Porady influencerów – tego szuka się w internecie chyba częściej niż memów z kotkami. Mamy influencerów od porad fitenessowych, dietetycznych, psychologicznych, finansowych… No dobrze, ale ile te porady są tak właściwie warte? Szkocki uniwersytet postanowił to sprawdzić. Efekt? Influencerzy po prostu nie wiedzą co mówią.
W mgnieniu oka media społecznościowe tak zawładnęły naszym życiem, że postawiliśmy znak równości pomiędzy influencerem a ekspertem. A porady influencerów traktujemy niemal jak porady lekarzy czy ekspertów.
Czy jednak przypadkiem nie robimy sobie przez to krzywdy? Sprawdzić to postanowili naukowcy z Uniwersytetu w Glasgow.
Przyjrzeli się oni blogom oraz profilom na mediach społecznościowych dotyczącym zdrowego odżywiania oraz fitnessu. Wyniki nie pozostawiają wątpliwości – jeśli szukasz profesjonalnej porady, trzymaj się z dala od social media.
Okazało się bowiem, że tylko jeden influencer na ośmiu dawał sensowne porady, które bazowały na brytyjskich wytycznych dotyczących zdrowego odżywiania.
Porady influencerów funta kłaków warte?
Szkocki uniwersytet sprawdzał między innymi wiarygodność porad, ale też ich przejrzystość oraz to, czy w ogóle influencerzy powołują się na jakieś źródła czy podają dowody na skuteczność swoich metod. Naukowcy prześwietlili też przepisy kulinarne czołowych influencerów – sprawdzono to, jakie dobierają składniki, ile takie potrawy mają tłuszczów, etc.
Wzięto pod uwagę przy tym nie jakiś początkujących influencerów, ale prawdziwie gwiazdy social media z Wielkiej Brytanii. Badano tylko takich influencerów, którzy mieli przynajmniej 80 tys. followersów na którejś z platform.
– Zdarzali się tacy influencerzy, którzy w ogóle nie mieli żadnych kwalifikacji, by mówić ludziom co i tak mają jeść – konkludowali autorzy badania. Zaznaczyli też, że tylko jeden autor topowego brytyjskiego bloga o odchudzaniu miał kwalifikacje, by o tym pisać, bo skończył odpowiednie studia. Wszyscy inni influencerzy byli po prostu amatorami.
Wnioski? – Influcenerzy po prostu nie są wiarygodnymi źródłami jeśli chodzi o informacje dotyczące zdrowego odżywiania. Biorąc pod uwagę zasięgi tych wszystkich „specjalistów”, można powiedzieć, że mogą oni wyrządzić wiele szkód swoim odbiorcom – przekonują autorzy badania.
Wzywają też do małej rewolucji w mediach społecznościowych. Sugerują, by każdy autor, który chce publikować takie porady, musiał się powołać na jakieś naukowe lub medyczne badania.
– Oczywiście blogerzy czy influencerzy będą mówić, że to ograniczenie ich swobody wypowiedzi. Ale naprawdę, publikowanie bzdurnych porad jest po prostu nie do obrony – przekonują naukowcy.