabinetów rządów. Na ich podstawie oszacowywał wskaźnik masy ciała, a następnie miary otyłości. Na tej właśnie podstawie ustalono, że mediana BMI gabinetu kraju jest wyjątkowo silnie skorelowana z poziomem korupcji.
Najlepiej w badaniu wypadła Estonia. Co nie powinno dziwić, kraj ten bowiem uchodzi za wzór w zakresie podejścia nie tylko do kwestii podatkowych nurtujących ludzi, ale także całego systemu administracji publicznej. W czołówce uplasowały się także Litwa oraz Łotwa. Tuż za podium znalazła się Gruzja. Zdecydowanie najgorzej wypadły Turkmenistan, Tadżykistan oraz Uzbekistan. W wyżej wymienionych państwach otyłość jest wyjątkowo powszechna pośród wysokich rangą urzędników. A może to po prostu typowe dla tych krajów?
Może nieco więksi politycy po prostu pochodzą z miejsc, gdzie ludzie są powszechnie więksi? Nic bardziej mylnego. Kraje w których ministrowie są rzeczywiście najbardziej otyli posiadają niższy procent otyłych ludzi. Dodatkowo, badania pokazują, że wyborcy są mniej skłonni głosować na bardziej otyłych kandydatów.
Z badaniem z pewnością nie zgodziłby się Juliusz Cezar. Plutarch, który był biografem Cezara przytoczył słowa, które na długo przed swoją śmiercią wypowiedział rzymski władca - "Nie boję się wcale tych grubych i długowłosych ludzi. Boję się raczej tych innych, bladych i wysmukłych". Cóż, czasy się zmieniają i gdyby dać wiarę w prawdziwość powyższego badania, a także zważywszy na to jaki los z rąk smukłych senatorów spotkał Cezara, to nie należy ufać nikomu.