Nasze państwo jak najbardziej wspiera małżeństwa. Instytucję tę chronią przepisy Konstytucji RP, a politycy z wyjątkową gorliwością pilnują, by przypadkiem nie pojawiła się żadna realna alternatywa. Sami małżonkowie mogą na przykład korzystać z przywilejów podatkowych czy związanych z bezproblemowym dziedziczeniem. Pytanie brzmi: właściwie dlaczego? Żadna funkcja małżeństwa tego nie uzasadnia. W końcu ani państwo, ani społeczeństwo nie osiągają bezpośrednich korzyści z tego, że współobywatele biorą ze sobą ślub.
Politycy bronią instytucji małżeństwa, jakby zależała od niej przyszłość naszego kraju
Pamiętacie może propozycję wprowadzenia w Polsce rozwodów pozasądowych, nad którą pracuje teraz rząd? Koncepcja ta sprowadza się do możliwości uniknięcia długiego, żmudnego i całkowicie zbędnego postępowania sądowego, jeśli dwoje małżonków bez niepełnoletnich dzieci chce się zgodnie rozwieść. Nie ma między nimi żadnego sporu, nie ma więc powodu, by przeciągać sprawę. Wydawać by się mogło, że przyjęcie stosownych rozwiązań prawnych również powinno przebiegać gładko. Pamiętajmy jednak, w jakim kraju żyjemy i jakich mamy polityków. Oczywiście, że ministerstwa obsadzone przez PSL zgłaszają jakieś obiekcje.
W czym tkwi problem? Ministerstwo Rolnictwa i Rozwoju Wsi, Ministerstwo Obrony Narodowej oraz Ministerstwo Rozwoju i Technologii zgodnie uważają, że rozwody pozasądowe stwarzają ryzyko potencjalnych nadużyć. Jakich znowu nadużyć, spytacie? Dość konkretną odpowiedź na to pytanie przedstawił minister Krzysztof Paszyk.
Trzeba mieć na uwadze, że z instytucją małżeństwa wiąże się cały szereg ulg i przywilejów, ale także obowiązków i ograniczeń. Jeżeli zatem dopuścimy do swobodnego rozwiązywania małżeństw, to z dużym prawdopodobieństwem możemy się spodziewać przekształcenia tej instytucji w instrumentalnie traktowaną umowę cywilnoprawną – zawieraną, rozwiązywaną i modyfikowaną zależnie od chwilowych potrzeb i okoliczności, wyłącznie w celu uzyskania jak największych korzyści przez osoby, które zawrą, a następnie rozwiążą, związek małżeński z pobudek diametralnie innych niż chęć założenia rodziny i prowadzenia wspólnego gospodarstwa domowego.
Innymi słowy, małżeństwo banalne do rozwiązania może stać się na przykład kolejnym instrumentem agresywnej optymalizacji podatkowej. Czy to realna perspektywa? Trzeba przyznać, że nie jest to niemożliwe. Podatnicy potrafią kombinować dużo bardziej, by tylko obniżyć nieco swoje zobowiązania fiskalne.
Wcale nie mam zamiaru polemizować z obiekcjami ze strony poszczególnych ministerstw. O wiele bardziej zastanawia mnie to, dlaczego tak bardzo im zależy na utrzymaniu obecnego kształtu małżeństwa jako instytucji. Nie da się w końcu ukryć, że ten konkretny sprzeciw z jednej strony przypomina opór wobec wprowadzenia związków partnerskich. Z drugiej zaś wydaje się wręcz kolejnym krokiem. Odnoszę przy tym wrażenie, że politycy mylą skutki pewnych zjawisk z ich przyczynami.
Formalizacja związku nie oznacza automatycznie, że pojawią się w nim dzieci
Należy w tym momencie wspomnieć, że skupienie się na małżeństwie nie jest kwestią wyłącznie polityczną. Nasze państwo programowo otacza tę instytucję szczególną opieką. Wynika to wprost z art. 18 Konstytucji RP.
Małżeństwo jako związek kobiety i mężczyzny, rodzina, macierzyństwo i rodzicielstwo znajdują się pod ochroną i opieką Rzeczypospolitej Polskiej.
Dość symptomatyczna wydaje się przy tym dalsza część argumentacji Krzysztofa Paszyka. Minister rozwoju i technologii zwraca także uwagę, że wzrośnie nie tylko liczba rozwodów, ale także odnotujemy dalszy spadek dzietności. W tym momencie możemy zadać pytanie o to, co ma przysłowiowy piernik do wiatraka. Odpowiedzią wydaje się czysto teoretyczna funkcja małżeństwa. Nikt chyba nie zaprzeczy, że rodzina jest podstawową komórką społeczną. W idealnym świecie kobieta i mężczyzna, którzy chcą być ze sobą, bierze w końcu ślub. Później mają dzieci. Rzecz jednak w tym, że świat idealny nie jest.
Nawet przed zmianami kulturowymi, na które pomstują współcześni konserwatyści, istniało coś takiego, jak konkubinat. W takich związkach nieformalnych również rodzą się dzieci. Jak często? Odpowiedź na to pytanie znajdziemy w raporcie GUS „Sytuacja demograficzna Polski do 2022 r.”
70 proc. dzieci w Polsce rodzi się w małżeństwach, a ponad połowa dzieci w okresie pierwszych trzech lat trwania małżeństwa, co oznacza, że wzrost liczby nowozawartych małżeństw skutkuje w kolejnych 2-3 latach wzrostem liczby urodzeń
Warto także nadmienić, że znajdziemy w Polsce również małżeństwa bezdzietne, w tym te z wyboru. Dzietność w Polsce pozostaje zaś opłakana pomimo nieustającej popularności zawierania związków małżeńskich. Trudno byłoby więc bronić tezy, że istnieje jakaś jednoznacznie prodemograficzna funkcja małżeństwa. Formalizacja związku to jeden ze skutków założenia rodziny przez daną parę, a nie jego przyczyna.
Być może rzeczywiście istnieje swego rodzaju stabilizująca funkcja małżeństwa. Tylko co z tego?
Skoro małżeństwo nie gwarantuje dzietności, to co właściwie mają z tej instytucji państwo i społeczeństwo? Żadnej takiej wymiernej korzyści, która byłaby oczywista, w zasadzie nie ma. Zostaje nam jedynie całkiem racjonalne założenie, że trudność rozwiązania małżeństwa czasem sprawi, że w kryzysowej sytuacji małżonkowie jednak nie zdecydują się na rozwód. Zamiast tego mogą nawet poszukać jakiejś alternatywy, którą normalnie odrzuciliby ze względu na konieczność włożenia jakiegoś wysiłku. Stabilizacyjna funkcja małżeństwa jest rzeczywiście jakąś korzyścią, ale bardziej dla samych małżonków i ich bezpośredniego otoczenia.
Być może więc politykom po prostu myli się małżeństwo jako instytucja prawa rodzinnego z małżeństwem jako religijnym sakramentem. Warto jednak zauważyć, że jedno z drugim jest rozdzielne. To znaczy: można w ramach tzw. małżeństwa konkordatowego zawrzeć jedno i drugie naraz. Nie jest to jednak niezbędne. Można wziąć ślub cywilny bez uczestnictwa w obrzędach religijnych. Teoretycznie można także zawrzeć małżeństwo kościelne bez skutków cywilnych.
Dla osoby wierzącej małżeństwo będzie świętością. Niektóre religie nie uznają nawet rozwodów w sensie ścisłym. Z punktu widzenia niereligijnego prawa małżeństwo jest jednak czymś zbliżonym do umowy cywilnoprawnej. Żadna faktycznie istniejąca funkcja małżeństwa nie przemawia za tym, by jego rozwiązywanie komplikować. Koniec końców mamy do czynienia z wolą dwojga dorosłych, których nie da się zmusić do tego, by pozostawali ze sobą w związku wbrew swojej woli.