Hongkong wycofuje się z ustawy o ekstradycji. Czy to oznacza koniec protestów?

Zagranica Dołącz do dyskusji (182)
Hongkong wycofuje się z ustawy o ekstradycji. Czy to oznacza koniec protestów?

Hongkong od dłuższego czasu borykał się z obywatelskimi protestami. Przyczyną była ustawa o ekstradycji do reszty Chin – potraktowana jako oznaka dążeń do ściślejszej integracji tej dawnej kolonii brytyjskiej. Mieszkańcy oczekiwali rezygnacji z nowych przepisów, z czasem także odwołania władz. Te pozostawały nieugięte i liczyły na zdławienie protestów. Aż tu nagle najwyraźniej skapitulowały.

Władze Hongkongu ugięły się przed demonstrantami – kontrowersyjna ustawa o ekstradycji została oficjalnie wycofana

Protesty w Hongkongu są dość ciekawym wydarzeniem, lecz niekoniecznie unikalnym. Nie po raz pierwszy uczestnicy masowych protestów są znakomicie zorganizowani, chętnie korzystający z mediów społecznościowych. To nie jest także pierwszy raz, kiedy w trakcie protestów, by bronić się przed służbami porządkowymi, protestujący stosują metody wręcz z pogranicza taktyki wojskowej. Przykładem wcześniejszych zdarzeń tego typu może być ostatni ukraiński Majdan. Także nie pierwszy raz obywatele stają do walki z państwem, które niekoniecznie ceni te same wartości, co świat zachodni – także w kwestii praw człowieka i obywatela, zwłaszcza tych politycznych. Protesty te odnosiły także sukcesy.

Na czym więc polega wyjątkowość protestów w Hongkongu? Chodzi o Chiny. To państwo ma swoją specyfikę. Różnice pomiędzy Państwem Środka a światem zachodnim są ogromne. Mowa przy tym nie tylko o całkowicie odmiennym ustroju i podejściu do praw obywatela. Także tamtejsza kultura inaczej postrzega rolę jednostki w społeczeństwie. Co więcej, Chiny są państwem, które w ostatnich dekadach błyskawicznie rozwinęło się gospodarczo. Na tyle, by rzucić wyzwanie Stanom Zjednoczonym – i jakoś sobie radzić w wojnie handlowej Donalda Trumpa. Rozwój technologiczny pozwolił przy tym Chińskiej Republice Ludowej na sprawowanie kontroli nad swoim społeczeństwem na niespotykaną do tej pory skalę. Tymczasem Hongkong to dawna brytyjska kolonia, pozostająca pod silnym wpływem kultury zachodniej, nawet pomimo bycia częścią Chin od przeszło dwudziestu lat.

Władze przekonują, że chodzi o walkę z przestępczością, mieszkańcy wolą nie ryzykować stawania przed chińskim sądem

Ustawa o ekstradycji miała pozwolić na sądzenie podejrzanych na terytorium Chin kontynentalnych. Oficjalny powód takiego posunięcia wcale nie był jakiś złowrogi, czy antyobywatelski. Ot, chodziło o wyeliminowanie luki prawnej, która pozwalała przestępcom z Chin traktować Hongkong jak bezpieczną przystań. Dla byłej kolonii oznaczało to także pewien krok w stronę silniejszej integracji z Pekinem.

Dla obywateli z kolei największym problemem okazało się ryzyko trafienia przez sądy, w których wszelkie gwarancje jakie oferuje im Hongkong i autonomiczne sądownictwo. Jak się łatwo domyślić, mieszkańcy Hongkongu najwyraźniej nie przejawiają większego zaufania do sądów w Chinach. Ustawa w czerwcu wywołały protesty, stopień zorganizowania i skuteczność uczestników wzbudziła zainteresowanie medialne na całym świecie. Chiny jednak światową opinią publiczną przejmować się za specjalnie nie muszą. Nawet wolałyby, żeby zachód zajął się swoimi sprawami. Ot, taki przywilej mocarstw. Tyle tylko, że teraz, jak podaje chociażby South China Morning Post, ustawa o ekstradycji została wycofana.

Gubernator Hongkongu ugina się pod żądaniami demonstrantów, jednak na razie nie wszystkimi

Gubernator Carrie Lam Cheng Yuet-ngor formalnie zrezygnowała z dalszego procedowania kontrowersyjnych przepisów. Zapowiedziała również stworzenie platformy mającej wyjaśnić przyczyny kryzysu, jaki od miesięcy przetacza się przez Hongkong. Problem w tym, że taki posunięcie wcale nie musi oznaczać koniec protestów. W miarę ich trwania, oraz w miarę postępującej brutalizacji działań policji, pojawiły się także inne postulaty. Protestujący domagają się także: śledztw w sprawie postępowania służb porządkowych, amnestii dla zatrzymanych, zaprzestania nazywania protestów „rozruchami”, oraz wznowienia reform politycznych w mieście.

Co więcej, demonstranci od dłuższego czasu oczekują również rezygnacji ze strony Carrie Lam. W ostatnich dniach celem demonstrantów stały się także instalacje systemu informatycznego pozwalającego władzom na rozpoznawanie twarzy. Wcześniej ustawę o ekstradycji zawieszono, licząc że to uspokoi protestujących. Tak się jednak nie stało. Również pacyfikacja demonstracji się nie powiodła. Demonstranci wdarli się także do lokalnego parlamentu i okupowali budynek przez jakiś czas.

Hongkong czeka pełna integrację z Chinami, niezależnie od woli swoich mieszkańców

Hongkong ma specyficzny status prawny. W 1997 r. dawną brytyjską kolonię objęły w posiadanie Chiny. Skończył się bowiem 99-letni okres obowiązywania umowy dzierżawy tego terytorium przez Wielką Brytanię. Teoretycznie, Hongkong – zgodnie z zasadą „jeden kraj, dwa systemy” – miał mieć zagwarantowane 50 lat zachowania dotychczasowego ustroju politycznego, gospodarczego czy prawnego. W praktyce jednak Pekin od samego początku starał się uzyskać jak największą kontrolą nad terytorium. Zresztą, docelowo Hongkong ma zostać w końcu zintegrowany z resztą Chin. Tegoroczne protesty nie są też pierwsze. Te z 2014 r., przeciwko skrajnie niedemokratycznej ordynacji wyborczej, nazywano „parasolową rewolucją”.

Nie należy się spodziewać, by działania Carrie Lam i jej administracji nie były konsultowane z Pekinem. Bądź wręcz sterowane przez chińskie władze. Nie wydaje się także, by Chiny miały zamiar zrezygnować z dążenia do integracji Hongkongu z resztą państwa. Podobny los czeka Makao, dawną portugalską kolonię. Tajwan może pozwolić sobie na niezależność dzięki amerykańskiej pomocy wojskowej oraz korzystnemu, wyspiarskiemu położeniu. Przynajmniej na razie. Docelowo pełne zespolenie Hongkongu terytorium z resztą Chińskiej Republiki Ludowej ma się zakończyć w 2047 r. Czy jego mieszkańcy sobie życzą, czy nie.