Jestem już zmęczony twierdzeniami polityków, że wcale nie wprowadzają nowego podatku, kiedy dokładnie to robią
Ten rok upłynie nam między innymi pod znakiem zmian w zasadach gospodarowania odpadami. Zaczęło się od wprowadzenia nowej frakcji odpadów wytwarzanych przez gospodarstwa domowe. Nowe obowiązki weszły w życie 1 stycznia. Najdelikatniej rzecz ujmując, nie określiłbym powstałego zamieszania mianem "sukcesu". Pomysł wydzielenia zużytych tekstyliów spośród innego rodzaju śmieci był dobry, ale jego wykonanie fatalne. Całkiem możliwe, że od 1 października czeka nas podobna sytuacja ze wdrożeniem systemu kaucyjnego, który krytykują środowiska przedsiębiorców.
To nie koniec wrażeń, bo w 2026 r. ma zacząć obowiązywać część przepisów dotyczących tzw. Rozszerzonej Odpowiedzialności Producentów. Chodzi oczywiście o odpowiedzialność za wytwarzane przez siebie produkty oraz ich opakowania aż do etapu ich utylizacji. Trzeba przyznać, że Ministerstwo Środowiska naobiecywało nam naprawdę wiele. Na uwagę zasługują na przykład najważniejsze założenia reformy zaprezentowane na stronie internetowej resortu w platformie gov.pl.
Nowy system rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP) dla opakowań nie jest podatkiem – przeniesienie kosztów na producentów sprawi, że opłaty ponoszone przez gminy za zagospodarowanie odpadów oraz mieszkańców za odbiór śmieci ustabilizują się, a z czasem obniżą.
System nie wpłynie zauważalnie na ceny produktów - w 2026 roku cena przeciętnego opakowania wzrośnie o maksymalnie pół grosza.
Wprowadzenie systemu zmobilizuje producentów do stosowania bardziej ekologicznych i łatwiejszych do recyklingu opakowań.
Wdrożenie nowych zasad ROP w Polsce wynika z konieczności implementacji unijnych dyrektyw, ale tak naprawdę wiele zależy od krajowych rozwiązań przygotowanych przez polskiego ustawodawcę. Tego właśnie najbardziej obawiają się przedsiębiorcy.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
W ostatnim czasie w debacie publicznej pojawiło się całkiem sporo uwag krytycznych oraz obaw co do funkcjonowania wdrażanych zmian. Jak się łatwo domyślić, kwestionują wszystkie trzy zacytowane wyżej założenia. Przy okazji twierdzą, że w istocie będziemy mieli do czynienia z nałożeniem na biznes nowego parapodatku. Kto ma rację w tym sporze?
Naprawdę ktoś myśli, że arbitralne nakładanie na przedsiębiorców dodatkowych kosztów nie wpłynie na ceny?
Konfederacja Lewiatan w swojej wrześniowej krytyce ROP po polsku skupia się przede wszystkim na wyborze centralnego modelu zarządzania systemem. Jak możemy przeczytać na stronie internetowej organizacji:
Projekt ustawy o opakowaniach i odpadach opakowaniowych wprowadza szkodliwy dla gospodarki, konsumentów oraz środowiska model ROP.
Zakłada on, że Organizacją ROP Opakowań będzie organ państwowy, czyli Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. To instytucja, która nie ma doświadczenia w codziennym zarządzaniu współpracą z tysiącami podmiotów, doradztwem różnym interesariuszom i poszukiwaniem efektywności w gospodarce odpadami. Tymczasem w Polsce przez ponad 20 lat rozwijał się sektor wyspecjalizowanych podmiotów, organizacji odzysku opakowań, które zdobyły know-how i efektywnie wspierały ogromną grupę ponad 100 tys. przedsiębiorstw w realizacji obowiązków środowiskowych.
Lewiatan zauważa także, że nowy model ROP nie uwzględnia fundamentalnych wymogów art. 8a unijnej dyrektywy odpadowej, w tym kosztu netto oraz mechanizmu ustalania opłat dla wprowadzających odpady do gospodarki. Unijne przepisy nakazują powiązanie go z rzeczywistymi kosztami gospodarowania odpadami. Ustawodawca zdecydował się z kolei na klasyczną opłatę produktową ze stawkami uzależnionymi od wagi produktu lub opakowania oraz materiału jego wytworzenia. Przy czym opłata opakowaniowa będzie wynosiła 8 proc. opłaty produktowej w 2026 r., a w 2027 r. wzrośnie do poziomu 20 proc.
W czym tkwi problem? Odpowiedź na to pytanie ma dla nas Piotr Mazurek, ekspert Konfederacji Lewiatan ds. gospodarki obiegu zamkniętego:
Model ROP powinien wspierać innowacje i motywować do stosowania opakowań bardziej przyjaznych środowisku. Tymczasem sprowadza się on do nowej formy parapodatku, w którym producenci płacą, ale nie mają żadnego wpływu na to, co stanie się z ich odpadami.
Innymi słowy: uzależnienie opłat od faktycznych kosztów gospodarowania odpadami wspiera te rozwiązania, które generują możliwie niskie koszty dla środowiska. Klasyczna tabelka z taryfami rzeczywiście ma charakter parapodatkowy.
Konfederacja Lewiatan wieszczy to, czego może się spodziewać praktycznie każda osoba mająca blade pojęcie o mechanizmach rynkowych. Wzrost kosztów zostanie prędzej czy później przerzucony na konsumentów. Organizacja jest także przekonana, że NFOŚiGW po prostu nie poradzi sobie z obsługą systemu.
Wygląda na to, że nowy ROP nasi rządzący skopiowali od Viktora Orbana
Bardzo podobne zdanie do Lewiatana ma liberalny think tank Warsaw Enterprise Institute. Również on zwraca uwagę na problematyczny aspekt centralizacji oraz upaństwowienia całego systemu.
Obecny system opiera się na zdecentralizowanych płatnościach od producentów do wielu prywatnych organizacji odzysku. Nowy model centralizuje roczny przepływ finansowy w wysokości ok. 5 mld zł, który trafia do NFOŚiGW. Fundusz ten następnie redystrybuuje środki do gmin, recyklerów i innych uczestników systemu. Jest to zatem mechanizm kreujący potężnego państwowego pośrednika finansowego, który będzie miał znaczący wpływ na cały sektor odpadowy.
Zdaniem WEI, ustawodawca deklaruje przyjęcie rozwiązań zbliżonych do czeskich, ale w rzeczywistości implementuje nam model węgierski. Różnica tkwi w tym, że w Czechach oraz większości państw Unii Europejskiej operatorem systemu jest podmiot prywatny. Tymczasem Węgrzy swój system znacjonalizowali w 2012 r. Kolejnym aspektem przybliżającym nas do Budapesztu jest taryfikator kosztów do pokrycia określany za pomocą tabelki w ministerialnym rozporządzenia bez uwzględnienia rachunku ekonomicznego. Dlaczego wzorowanie się na rozwiązaniach węgierskich miałoby stanowić coś złego? Odpowiedź jest prosta: imitujemy rozwiązania stosowane przez najgorszych.
Wstępne założenia polskiego systemu z państwowym operatorem i opłatą o charakterze publiczno-prawnym wykazują znacznie większe podobieństwo właśnie do węgierskiego modelu ROP. Eksperci Warsaw Enterprise Institute ostrzegają, że ten parapodatkowy model oparty na państwowym podmiocie będzie nieefektywny środowiskowo i kosztowny dla przedsiębiorców i konsumentów. Potwierdzają to dane – węgierski system zapewnia jeden z najniższych poziomów zbiórki w UE, odnotowując zaledwie 39,9 proc. recyklingu odpadów opakowaniowych w drugiej połowie 2023 roku. Kontrastuje to z wydajnością systemów opartych na organizacjach utworzonych przez producentów, np. takich jak w Czechach, gdzie w 2022 roku osiągnięto 71 proc. recyklingu opakowań ogółem.
Na uwagę zasługuje pojawiający się także w stanowisku WEI wątek wprowadzania przez rządzących kolejnego parapodatku. Do zapowiedzi polityków, że wcale tego nie robią, należałoby być sceptycznym. Zazwyczaj takie tezy opierają się na kruczkach prawnych związanych z definicją legalną podatku z ordynacji podatkowej oraz podmiotu, do którego w pierwszej kolejności trafiają pobrane pieniądze. Są tym samym niewiele warte.
Pytanie jednak brzmi: czy powinniśmy w takim razie wyrzucić ROP do kosza i nie zmieniać niczego? W przeciwieństwie do systemu kaucyjnego tym razem mamy do czynienia jedynie z apelami obydwu organizacji o zmianę przez rządzących kierunku prac legislacyjnych. Domagają się przede wszystkim zastosowania w projektowanym systemie mechanizmów rynkowych w miejsce jego monopolizacji i centralizacji.