Kanada zakaże sprzedaży mieszkań zagranicznym funduszom. A w Polsce ani tego, ani podatku katastralnego, nic nie robimy

Nieruchomości Dołącz do dyskusji (117)
Kanada zakaże sprzedaży mieszkań zagranicznym funduszom. A w Polsce ani tego, ani podatku katastralnego, nic nie robimy

Rząd Kanady zapowiedział, że w najbliższym czasie ureguluje najpilniejsze kwestie dotyczące rynku mieszkaniowego.

Planuje wprowadzenie zakazu sprzedaży nieruchomości zagranicznym funduszom. W obronie lokatorów wypowie także wojnę fliperom poprzez wprowadzenie wysokich podatków od szybkiej sprzedaży. Przeznaczy także przynajmniej 4 mld dolarów na mieszkania czynszowe. Kiedy możemy spodziewać się podobnych ruchów w Polsce? Coraz więcej – nie tylko młodych – oczekuje zmiany w zakresie polityki mieszkaniowej na płaszczyźnie krajowej.

W zasadzie to mam wrażenie, że używane często określenie „w Polsce jak lesie” z roku na rok coraz bardziej się dezaktualizuje. Lasów i drzew przecież ciągle mniej. W miastach mniej też jest zieleni, którą skutecznie od lat wypiera beton. Pozostała jedynie ta ograniczona, polska mentalność… Tymczasem sytuacja na rynku mieszkaniowym rysuje się coraz gorzej. Wzrosły ceny najmu, na co niewątpliwie wpływ miała wojna oraz przyjęcie ukraińskich uchodźców. Ponadto, stopy procentowe rosną niemalże tak szybko jak inflacja, a o kredyt hipoteczny dzisiaj jest już o wiele trudniej niż choćby przed rokiem. Nie wygląda to najlepiej, a jeśli nic nie zmieni się na szczeblu ogólnokrajowym, to będzie tylko gorzej.

Czy możemy w tym wypadku liczyć na jakikolwiek interwencjonizm ze strony państwa? Domaga się tego coraz większa rzesza młodych ludzi, którzy w ostatnich miesiącach zdali sobie sprawę, że wizja własnego mieszkania nawet kosztem zakredytowania się na następne 30 lat znacznie się od nich oddaliła.

Kanada wprowadza zmiany w zakresie polityki mieszkaniowej

W ostatnim czasie nad rozwiązaniem tożsamych problemów związanych z polityką mieszkaniową debatowali kanadyjscy parlamentarzyści. Rząd Kanady zapowiedział wprowadzenie nowych zasad, które miałyby uregulować krajowy rynek nieruchomości. Kanadyjczycy dążą do ustanowienia zakazu sprzedaży nieruchomości zagranicznym inwestorom. Chcą także wprowadzić wysoki podatek od szybkiej sprzedaży do 12 miesięcy, który skutecznie pomógłby zwalczyć zjawisko nadmiernego flipowania oraz spekulowania cenami nieruchomości.

Rozważają także wprowadzenie ulgi podatkowej na pierwszy dom, a także zaangażowanie kwoty w wysokości 4 mld dolarów kanadyjskich, która miałaby zostać przeznaczona na budowę mieszkań czynszowych. Ponad 1,5 mld dolarów kanadyjskich zostanie przeznaczonych na budowę tanich domów oraz mieszkań. Drugie tyle ma trafić także bezpośrednio do spółdzielni mieszkaniowych. Na ulgę podatkową będą mogli liczyć również ci, którzy będą chcieli dokonać remontu domu, w którym mieszkają wielopokoleniowe rodziny.

Czy interwencja państwa w tym zakresie może w rzeczywistości pozytywnie wpłynąć na polepszenie warunków bytowych? Czy dzięki temu większa liczba młodych ludzi będzie mogła szybciej samodzielnie zamieszkać?

Zmiany polityki mieszkaniowej, co musi się zmienić w Polsce, aby było lepiej

Powyżej opisałem zmiany, które w najbliższych latach ma wcielić w życie kanadyjski rząd. Sama ich zapowiedź ma być jednoznaczną odpowiedzią stanowiącą, że trwająca przez lata samowola, która ukształtowała kanadyjski rynek nieruchomości dobiega końca. To duża zmiana, bowiem państwo wyraźnie chce być odpowiedzialne za kreowanie nowej rzeczywistości oraz przestrzeni, która dotychczas była pozostawiona w rękach prywatnych. Choć kanadyjscy deweloperzy mogą być w istocie ludźmi o wielkim sercu, to jakoś nie mam wątpliwości, że najważniejszym czynnikiem determinującym podejmowane przez nich decyzje była chęć osiągnięcia zysku.

Krytykowanie przedsiębiorczości i determinacji tych, którzy podejmują działania, aby osiągnąć zysk nie jest celem tego artykułu. Długoletnia postawa największych polskich, jak i kanadyjskich deweloperów działających na rynku pozwoliła im na osiągnięcie pozycji, którą mają obecnie. Mam tylko wrażenie, że gdzieś zagubiły się pewne proporcje. Wciąż słyszymy o nowych inwestycjach. Widzimy, że powstają nowe mieszkania, nowoczesne zamknięte osiedla i apartamentowce. W samym tylko styczniu i lutym br. w Polsce oddano ponad 33 tys. mieszkań. Od lat w Polsce występuje niż demograficzny. Wciąż słyszymy, że mieszkań buduje się za mało oraz, że młodzi ludzie skazani są na długie mieszkanie z rodzicami bądź kosztowny najem. Jak to możliwe, skoro jednocześnie przybywa nowych mieszkań, a z roku na rok jest nas coraz mniej?

Czy kwestia dostępności mieszkań, których przecież z roku na rok powstają tysiące to efekt coraz większego rozwarstwienia majątkowego społeczeństwa? Zanik klasy średniej oraz rosnące różnice pomiędzy prowincją a największymi aglomeracjami.

Januszex i fundusze inwestycyjne odpowiadają za sytuacje na rynku nieruchomości mieszkaniowych

Niestety, ale dla niegdysiejszych twórców januszexów i innych podobnych przedsiębiorstw inwestycja w nieruchomosci często stanowi jedyny pomysł ulokowania kapitału. Mieszkania – szczególnie te w wielkich miastach – już dawno przestały pełnić wyłącznie swoje pierwotne funkcje. Dla wielu stały się bezpiecznym aktywem inwestycyjnym. Powiecie, że przecież nie można ganić kogoś za to, że uczciwie zarobił, nie wydał i zainwestował w nieruchomości. Oczywiście, dalej może tak robić. Założę się, że takich rentierów, którzy w dobrym momencie kupili nie 2, nie 3 a 7 czy 10 mieszkań w samej tylko Warszawie jest pełno. Jeśli potrafią skutecznie wynajmować zakupione mieszkania, to nawet przy stosunkowo niewielkiej stopie zwrotu mogą wieść spokojne i bezstresowe życie. Któż by tak przecież nie chciał, zero zmartwień, mieszkaniami zajmuje się zewnętrzna firma specjalizująca się w wynajmie nieruchomości mieszkaniowych. To jednak bardzo krótkowzroczna wizja. Co ciekawe bronić będą jej nie tylko sami bezpośrednio zainteresowani właściciele nastu nieruchomości, ale także zaczytani w Hayku fanatyczni wyznawcy wolnego rynku, którzy zapewne w 99 proc. mimo niezachwianej wiary w wolnorynkowe idee nigdy nie znajdą się w grupie tych, których tak zaciekle bronią.

Czy zatem mądrze wprowadzony podatek katastralny byłby złym rozwiązaniem? Moim zdaniem nie. Na rynku nieruchomości mieszkalnych panuje nieograniczona samowola. Wprowadzając kataster państwo mogłoby skutecznie zachęcić tych, którzy posiadają kilka/kilkanaście/kilkadziesiąt mieszkań do zainwestowania w inne obszary rynku. Nie tylko nieruchomości stanowią pewną lokatę, dodatkowo wprowadzenie katastra mogłoby skłonić część z właścicieli do podjęcia ponownej aktywności zawodowej.

Idąc dalej, skoro zapewne w samej Warszawie z łatwością znaleźlibyśmy przedsiębiorców posiadających kilkanaście mieszkań, to co by się stało, gdyby zdecydowali się działać wspólnie? Gdy jedna osoba mogła pozwolić sobie na zakup 7 nieruchomości, to statystycznie 10 takich osób mogłoby kupić 70 mieszkań. Cena za m2 jednego mieszkania, nie ma nic wspólnego z ceną za m2 w sytuacji, gdy zgłaszasz chęć zakupu 70. Zagraniczne fundusze inwestycyjne wiedzą o tym od dawna. Dzięki temu mają możliwość kreowania cen nieruchomości. W łatwy sposób mogą spekulować, a następnie dyktować ceny na rynku najmu. Dlatego uważam, że jakakolwiek ingerencja, a tym samym możliwość zakupu przez tego typu podmioty nieruchomości mieszkalnych powinna być zakazana.

Mądry podatek katastralny, czy ulga na pierwsze mieszkanie?

Gdzie w tym łańcuchu z zaradnymi przedsiębiorcami i bogatymi funduszami z zagranicznym kapitałem znajduje się młoda rodzina z dwójką dzieci? Czy obecne ceny mieszkań, ceny najmu oraz rosnące wciąż stopy procentowe, a także coraz wyższe wymogi w zakresie uzyskania zdolności kredytowej pozwalają na najnormalniejszą koegzystencję? Mimo, że od zawsze bliskie były mi poglądy wolnorynkowe, to nie do końca potrafię śmiać się z popularnego ostatnimi czasy na lewicy hasła – mieszkanie prawem nie towarem. (Zanim jednak przeczytam – po raz kolejny zresztą – że zmieniła mi się optyka, bo sam domagam się mieszkania, to wszystkich malkontentów-komentatorów gorąco pozdrawiam z mojego m2). Oczywiście przy założeniu, że nie tłumaczymy tego hasła tak, że każdy kończący kulturoznawstwo czy politologię młody ambitny z małego ośrodka będzie domagał się własnego mieszkania, najlepiej z widokiem na Plac Zbawiciela. Chodzi jednak, aby państwo wykorzystując odpowiednie narzędzia dokonało pewnych zmian w rynku nastawionym wyłącznie na wypracowanie zysku.

Zakładam, że w XXI wieku w kraju, który wciąż rozwija się w niesamowitym tempie możliwość posiadania – choćby poprzez najem, który nie pochłania 1/2 zarobków – własnego kąta nie powinna być traktowana jako specjalnie wygórowana fanaberia. Skoro od lat państwo stara prowadzić się politykę pro-rodziną walcząc przy tym o zwiększenie liczby urodzeń, to konsekwencją tych postulatów powinny być zmiany w zakresie polityki mieszkaniowej. Czy pomoc ta miałaby polegać na zastosowaniu takich instrumentów jak mądrze zaplanowany podatek katastralny, czy wprowadzeniu specjalnych ulg wzorem Kanady, to już pozostawiam w kwestii rządzących, żałując przy tym niemiłosiernie, że tak ważnym procesem kierować będą rządzący nami dyletanci.