Czy delegalizacja ONR ma sens?

Gorące tematy Państwo Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (602)
Czy delegalizacja ONR ma sens?

W ostatnim tygodniu sąd uniewinnił Roberta Kolińskiego, działacza partii Razem od zarzutu zniesławienia, po tym jak ten nazwał członków elbląskiego ONRu faszystami. Zasadniczo orzekając tym samym że Obóz Narodowo-Radykalny można nazywać mianem faszystowski. W uzasadnieniu sędzia podkreślił: „Pańska organizacja sama na siebie ukręciła ten bicz. Nawiązujecie do organizacji przedwojennej, która była jawnie organizacją faszystowską, stosujecie te same symbole i nazwy. Piszecie w deklaracji ideowej, że jesteście przeciwnikami demokracji i że jesteście zwolennikami ustroju hierarchicznego (…)”

Oskarżony stwierdził zaś: „mam nadzieję, że ten wyrok będzie przyczynkiem do podjęcia działań na rzecz ich delegalizacji”. Zastanówmy się jednak co właściwie miałoby to oznaczać.

Na wstępie warto rozjaśnić że nazwa oraz symbolika ONR-u jest bezpośrednią kopią i nawiązaniem wprost do organizacji założonej w 1934 roku i funkcjonującej wtedy przez zaledwie kilka miesięcy przed zdelegalizowaniem jej przez władze II Rzeczypospolitej. I tę organizację z lat 30 bez wątpienia można określić jako wzorującą się na faszyzmie, co potwierdzają historycy

Dla uczciwości należy jednak podkreślić że faszyzm we wczesnych latach 30 kojarzył się wyraźnie inaczej niż obecnie. Przypisywanie się do niego miało na celu raczej skojarzenie z rządami Benito Mussoliniego, czy hiszpańskimi falangistami. Niekoniecznie z pewnym niespełnionym malarzem który dopiero co zdobył władzę w Rzeszy, a którego ówcześnie największą zbrodnią było bojówkarstwo, wykrzykiwanie antysemickich haseł i ograniczenie swobód obywatelskich. To znaczy niech nikt nie ma złudzeń, faszyzm już wtedy kojarzył się z zamordyzmem, trzymaniem społeczeństwa pod butem w celu zapewnienia porządku za wszelką cenę i traktowaniem przemocy jako zwyczajnego środka do realizacji celów politycznych. Ale jednak nie z czystkami etnicznymi, ani z jego najbardziej drastyczną formą w postaci niemieckiego narodowego socjalizmu z czym, nie bez powodu kojarzony jest dzisiaj.

Wróćmy jednak do współczesności. Oceny dzisiejszego wydania ONR-u nie powinniśmy oczywiście opierać na tym z czym się on kojarzy ale najlepiej na jego formalnymi postulatami. Zaglądając do ich deklaracji ideowej można znaleźć wiele “fascynujących” fragmentów jak choćby nazwanie liberalnej demokracji formą totalitaryzmu. Ale prawdopodobnie najciekawszym jej punktem jest zapowiedź nowego ustroju Wielkiej Polski, która ma się opierać m.in. na “hierarchiczności”. Miejsce w tej hierarchii ma być wyznaczane m.in. prze “poziom moralny”. Wydaje mi się, że można to zinterpretować jako sugestię, by aparat władzy oceniał czy jesteś wg ich miary dobrym człowiekiem i na tej podstawie umiejscawiał cię w hierarchii społecznej. Można oczywiście polemizować czy suma postulatów zawartych w deklaracji rzeczywiście czyni ONR organizacją quasi-faszystowską czy nie. Jednak myślę że wystarczy zaryzykować tu stwierdzenie że nawet sam przytoczony postulat jest czymś co ogromna większość polskiego społeczeństwa nazwałaby skrajnie patologicznym. I który przywodzi na myśl najgorsze rozwiązania z historii XX wieku (albo dzisiejszych Chin).

Niemniej jednak należy się tutaj zatrzymać i zastanowić. ONR w swojej deklaracji ideowej nigdzie nie nawołuje do bezpośredniej przemocy, ani do łamania prawa. Informują natomiast że jeżeli zdobędą kiedyś jakąś formę władzy to zaczną wdrażać rozwiązania powszechnie uznane za złe. Jednakże uznanie że jest to przesłanka do zakazu działania takiej organizacji niesie za sobą szereg kosztów. Zaczynając od tego, może to skutkować później tym że inne radykalne grupy po prostu nie będą informowały o swoich zamiarach bo będą się bały że to utrudni im zaistnienie w przestrzeni publicznej. Utrudniając w ten sposób rozpoznanie ich radykalnego charakteru. Przyzwolenie aby patologiczne idee były wyrażane pozwala zarazem na łatwiejsze ich wyłapywanie, konfrontowanie i wynoszenie na światło dzienne ich patologii. 

Ktoś może pomyśleć – ale zaraz, przecież na tej samej podstawie funkcjonuje zakaz propagowania ustrojów faszystowskich i komunistycznych. Wiem, że może być to niepopularna opinia, ale nie jestem wcale przekonany czy ten zakaz funkcjonuje obecnie we właściwej formie. Delegalizacja patologicznych ideologii wcale nie sprawia, że te znikają. Muszą się po prostu ukrywać poza debatą publiczną. Tymczasem jeśli ktoś faktycznie jest faszystą, to prawdopodobnie lepiej żebyśmy wszyscy o tym wiedzieli, niż aby miała by to pozostać tajemnica. Być może zamiast tworzyć formalne zakazy (nadające temu dodatkowy, atrakcyjny dla młodzieży smak zakazanego owocu), lepiej pozwolić aby takie idee zostały publicznie wyrażone i skonfrontowane. 

Aby w świetle debaty publicznej obnażać ich patologie. Dopóki nie nawołują one bezpośrednio do przemocy.

Oczywiście ktoś mógłby pomyśleć, że to naiwność. Stwierdzić, że pozwolenie na istnienie elementu radykalnego w społeczeństwie będzie koniecznie prowadzić do zarażania tą radykalizacji szerszych mas. Jednak zwróćmy uwagę, że ONR funkcjonuje w obecnej formie od 1993 r. i pozostaje przez cały ten czas organizacją skrajnie niszową. Przez niemal 30 lat  dorobił się ok. 1000 członków. Zastanówmy się zatem czy głównym skutkiem delegalizacja ONRu nie byłoby przypadkiem uczynienie z niego męczennika  uciskanego przez „obecny system”. Co mogłoby się okazać wielokrotnie lepszym czynnikiem promocyjnym dla ich ideologii niż ewidentnie nieudolne na t polu zabiegi jego działaczy.