Krzyczą „stop nienawiści” i oburzają się na nalepki Gazety Polskiej, ale jednocześnie chętnie rzuciliby kostką brukową w nacjonalistę

Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (638)
Krzyczą „stop nienawiści” i oburzają się na nalepki Gazety Polskiej, ale jednocześnie chętnie rzuciliby kostką brukową w nacjonalistę

„Jeśli ktoś Kalemu zabrać krowy to jest zły uczynek. Dobry, to jak Kali zabrać komuś krowy”. Odnosząc te słowa do sobotniego Marszu Równości w Białymstoku i reakcji części mediów i osób publicznych – jak „prawak” bije „lewaka” to jest to dyskryminacja i przemoc. Wskazane by było jednak, by „lewak” w ten sam sposób oddał swojemu przeciwnikowi. Wtedy mielibyśmy, rzecz jasna, do czynienia ze sprawiedliwością w czystej postaci.

Krzyczą stop nienawiści, a w myślach już kopią złego nacjonalistę

W sobotę po raz pierwszy w Białymstoku przeszedł ulicami Marsz Równości. Czy takie marsze (niezależnie o której stronie barykady mówimy) bardziej szkodzą czy pomagają ich uczestnikom, można byłoby pewnie długo dyskutować.  Nie zmienia to jednak faktu, że każdy marsz, niezależnie od charakteru i tego, gdzie się odbywa, powinien przebiegać spokojnie. Tego z pewnością o sobotnim marszu w Białymstoku powiedzieć nie można. Relacje medialne w pewnych aspektach różnią się między sobą, jednak wiadomo, że oprócz uczestników marszu pojawili się również kibole i – jak sami siebie nazywają – obrońcy „prawdziwej” rodziny. Marsz eskortowała policja. Jak można było się spodziewać, w stronę funkcjonariuszy poleciały i butelki, i kostka brukowa. Kogoś szarpano, kogoś opluto. Ranna została jedna z policjantek.

Festiwal bezmyślnej przemocy w klasycznym wydaniu. Bo przecież logiczne, że jeśli z kimś się nie zgadzam, to pierwsze co robię, to idę tam gdzie on, a następnie, głośno krzycząc, usiłuję – za pomocą wspomnianej kostki, pięści lub właściwie czegokolwiek – wytłumaczyć mu, jak mocno jego rozumowanie jest pozbawione sensu. Niestety, prawicowi radykaliści wyraźnie upodobali sobie tę metodę, chociaż chyba jeszcze nie odkryli, że właściwie niespecjalnie działa.

Tyle tylko, że ci lewicowi radykaliści wcale nie są lepsi. Od wczoraj w Internecie krążą (głównie w mediach społecznościowych) wypowiedzi osób, które nawołują do odwetu i tego, żeby ktoś za pomocą argumentu siły wytłumaczył radykałom z prawej, że, uwaga, nienawiść i dyskryminacja to zło w czystej postaci. Po wydarzeniach na marszu jedna z nieformalnych, warszawskich grup pisała wprost na swoim fp

wszystkim zwolennikom pokojowej narracji i „walczmy argumentami”: zamknijcie już mordy, serio.

W innych rejonach sieci można zauważyć otwarte nawoływania do stosowania przemocy wobec przeciwników z prawej strony.

To już schizofrenia i zaburzenia osobowości, czy jeszcze nie?

Radykaliści z lewej i prawej strony to zawsze dwie strony tej samej monety

Jakoś tak się przyjęło, że zagorzali zwolennicy prawicy (w tym złym znaczeniu) to agresorzy, natomiast ci, którzy na co dzień popierają mocno lewicowe postulaty – są ofiarami tych pierwszych. I bardzo często faktycznie tak jest, co warto głośno krytykować i mówić wprost o dyskryminacji, homofobii, ksenofobii i innych -fobiach, w których prawicowi radykałowie przodują. Problem polega jednak na tym, że radykalizm jest obecny po obu stronach barykady. „Lewacy”, jak nazywają ich obraźliwie ci z prawej strony, też potrafią użyć inwektyw, też wyzywają i marzą nieraz o tym, by ktoś tym „naziolom” wreszcie pokazał, gdzie ich miejsce i że nie tylko oni potrafią rzucać tym, co im akurat wpadnie w ręce. Jednym słowom – niektórym po lewej stronie też się marzy wielka bitwa na ubitym polu, podczas której wszyscy mogliby sobie nawzajem udowodnić siłowo, jak mocno myli się druga strona.

Niestety, ale prawda jest taka, że coraz częściej poziom pogardy i nienawiści jest bardzo podobny po obu stronach sporu. Inwektywy stają się na porządku dziennym, coraz mniej jest chętnych do podejmowania dialogu. I nie jest to wcale, żeby nie było, specyfika wyłącznie polska.

Warto wspomnieć w tym kontekście o Antifie. Jest to – jak sama siebie nazywa – Akcja Antyfaszystowska. Teoretycznie nie jest związana z żadną ideologią polityczną, ale w nieformalnych szeregach znajdują się najczęściej socjaliści, liberałowie i anarchiści. I tak się jakoś dziwnie składa, że ta sama Antifa, sprzeciwiająca się tendencjom skrajnie prawicowym – a więc często związanym z agresją i nietolerancją – sama nie zawsze stosuje metody, które kojarzyłyby nam się z tolerancją i propagowaniem pokoju.

Lewicowi ekstremiści, jak określa siebie część członków nieformalnego ruchu, są krytykowani przez liberałów i porównywani do wrogów, z którymi walczą. Liberałowie, jak to zwykle bywa, wyzywani są przez swych bardziej radykalnych kolegów od centrystów i nazywani takimi, co tylko dużo gadają, ale nic z tego nie wychodzi. „Bojówkowa” część Antify jest uważana w wielu krajach za tak samo niebezpieczny ruch jak ten neonazistowski. Teraz dwóch amerykańskich senatorów z Partii Republikańskiej podobno chce uznania Antify za organizację terrorystyczną (co jest oczywistą wodą na młyn dla prawicowych mediów, także polskich). Uważają, że wśród ruchu znajdują się nietolerancyjni radykałowie, którzy realizują swój program poprzez przemoc.

Dziwnym zbiegiem to samo zdanie pasuje jak ulał do ekstremistów prawicowych.

Nienawiść to zawsze nienawiść, niezależnie od towarzyszącej jej ideologii i światopoglądu

Mam wrażenie, że niektórym coraz ciężej pojąć, że nienawiść to zawsze nienawiść, i sama w sobie nie ma żadnych barw. Występuje tak po lewej jak i po prawej stronie. I radykaliści, ekstremiści z obu stron w takim samym stopniu biorą udział w tym samym festiwalu hipokryzji. Ci, którzy głośno wygłaszają piękne hasła, zaskakująco często robią coś absolutnie przeciwnego do tego. I dotyczy to wszystkich radykałów i ekstremistów. Bo mowa nienawiści i przemoc zawsze nimi pozostają, bez względu na to, w jakiej sprawie są wykorzystywane i przeciwko komu.

Warto jednocześnie pamiętać, że nie chodzi wcale o chrześcijańskie nadstawianie drugiego policzka. Jeśli jedna strona atakuje drugą i odmawia jej prawa do normalnego funkcjonowania, to należy głośno się temu sprzeciwiać. Należy podejmować różne działania, wymagać od osób publicznych i polityków, by nie milczeli lub by nie popierali takich zachowań. Kim jednak staje się ofiara, która zaczyna posługiwać się taką samą przemocą jak jej oprawca?

Jest taki piękny cytat Friedricha Nietzschego (tak, tego samego, którego filozofię Hitler opacznie zinterpretował, a której żadna myśl nie miała niczego wspólnego z „rasą panów”). Cytat, który powinni powtarzać sobie w myślach wszyscy, którzy uważają, że ogień należy zwalczać ogniem.

Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań, ona również patrzy na ciebie.