Skoro piszemy do Czechów w sprawie aborcji, to może jeszcze jakiś list do Holendrów żeby nie sprzedawali Polakom zioła?

Zagranica Zdrowie Dołącz do dyskusji (521)
Skoro piszemy do Czechów w sprawie aborcji, to może jeszcze jakiś list do Holendrów żeby nie sprzedawali Polakom zioła?

Nasi południowi sąsiedzi mają bujne poczucie humoru i wiele rzeczy ich nie dziwi. Ale jestem pewien, że czeski minister zdrowia długo nie wiedział, czy śmiać się czy płakać, czytając list od naszego wiceambasadora. Otóż zdaniem Antoniego Wręgi aborcja w Czechach nie może być łatwo dostępna dla Polek. I protestuje przeciw planowanej w tej materii nowelizacji prawa. Swojego celu rzecz jasna nie osiągnie, ale zafundował nam kolejną międzynarodową kompromitację.

Aborcja w Czechach i list z polskiej ambasady

Przypomnijmy – czeski Senat przygotowuje ustawę, która ma uporządkować kwestię dokonywania zabiegów przerwania ciąży przez pacjentki z zagranicy. Od kiedy bowiem w Polsce obowiązuje niemal całkowity zakaz aborcji, kobiety – jeśli znajdą się w takiej potrzebie – mogą w pierwszej kolejności myśleć o wyjeździe do Czech czy Słowacji, by legalnie jej dokonać. Ale dla zastępcy Ambasadora RP w Pradze, pana Wręgi, to sytuacja nie do zaakceptowania. W głowie dyplomaty zrodził się bowiem następujący konstrukt: skoro kobieta jest Polką, a w Polsce aborcja jest zabroniona, to dla owej Polki aborcja jest zabroniona wszędzie, nie tylko w Polsce. I napisał list do szefa czeskiego resortu zdrowia pisząc między innymi o tym, że owa ustawa… zakłóciłaby relacje między sąsiadującymi ze sobą krajami.

No to teraz zastanówmy się nad tym, co zrobił dyplomata, podając kolejne, równie abstrakcyjne przykłady. Weźmy na przykład Holandię – kraj, w którym od lat można legalnie kupić marihuanę, wypalić ją w coffee shopie i tak dalej, i tak dalej. Z tej okazji korzysta bardzo wielu Polaków, zarówno pracujących w Królestwie Niderlandów, jak i odwiedzających je turystycznie. Ale zaraz, jak to? Przecież nie ma czegoś takiego jak legalna marihuana w Polsce! A zatem Polacy jeżdżą za granicę, by robić coś, co jest zakazane w ich kraju. „Jakim prawem!?”, powinien pomyśleć Ambasador RP w Amsterdamie i czem prędzej napisać list do holenderskich władz, w którym będzie się domagać zakazu sprzedaży jointów obywatelom najjaśniejszej Rzeczpospolitej.

Jeszcze większą zagwozdkę będą mieli polscy dyplomaci w Stanach Zjednoczonych. W USA marihuana jest legalna tylko w niektórych stanach. Musieliby zatem pisać listy do poszczególnych gubernatorów, w dodatku zwracając uwagę na to, iż sytuacja prawna związana z paleniem i posiadaniem marihuany jest tam zróżnicowana. Mało tego – wszak w USA Polak ma o wiele łatwiejszy dostęp do broni niż w kraju nad Wisłą. Czyli kupuje ją, choć w Polsce by tego nie mógł zrobić! Jak tak można! Trzeba natychmiast zakazać amerykańskim sprzedawcom broni wpuszczania do swoich sklepów osób z polskim paszportem. No chyba, że pokażą polskie pozwolenie na broń. Absurdalne? No pewnie, witam w świecie pana Wręgi.

A teraz wyobraźmy sobie coś odwrotnego

Jeśli nie macie już dość abstrakcji, to na koniec historia odwrotna. Do Polski w ostatnich miesiącach przyjechały tysiące Białorusinów. Uciekają przed reżimem Łukaszenki, represjami politycznymi i katastrofalną sytuacją gospodarczą. Wielu z nich aktywnie działa, prowadząc profile w mediach społecznościowych krytykujące dyktatora, rozmawiając z polskimi dziennikarzami i opowiadając o tym co tak naprawdę dzieje się w Mińsku. I nagle białoruski dyplomata postanawia napisać do polskiego rządu, że ma natychmiast wprowadzić takie same przepisy, jakie obowiązują w jego kraju, nakazujące zatrzymanie i osądzenie osób obrażających Łukaszenkę. Ba, być może powinno się to rozszerzyć również na Polaków, no bo niby czemu zatrzymywać mieliby tylko Białorusinów.

Oczywiście, że jest to absurdalne porównanie. Ale jest to dla mnie dokładnie taki poziom absurdu, co list polskiego dyplomaty do czeskich władz. A prawda jest taka – skoro nie ma dziś praktycznie czegoś takiego jak legalna aborcja w Polsce, to każdy kraj ma pełne prawo do tego, żeby umożliwić ten zabieg u siebie. Są do tego podstawy i prawne, i cywilizacyjne, i humanitarne. A polski dyplomata swoim ruchem tylko utrwala koszmarny obraz naszego kraju w światowej opinii publicznej. Jako coraz bardziej zamkniętego, ograniczającego kolejne swobody obywatelskie i przede wszystkim zaściankowego i zacofanego. Nie jestem dyplomatą, ale mam poczucie że nie na tym polega dyplomacja.