W czasach, gdy idealny kandydat na pracownika powinien mieć dwadzieścia lat życia i dziesięć lat doświadczenia, niejednemu może przyjść do głowy nieco „podkoloryzować” swoje CV. Ale to może być dosyć kosztowna twórczość, o czym przekonał się pewien informatyk. Co grozi za kłamstwa w CV?
Firma informatyczna potrzebowała zatrudnić nowego pracownika. Stanowisko „senior developer” wymagało odpowiednich kwalifikacji, w tym znajomości technologii: Python3, Flask, MySQL i Erlang. Jeden z kandydatów nie grzeszył doskonałą znajomością tego ostatniego języka programowania, ale nie przeszkodziło mu to w takim opisie swoich umiejętności w CV. W ten sposób udało mu się spotkać na rozmowie kwalifikacyjnej z pracownikami firmy oraz jej właścicielem.
Jak się można domyślać, rozmowa nie poszła po myśli nieuczciwego kandydata. Jego brak deklarowanych kompetencji szybko wyszedł na jaw, co rozsierdziło osoby zaangażowane w proces rekrutacji. Skutek? Firma postanowiła wystawić „rachunek” za czas poświęcony na rekrutację przez: szefa działu programistów, szefa działu HR oraz właściciela firmy. Rachunek słony, bo wynoszący 410 dolarów; w przypadku braku zapłaty sprawa zostanie skierowana na drogę sądową. Tak wygląda pismo skierowane do felernego kandydata (źródło: Trololodev):
Kłamstwa w CV – co za nie grozi (oprócz kompromitacji)?
Sytuacja rozegrała się co prawda daleko od Polski, ale warto się zastanowić, czy w naszym kraju takie wezwanie do zapłaty za kłamstwa w CV miałoby rację bytu? Odpowiedzialność kandydata na dane stanowisko za pisanie bajek w CV można rozpatrywać na kilku płaszczyznach. W najdalej idącej wersji, za koloryzowanie swojego zawodowego życia można nawet… trafić na 8 lat za kratki. Taka w każdym razie jest maksymalna sankcja za czyn określony w art. 286 §1 kodeksu karnego:
Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8.
Jakby nie patrzeć, celem oszukańczego formowania treści CV jest zdobycie pracy, co wiąże się z wynagrodzeniem wyższym niż za rzeczywiście posiadane kwalifikacje. To jednak nie rozwiązuje problemu rekruterów, bo, po pierwsze, z pewnością mają oni ciekawsze rzeczy do roboty niż zawiadamianie organów ścigania o podejrzeniu popełnienia przestępstwa polegającego np. na zawyżeniu umiejętności językowych, a po drugie są to kwestie sprawiające ogromne trudności dowodowe (w końcu ocena umiejętności była subiektywna, a żeby wsadzić kogoś za kratki powinno się mieć pewność co do winy oskarżonego).
Uczciwość w negocjacjach to nie tylko dobra cecha charakteru – to obowiązek
Wezwanie do zapłaty jest natomiast czynnością z zakresu prawa cywilnego. Czy polscy rekruterzy mogliby w ten sposób dyscyplinować nieuczciwych kandydatów do pracy? Można sobie wyobrazić (choć to bez wątpienia byłaby precedensowa sprawa), że w takim przypadku należałoby zastosować normę wyrażoną w art. 72 §2 kodeksu cywilnego:
Strona, która rozpoczęła lub prowadziła negocjacje z naruszeniem dobrych obyczajów, w szczególności bez zamiaru zawarcia umowy, jest obowiązana do naprawienia szkody, jaką druga strona poniosła przez to, że liczyła na zawarcie umowy
Jak wskazał Sąd Najwyższy:
Odpowiedzialność odszkodowawcza za niestaranność negocjacyjną (…) ograniczona jest do ujemnego interesu umownego. Dotyczy rzeczywistych strat, powstałych m. in. w rezultacie poniesienia kosztów na przygotowanie się do negocjacji – a więc kosztów ekspertyz, przeprowadzonych badań i prac naukowych.
W praktyce oznacza to, że niedoszły pracownik, który świadomie wprowadził potencjalnego pracodawcę w błąd co do swoich umiejętności, co spowodowało zaangażowanie zasobów ludzkich tegoż pracodawcy do weryfikacji rzeczywistych umiejętności kandydata, mógłby ponosić odpowiedzialność cywilną i zapłacić odszkodowanie z tego tytułu. Tu jednak znowu kłaniają się trudności w udowodnieniu rzeczywistej wielkości szkody. Pracodawca musiałby np. udowodnić, że zajmowanie się kandydatem-kłamczuszkiem spowodowało u niego szkodę.
Mówiąc krótko: tak, takie wezwanie do zapłaty jak przedstawione na początku wpisu w teorii mogłoby mieć sens. W praktyce trudno sobie wyobrazić skuteczne dochodzenie takich roszczeń. Może to i dobrze, przynajmniej HR-owcy mają co robić podczas rekrutacji.