Społeczny odbiór pomyłek sklepów internetowych w Polsce jest dla mnie zarówno zdumiewający, jak i przerażający.
Co jakiś czas opisujemy na Bezprawniku historie sklepów internetowych, które pomyliły się w cenach, a internauci postanawiają bezlitośnie ten fakt wykorzystać. Z reguły stajemy w tych sytuacjach po stronie sklepów internetowych, choć nie zawsze.
Wiadomo – różnie to bywa z tymi sklepami internetowymi. Niektóre to gigantyczne przedsiębiorstwa, które śmiało poradziłyby sobie na polskiej giełdzie. Inne to instytucje nieco bardziej familijne. Prócz skali przedsiębiorstwa, sklepy internetowe można też dzielić pod kątem uczciwości. I tak oto mamy czasem sklepy bardzo uczciwe, proklienckie, jak również drobnych kombinatorów. A nawet kombinatorów na wielką skalę. Przypadek każdego sklepu warto rozpatrywać indywidualnie, choć oczywiście w kontekście wielu transakcji, a nie pojedynczych przypadków.
Kiedy tak sobie dzielimy sklepy internetowe na uczciwe i nieuczciwe, moralne i niemoralne, mało kto jednak pamięta o tym, by takiego podziału dokonać na konsumentach.
A konsument w Polsce potrafi być zdegenerowany bardziej, niż przedsiębiorca
Mamy na przykład takiego czytelnika na Bezprawniku, kojarzę dobrze, bo to mój imiennik. Pojawia się tylko w komentarzach pod artykułami o prawach konsumenta i mami innych czytelników swoimi interpretacjami, zawsze na niekorzyść przedsiębiorcy. Generalnie, jeśli choć istnieje namiastka szans na interpretację pozwalającą wykorzystać pomyłkę sklepu internetowego, to on tę interpretację przytoczy jako źródło powszechnej praktyki i obowiązującego prawa.
Osobiście oczywiście rozumiem pewnego rodzaju mentalny problem trawiący społeczeństwo, natomiast nie mogę zrozumieć dlaczego społeczne przyzwolenie i zrozumienie dla tego typu postaw jest tak duże. Nie brakuje komentarzy, które osoby domagające się wydania laptopa za 10 złotych nazywają „złodziejami” (naturalnie w publicystycznym znaczeniu tego słowa). Ale też nie brakuje zorganizowanych grup, które domagają się od sklepów wydania towaru, regularnie grożą UOKiK-iem i konsekwencjami prawnymi. I te grupy – powiedzmy, że jeszcze „interesu” – mają swoich kibiców.
Czy sklep internetowy jest bogaty? Tak, te największe sklepy internetowe są bardzo zamożne. Ale mam bardzo poważne wątpliwości czy wiele sklepów w Polsce wyszłoby obronną ręką z wydania kilku tysięcy laptopów wartych 7000 złotych, za kwotę 10 złotych.
W sklepach internetowych chodzi o handel
Sklep internetowy to handel, a w handlu chodzi o to, by obie strony transakcji były zadowolone. Sklep ma być szczęśliwy, że wygrał z konkurencją i sprzedał, a kupujący, że znalazł najtaniej i kupił.
Tymczasem część internautów w Polsce uważa, że istotą handlu jest zbudowanie jakiegoś swoistego aparatu przymusu wobec sklepu internetowego. Że sklep internetowy to organ państwowy, na którym działa zasada „Co nie jest zabronione, jest dozwolone”. Tymczasem tak nie jest, co znajduje odzwierciedlenie w nawet najbardziej ogólnych zasadach prawa cywilnego.
Polskie prawo, zresztą na wzór europejskiego, nie kocha sklepów internetowych. To dziś karkołomny biznes, który w bardzo silnej pozycji stawia konsumenta, mającego do dyspozycji liczne narzędzia wywierania presji na sklep. Jak choćby za sprawą prawa do odstąpienia od umowy, które wymaga od sklepu ponoszenia kosztów przesyłki w jedną stronę, a nie wliczam tu już nawet kosztów w postaci zmarnowanego czasu. Oczywiście takie a nie inne przepisy sprzedawcom zgotowały patologie ich kolegów po fachu, pielęgnowane na przestrzeni lat.
Nie bez powodu w kodeksie wykroczeń czy w kodeksie cywilnym znajdziemy przepisy nakładające obowiązek sprzedaży czy prawnych konsekwencji oferty. Są to jednak w dużej mierze przepisy o rodowodzie archaicznym, odnoszącym się do sprzedaży w czasach, gdy czasem na jedno średniej wielkości miasto był jeden sklep obuwniczy. Ich charakter był jawnie „antydyskryminacyjny”, miał zapewnić pewność i powszechność obrotu handlowego wbrew prywatnym uprzedzeniom.
Dziś próbuje się je wykorzystywać do wyłudzenia towarów w ułamku ich rzeczywistej ceny.
Nie są też trafne poglądy przyrównujące sprzedaż w internecie do sprzedaży w klasycznym sklepie. Otóż Media Markt, który na swojej wystawie błędnie oznaczył prestiżowy telewizor kwotą 119 złotych, może tę cenę niezwłocznie, już w przypadku pierwszego klienta, zweryfikować i zmodyfikować. Personel sklepu nie dowie się, że w nocy sprzedał 7000 laptopów za 10 złotych każdy.
Wyłudzaczom internetowym mówimy zdecydowane „nie”
Nie tylko uważam, że po stronie sklepów internetowych stoi prawo (w mniej lub bardziej zręczny sposób zapisane w regulaminach, ale i ogólne przepisy kodeksu cywilnego), ale przede wszystkim jestem zdania, że jako społeczeństwo takie postawy powinniśmy w zdecydowany sposób piętnować.
Jedyną słuszną reakcją na widok kogoś, kto chwalił się, że znalazł oczywisty błąd cenowy i właśnie dokonał zakupu, jest pogardliwe spojrzenie i zapytanie: jak ci nie wstyd?