Politycy PO kwestionują izbę Sądu Najwyższego, która stwierdziła ważność wyborów. Zapominają, że ta sama izba dała im Senat

Państwo Prawo Dołącz do dyskusji (580)
Politycy PO kwestionują izbę Sądu Najwyższego, która stwierdziła ważność wyborów. Zapominają, że ta sama izba dała im Senat

W poniedziałkowe południe wszystko stało się jasne. Ważność wyborów prezydenckich została stwierdzona przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Izba odrzuciła zdecydowaną większość protestów wyborczych, a pozostałe – choć uznane za zasadne – nie miały, zdaniem SN, wpływu na wynik wyborów. To, jak na tę decyzję zareagowali politycy Platformy Obywatelskiej, przybrało iście groteskową formę.

Ważność wyborów prezydenckich stwierdzona

Sztab Rafała Trzaskowskiego protestował między innymi z powodu zaangażowania niemal całego rządu w promowanie jednego kandydata – Andrzeja Dudy. Politycy Koalicji Obywatelskiej chcieli też, by Sąd Najwyższy pochylił się nad kwestią relacjonowania kampanii przez media publiczne, które faworyzowały kandydata PiS. Izba Kontroli Nadzwyczajnej SN uznała, że nie może zająć się kwestiami kampanii wyborczej, bo stwierdzenie ważności wyborów dotyczy tylko samej procedury głosowania i liczenia głosów. A tu za zasadne uznano jedynie te protesty, które mówiły o uniemożliwieniu złożenia głosu (składały je osoby, którym uniemożliwiono głosowanie za granicą).

I choć politycy sprzyjający Rafałowi Trzaskowskiemu mogli spodziewać się takiego rozstrzygnięcia, to postanowili nie składać broni i zaczęli na gorąco komentować decyzję Sądu Najwyższego. „Przed chwilą wypowiedziała się IKNiSP, która nie jest sądem, a osoby tam zasiadające nie są sędziami SN”, napisała na Twitterze europosłanka KO Magdalena Adamowicz. Wtórował jej poseł Platformy Obywatelskiej Michał Szczerba. „Uchwała nowej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych umeblowanej w całości przez neo-KRS, o wątpliwym statusie zasiadających tam sędziów, nie może być uznana za stanowisko SN”, grzmiał w mediach społecznościowych parlamentarzysta.

Izba, która nagle zaczęła przeszkadzać

No to teraz najlepsze. Czy wiecie, dlaczego Magdalena Adamowicz wykonuje dziś pracę europosłanki? Bo dostała się do Parlamentu Europejskiego po wyborach, które odbyły się w maju 2019 roku w Polsce. Których ważność stwierdziła… Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego. Ta sama, której istnienie kwestionuje dziś europosłanka. To samo z Michałem Szczerbą – jesienią 2019 uzyskał on reelekcję w wyborach do Sejmu, których ważność również stwierdziła ta sama izba Sądu Najwyższego. Poseł Szczerba wtedy ani nie protestował, ani – o dziwo! – nie zrzekł się mandatu.

Mało tego – to ta straszna izba, która „nie jest sądem” – stwierdziła też ważność wyborów do… Senatu. Tak, tego Senatu, który w atmosferze triumfu przejęły zjednoczone ugrupowania opozycyjne i na którego czele od prawie roku stoi Tomasz Grodzki z Platformy Obywatelskiej. Kim w takim razie jest, według dzisiejszej interpretacji PO, marszałek Grodzki? Uzurpatorem Grodzkim? Wybranym przez nie-sąd, nielegalnie zasiadającym w fotelu „szefa” Senatu? No właśnie…

Himalaje hipokryzji

Oczywiście, że wybory prezydenckie 2020 były wyborami nieuczciwymi. Głównie za sprawą wspominanej ordynarnej propagandy rządowej telewizji, która przed II turą postanowiła po prostu w ogóle nie transmitować wieców Rafała Trzaskowskiego, za to relacjonować każdą minutę wystąpień Andrzeja Dudy. Ale to nie Sąd Najwyższy może to stwierdzić, bo jego zadanie polega na ocenie samej procedury głosowania w obu turach. A tu, mimo wszystkich problemów Polaków za granicą, nie można było uznać że wynik został wypaczony. Różnica kilkuset tysięcy głosów między kandydatami jest po prostu zbyt duża, żeby postanowić o powtórce głosowania.

Co do samej Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego – być może politycy PO pomylili ją z o wiele bardziej kontrowersyjną Izba Dyscyplinarną SN. Bo to w sprawie tej drugiej krytycznie wypowiedział się sam Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej. I to jej decyzje w istocie można, a wręcz powinno się podważać. Ale IZKiSP nie była przedmiotem postępowania przed TSUE, bo też od początku budziła o wiele mniej kontrowersji. I dlatego wielką hipokryzją w wykonaniu opozycyjnych polityków jest przypominanie sobie o zarzutach wobec niej tylko wtedy, kiedy mają za sobą przegrane wybory. Bo gdyby wybory były wygrane, to izba byłaby cacy.

(zdjęcie pochodzi z Twittera @SenatRP)