Premier chce sprowadzać do Polski mordercę 27-letniej Anastazji. Ekstradycja z Grecji byłaby aktem łaski dla sprawcy

Prawo Zagranica Zbrodnia i kara Dołącz do dyskusji
Premier chce sprowadzać do Polski mordercę 27-letniej Anastazji. Ekstradycja z Grecji byłaby aktem łaski dla sprawcy

Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że zwróci się do władz Grecji w sprawie ekstradycji obywatela Bangladeszu, który prawdopodobnie zamordował 27-Polskę. Problemów jest kilka. Przede wszystkim ekstradycja z Grecji byłaby sprzeczna z umową o wzajemnej pomocy prawnej zawartą pomiędzy obydwoma państwami. Warto też wspomnieć, że to Grecja ma bardziej surowy wymiar sprawiedliwości.

Premier Morawiecki przelicytował domagając się sprowadzenia zabójcy 27-letniej Anastazji do Polski

Śmierć 27-letniej Anastazji wstrząsnęła polską opinią publiczną. Domniemanym sprawcą jest obywatel Bangladeszu, więc nie powinno dziwić, że za sprawę zaraz wzięli się politycy. W końcu zbliżają się wybory parlamentarne, a kwestia migrantów już teraz stanowi ważny element kampanii wyborczej Zjednoczonej Prawicy.

W tym przypadku pretensji nie można mieć do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, który ograniczył się do poinformowania o wszczęciu śledztwa przez polską prokuraturę na jego polecenie. Nie jest to nic nadzwyczajnego w przypadku zbrodni, których ofiarami padają Polacy za granicą. Art. 110 §1 kodeksu karnego pozwala na ściganie cudzoziemca, który poza granicami Polski popełnić przestępstwo na szkodę obywatela naszego kraju.

Niestety, do tematu odniósł się także w swoim stylu premier Mateusz Morawiecki, który najwyraźniej postanowił przelicytować swojego głównego rywala z rządowych ław.

Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie byłby przeciwnikiem osądzenia i surowego ukarania gwałciciela i mordercy. Problem w tym, że szef polskiego rządu przed składaniem takich deklaracji powinien najpierw zorientować się w kwestiach prawnych. Ekstradycja z Grecji teoretycznie jest w tym konkretnym przypadku niemożliwa. Co więcej, praktyka pokazuje, że byłaby znakomitą wiadomością dla samego sprawcy. Premier najwyraźniej zapomniał też, że w Polsce wyroki wydają sądy, a nie użytkownicy Twittera czy przedstawiciele władzy wykonawczej.

Zacznijmy od początku. Polska i Grecja tzw. umowę o ekstradycji zawarły już w 1979 r. Przytoczona właśnie umowa  między Polską Rzecząpospolitą Ludową a Republiką Grecką o pomocy prawnej w sprawach cywilnych i karnych wciąż obowiązuje. Znajdziemy w niej dość jasne wytyczne, jak powinny postąpić organy greckiego państwa w przypadku prośby o wydanie tego konkretnego podejrzanego.

Zgodnie z polsko-grecką umową o ekstradycję, przestępstwo popełnione w Grecji powinno być sądzone na miejscu

Mowa o art. 33 ust. 1 umowy, który określa sytuacje, w których nie uwzględnia się wniosku o wydanie.

Wniosku o wydanie nie uwzględnia się w następujących wypadkach:
a) jeżeli osoba, której wydania zażądano, jest obywatelem Strony wezwanej lub uzyskała na jej terytorium prawo azylu;
b) jeżeli według prawa Strony wezwanej oskarżenie dotyczy przestępstwa politycznego lub wojskowego albo jeżeli ściganie karne jest niedopuszczalne lub wyrok nie może być wykonany z powodu przedawnienia albo z powodu innej okoliczności ustawowej;
c) jeżeli w stosunku do osoby, której wydania zażądano, wydany został na terytorium Strony wezwanej prawomocny wyrok dotyczący tego samego przestępstwa lub zostało umorzone postępowanie;
d) jeżeli przestępstwo, z powodu którego żąda się wydania, jest ścigane stosownie do prawa obu Umawiających się Stron wyłącznie z oskarżenia osoby pokrzywdzonej;
e) jeżeli przestępstwo zostało popełnione na terytorium Strony wezwanej.

Warto zwrócić uwagę na sformułowanie „nie uwzględnia się”, bo sugeruje automatyzm. Treść umowy o ekstradycję nie pozostawia tutaj cienia wątpliwości. Sprawca przestępstwa popełnionego w Grecji powinien odpowiadać przed greckim sądem. Właściwość miejscową greckich sądów potwierdzają zresztą przepisy tamtejszego kodeksu karnego.

Statystyki nie kłamią. Ekstradycja z Grecji byłaby w tym przypadku aktem łaski dla sprawcy

Czysto hipotetycznie można sobie wyobrazić załatwienie sprawy kanałami dyplomatycznymi. Nie byłaby to formalna ekstradycja z Grecji. Podejrzany zostałby po prostu deportowany z tego kraju i niejako „magicznym” sposobem pojawiłby się w Polsce. Tutaj czekałaby na niego karząca ręka nadwiślańskiej sprawiedliwości. Pytanie jednak: właściwie po co nasze władze miałyby się o coś takiego starać? W tym momencie należałoby przytoczyć dane Ministerstwa Sprawiedliwości przytoczone w uzasadnieniu projektu zmian w naszym kodeksie karnym.

W Polsce jedynie 4 proc. skazanych za zabójstwo dostało karę dożywocia. Przykładowo w Grecji – 43 proc., Anglii i Walii – 34 proc., Niemczech 21 proc., a średnia UE to 12 proc.

Okazuje się, że greckie sądy należą do najsurowszych w całej Europie, w przeciwieństwie do tych polskich. Jakby tego było mało, przepisy polskiego kodeksu karnego są porównywalne do swojego greckiego odpowiednika. W Polsce za zabójstwo połączone ze zgwałceniem grozi od 12 lat pozbawienia wolności aż po dożywocie. Tymczasem zgodnie z art. 366 ust. 4 greckiego kodeksu karnego, za ten czyn wymierza się karę dożywotniego pozbawienia wolności albo przynajmniej 10 lat więzienia.

Nie ma się co oszukiwać: w Grecji sprawca, jeśli zostanie mu udowodniona wina, ma całkiem spore szanse na karę dożywocia. W Polsce niby też, ale nasi sędziowie są dużo bardziej wyrozumiali od ich greckich kolegów. Chyba nie bez powodu tamtejszy ustawodawca w pierwszej kolejności wskazuje na karę dożywotniego pozbawienia wolności, a dopiero w następnej kolejności łagodniejszą alternatywę. Nawiasem mówiąc: greckie więzienia również należą do najmniej „przyjemnych” miejsc tego typu w całej Unii Europejskiej.

Wniosek nasuwa się sam: jeżeli chcemy, by zabójca naszej rodaczki poniósł możliwie surową karę, to powinniśmy dać greckiemu wymiarowi sprawiedliwości pracować. Reszta zrobi się sama. Wydaje się więc, że wypowiedź premiera Mateusza Morawieckiego to nic innego, jak przykład taniego populizmu penalnego i próba zbicia kapitału politycznego na śmierci niewinnej dziewczyny.