Rosjanie pomyśleli, że mogą stworzyć swoją konkurencję dla Aldi i Lidla. Ich pomysłem były „hard dyskonty” z najniższymi możliwymi cenami. Początki były obiecujące, ale teraz wygląda na to, że dyskonty Mere to jednak klapa. W Polsce również.
Sklepy Mere konkurowały niską ceną. Niby nic zaskakującego – w końcu każdy dyskont zapewnia, że jest najtańszy. Z tym że sklepy Mere są naprawdę tanie. Nie mają nawet półek, artykuły są sprzedawane bezpośrednio z palet. Firma też ogranicza liczbę pracowników, którym oczywiście płaci się mniej niż np. u konkurencji. Jednym słowem – to sieć, przy której w Lidlu można się poczuć niczym w Vitkacu.
Ponoć sieć radziła sobie nieźle w Rosji czy Kazachstanie. I przyszedł czas na Europę. Po trzech latach można już jednak powiedzieć, że wszystko wygląda na klapę.
W styczniu 2019 r. firma otworzyła bowiem sklep w Lipsku na wschodzie Niemiec. Początkowo media donosiły, że ludzie stali w gigantycznych kolejkach i wykupywali co się da. Ambitne plany Mere mówiły wówczas o podboju niemieckiego rynku, ale dziś działa tam raptem sześć marketów, jeśli wierzyć stronie internetowej.
Dyskonty Mere w Polsce
Pierwszy dyskont Mere w Polsce powstał w połowie 2020 r. w Częstochowie. Z dziennikarskich artykułów wynikało, że zakupy są tam niemal o połowę tańsze niż w Lidlu. To mogło się Polakom spodobać. Ale firma nie zwojowała naszego rynku. Według strony Mere, w Polsce działają obecnie tylko 4 sklepy. Chociaż sieć zapowiadała jeszcze niedawno, że będzie ich 105…
Portal dlahandlu.pl podawał, że pierwszy rok w Polsce firma zakończyła z ponad milionową stratą.
Również media w Wielkie Brytanii piszą o niewypale. Pierwszy dyskont został tam otwarty w mieście Preston. Okazało się jednak, że w sezonie przedświątecznym – czyli w okresie żniw – półki były tam puste i klienci nie mogli znaleźć nawet podstawowych artykułów. Nie było nawet… chleba czy mleka.
Firma zapewnia na razie, że to trudne początki i niebawem będzie lepiej. Jednak póki co debiut sieci w Belgii i Francji jest przesuwany.
Na zachodnioeuropejskich rynkach zwykle więc scenariusz jest podobny. Najpierw media ekscytują się nowym, ultratanim dyskontem. A potem okazuje się, że sieć nie może się rozwinąć. Może Europejczycy jednak wolą „dyskonty premium” od „dyskontów hard”?