Czy receptą na drogie paliwo może być zakaz jazdy samochodem… w niedzielę? Już raz tak było

Codzienne Moto Dołącz do dyskusji
Czy receptą na drogie paliwo może być zakaz jazdy samochodem… w niedzielę? Już raz tak było

Co zrobić, żeby spadł popyt na paliwo? W wachlarzu rozwiązań są takie, które śmiało można uznać ze pomysły ekstremalne. Na przykład… zakaz jazdy samochodem w niedzielę. Ale są też nieco bardziej realne, jak ograniczenie prędkości na autostradach. Kilka dekad temu trzeba było je wprowadzić. Czy ktoś w Europie wpadnie dziś na podobny pomysł?

Zakaz jazdy samochodem w niedzielę?

Od razu uspokajam: takie pomysły nie kiełkują (póki co) w głowach rządzących w Polsce. Temat wszedł do publicznej dyskusji za sprawą słów Bartłomieja Derskiego, eksperta portalu Wysokie Napięcie. W wypowiedzi do serwisu MarketNews24 mówił on o problemach związanych z tym, że rosyjska ropa jest coraz tańsza. Przez to wiele firm decyduje się na przykład na jej przepompowywanie z tankowców na oceanie i sprzedawanie, z pominięciem embarga, po znacznie wyższych cenach. To sprawia, że nałożone na Rosję sankcje stają się dziurawe, a to przedłuża wojnę na Ukrainie.

Derski dodał, że w takiej sytuacji „Europa powinna sięgnąć po rozwiązania wprowadzone podczas poprzedniego potężnego kryzysu energetycznego w latach 70-tych XX w.”:

Wtedy to, w celu obniżenia zużycia benzyny, wprowadzono ograniczenie prędkości na autostradach i niedziele bez samochodów w niektórych miastach.

Ekspert Wysokiego Napięcia zaznaczył jednak, że kluczowa jest jak najszybsza transformacja energetyczna i przerzucenie się na odnawialne źródła energii.

Pomysł z kosmosu?

To teraz, jeśli ta wypowiedź podniosła wam ciśnienie, weźcie trzy głębokie oddechy. Nie, nie grozi nam kolejna po zakazie handlu w niedzielę restrykcja na siódmy dzień tygodnia. Zakaz jazdy samochodem w niedzielę to rozwiązanie, które nam nie grozi. Nie tylko dlatego, że pół wieku temu, gdy aut było zdecydowanie mniej, można było je znacznie łatwiej wprowadzić. Również dlatego, że spotkałoby się ono – przynajmniej w Polsce – z tak dużym oporem społecznym, że żadna władza sobie na to nie pozwoli.

Rzeczywistość wygląda bowiem tak, że choć Ukraina wciąż dzielnie walczy za swoje (i nasze) bezpieczeństwo, to w Europie emocje wokół wojny zostały stonowane. To naturalne zjawisko, trochę wynikające ze zmęczenia konfliktem, trochę ze znieczulicy, a trochę z tego że drożyzna sprawiła że wielu z nas przejmuje się teraz głównie swoimi własnymi problemami. Dlatego dobrze, że państwa Unii Europejskiej szybko nałożyły na Rosję swoje główne (i jednak dotkliwe) sankcje. Bo wraz z upływem czasu coraz trudniej byłoby nakładać kolejne, szczególnie takie które wszyscy odczulibyśmy w portfelach.

Stąd nie ma co się spodziewać kroków tak radykalnych jak zakaz ruchu samochodowego w niedziele. Ale już ograniczenie prędkości na autostradach mogłoby być jakimś sposobem na rekordowe ceny paliw i spadek popytu na nie. Zresztą sam widzę, jeżdżąc często po polskich trasach ekspresowych, że wiele osób takie ograniczenie samo na siebie nakłada. Przy paliwie za blisko 8 złotych chcemy spalać go jak najmniej. Dlatego znacznie częściej spotkać można nawet całkiem szybkie auta, które trzymają się prędkości 120 kilometrów na godzinę. Czy wprowadzenie takiego ograniczenia wywołałoby bunt? Pewnie tak, ale tylko w niewielkim środowisku – tych, którzy prędkość uwielbiają i których stać na spalanie nawet kilkunastu litrów na setkę. Tylko czy w obecnych czasach powinniśmy przejmować się ich zdaniem?