Przez kilka tygodni mieliśmy w Polsce odrobinę wolności, ale drzewa okazały się jednak ważniejsze

Gorące tematy Państwo Dołącz do dyskusji (230)
Przez kilka tygodni mieliśmy w Polsce odrobinę wolności, ale drzewa okazały się jednak ważniejsze

Nie jest łatwo krytykować tak wspaniały rząd, jak ten PiS-u, na szczęście my na Bezprawniku mamy swoje stare, dobre, PRL-owskie metody. I tak oto wczoraj po PiS (za drzewa) przejechał się Marek Krześnicki, partia się ze swojego projektu wycofuje i dlatego dzisiaj będę się czepiała ja. Nie dogodzi.

Marku, słowa tej polemiki rozpoczęłam jeszcze zanim Prezes Jarosław Kaczyński wyznał, że tak nie może być, że to się nie godzi, że minister Szyszko jest podatny na lobbystów i ustawę trzeba będzie jak najprędzej odkręcić. Miałam Ci nawet udowadniać, że choć wszyscy kochamy nasze dęby, brzozy i kasztanowce, to jednak możliwość wycięcia drzewa ze swojego prywatnego gruntu w istocie jest… sprawiedliwa.

Wolność z ograniczoną odpowiedzialnością

Od ponad 25 lat mamy w Polsce wolność, ale taką wolność z ograniczoną odpowiedzialnością. Przejawia się to w różnych dziedzinach życia. Przedsiębiorca, który chce rozpocząć działalność musi najpierw zapoznać się z licznymi przepisami prawno-księgowymi, a następnie do samego końca swych dni zdany jest na łaskę i niełaskę urzędu. Właściciel mieszkania czasem musi uciekać się do desperackich kroków, ponieważ prawo chroni najemców „okupujących” jego lokal (takich historii są tysiące).

Wreszcie – właściciel nieruchomości gruntowej… No niby ją posiada, ale tak naprawdę lista rzeczy, których nie może robić na swoim gruncie jest bardzo ograniczona. Za głęboko kopać nie powinien, za wysoko budować też nie, nie daj Boże znajdzie tam jakieś skarby, mumie albo surowce. Do niedawna właściciel nie mógł nawet wyciąć drzewa na własnej działce, jeśli uprzednio pokornie nie ukorzył się w stosownym urzędzie.

Bóg mi świadkiem jak bardzo kocham przyrodę

Ze łzami w oczach obserwuję wrzucane przez portale informacyjne zdjęcia miejsc, które często znam osobiście, a które w ciągu ostatnich tygodni zmieniły się w krajobraz… jak po wojnie.

Ale racjonalizuję to sobie w oczywisty sposób – to są przecież często czyjeś prywatne działki. I ci ludzie przez lata nie mogli realizować swojego fundamentalnego według mnie dla demokracji prawa własności, bo urzędnik kierował się wzniosłym interesem publicznym. Oczywiście bywa to uzasadnione, choć i tu sprawa jest dyskusyjna, w przypadku pomników przyrody. Ale odmawiać komuś wycięcia drzewa na jego gruncie, bo piękna korona cieszyła oko w całej okolicy?

Nie wszystkie grunty, nawet w Warszawie, znajdują się w prywatnych rękach. Nie widzę przeciwwskazań by piękne zalesienie utrzymywać w przestrzeni publicznej. Nie mam też problemu z sytuacją, w której urzędnicy płacą posiadaczowi prywatnego gruntu za utrzymywanie na nim tak niepraktycznej powierzchni. W skrajnych przypadkach, chociaż bez entuzjazmu, jestem w stanie wyobrazić sobie nawet prawo pozwalające na wywłaszczenia za bardzo, bardzo słusznym wynagrodzeniem ustalanym po wielokrotności rynkowych stawek.

I tutaj wszystko odbywałoby się z zasadami sztuki.

Dlatego jakkolwiek PiS jest powszechnie znany z bylejakości i partactwa tworzonego przez siebie prawa, być może warto raz jeszcze przemyśleć, by prawo pozwalające setkom tysięcy np. działkowiczów do decydowania o tym jak wygląda ich działka, zachować – co najwyżej trochę podszlifować z uwzględnieniem największych zagrożeń społecznych.