Nawet przez samo udostępnienie cudzego wpisu w mediach społecznościowych można złamać prawo

Gorące tematy Technologie Zagranica Dołącz do dyskusji (47)
Nawet przez samo udostępnienie cudzego wpisu w mediach społecznościowych można złamać prawo

Czy udostępnianie czy embedowanie zdjęcia może być nielegalne? Sąd w Nowym Jorku uznał, że tak. Wyrok dotyczy co prawda zagmatwanej sprawy, ale i tak może być ciosem dla serwisów internetowych. Te dziś chętnie udostępniają posty i teraz pewnie będą musiały wszystko sprawdzać kilka razy. Czy udostępnianie postu jest legalne? 

Czy udostępnianie postu jest legalne? W USA uważają, że nie

Sprawa, którą właśnie rozpatrzył nowojorski sąd, dotyczy jeszcze 2016 roku. Wtedy to fotograf Justin Goldman opublikował na Snapchacie zdjęcie Toma Brady’go, legendarnego gracza NFL, z dyrektorem koszykarskiej drużyny Boston Celtics. Fotografia miała spore znaczenie newsowe, bo od dawna plotkowano, że Brady pomaga ściągnąć do drużyny NBA znanego zawodnika Kevina Duranta.

Z tego powodu, zdjęcie Goldmana zaczęło robić sporą karierę na mediach społecznościowych, a przede wszystkim na Twitterze. Fotograf nie wydał na to żadnej zgody, ale co z tego – zdjęcie było nadal udostępniane. W końcu sięgnęły po nie największe amerykańskie redakcje – na przykład Time, Vox i Yahoo. To samo zrobiła nawet znana z popierania Trumpa skrajnie prawicowa strona Breitbart News. Z tym, że nie było tak, że redakcje po prostu skopiowały fotografię Goldmana. One po prostu embedowały wpisy z Twittera. Co to oznacza? Taką opcję dają niektóre serwisy społecznościowe. Polega to na zamieszczeniu kodu, który jest odnośnikiem do wpisu na serwisie. Technicznie więc wpis ciągle jest osadzony w Twitterze, a zdjęcie nie trafia na serwery wydawcy. To była linia obrony serwisów – w końcu zdjęcia były tylko osadzone. Sądu jednak to nie przekonało. Uznał, że działania wydawców serwisów internetowych były nielegalne.

Czy udostępnianie postu jest legalne? Teraz trzeba uważać

Co dobrze świadczy o fotografie, nie postanowił on pozywać konkretnych użytkowników Twittera czy innych serwisów, a jedynie potężnych wydawców. Jednak decyzja sądu może zmienić krajobraz internetu na dobre. Martwić powinny się zresztą nie tylko wielkie, amerykańskie serwisy. Dotychczas na przykład historyczne strony czy serwisy raczej nie miały oporów, by embedować chociażby zdjęcia z profilu History in Pictures. Na profilu publikowane są świetne zdjęcia, choć jego autorzy raczej zwykle nie mają do nich praw. Oczywiście jeszcze większy problem będzie z relacjonowaniem wydarzeń sportowych czy katastrof. Gdy dzieje się coś ważnego, w mediach społecznościowych pojawia się mnóstwo zdjęć i filmów – często autorstwa przypadkowych osób. Dotychczas duże (jak i te mniejsze) media chętnie korzystały z tego źródła. W świetle wyroku z USA może być to bardziej skomplikowane.

Ale rozprawa pokazała coś jeszcze. Sędzia Katherine B. Forrest powoływała się w uzasadnieniu na Copyright Act z… 1976 roku. Jaka sama zauważyła, w tamtym czasie słowo „tweet” kojarzyło się z ptakami, a na pewno nie z mediami. Obowiązujące prawo, powstałe nawet kilkadziesiąt lat temu, ma się nijak więc do dzisiejszej rzeczywistości. A ponieważ pojawia się coraz więcej nowych rozwiązań, rozpatrywanie współczesnych sporów w oparciu o przedpotopowe przepisy, może bardzo hamować rozwój internetu.