Codzienne ecommerce Zakupy

Ciąg dalszy afery z Glovo. Internauci donoszą: zamiast dostać darmowe zamówienie, te 125 zł jest im teraz ściągane z kart

Paweł Mering
04.11.2021
Paweł Mering
Paweł Mering
04.11.2021
Ciąg dalszy afery z Glovo. Internauci donoszą: zamiast dostać darmowe zamówienie, te 125 zł jest im teraz ściągane z kart

Pamiętacie aferę ze zwrotami w Lidlu i masowym przepakowywaniu zakupów do innych opakowań tylko po to, by móc je od razu zwrócić? Aktualna afera z błędem cenowym w Glovo jest mniej więcej na tym samym poziomie. Internauci donoszą, że z kart pobierana jest równowartość kuponu — czyli 125 złotych.

Glovo pobrało pieniądze z karty?

O tym, że Glovo dało wczoraj kupon na 125 złotych, już pisaliśmy. Przypomnę więc tylko, że wczoraj, w godzinach wieczornych, na Wykopie i Twitterze (na tagu #glovo) zrobiło się niezwykle gorąco. Użytkownicy dostali powiadomienia, że możliwe jest dodanie kodu BLACKFRIDAY, który skutkował zasileniem konta kwotą rzędu 125 złotych. Internauci (niektórzy) jak to w takich sytuacjach bywa, zaczęli zamawiać najgłupsze możliwe towary, jak kilogramy ziemniaków i inne tym podobne.

Tak duży rabat powinien w mojej ocenie u przeciętnego użytkownika wywołać pewne wątpliwości. Nie rozstrzygam jednak tego, czy była to akcja zamierzona (ale bezmyślnie) czy też faktycznie stanowiąca oczywisty cenowy błąd programistyczny. Faktem jest, że użytkownicy rzucili się na wykorzystywanie środków, a niektórzy pozakładali nawet kilka kont. Wszak można było w taki sposób teoretycznie robić darmowe zakupy na kwotę kilkuset złotych.

Odkąd Glovo obsługuje nie tylko restauracje, ale de facto pośredniczy w dostawach całego spektrum produktów, na czele z zakupami z Biedronki, to była to okazja do zrobienia zwykłych zakupów, czasem może i nawet świątecznych. Ku uciesze niektórych, pewne zamówienia (dokonane tuż po wprowadzeniu promocji, na przykład z nocnych pizzerii) dotarły, co jedynie nakręciło falę popularności błędu cenowego.

Jakie było jednak zdziwienie internautów, gdy kody zaczęły… znikać. W międzyczasie padły serwery. Wcześniej pisaliśmy o tym, że niektórych zamawiających proszono przy odbiorze o… zapłatę w gotówce. Jak jednak czytamy na Wykopie, internauci donoszą, że Glovo ma pobierać właściwe kwoty z podpiętych (a rzekomo i odpiętych) kart płatniczych, wyrażających się w równowartości środków zużytych z kodu. Niektórym środki są zwracane po kontakcie z supportem.

Co się właśnie dzieje?

Doszło do sytuacji, w której niektórzy internauci (bo pewna grupa użytkowników dalej ma aktywne kody) po prostu kupili za 125 złotych produkty, których w sumie nie potrzebują. Pojawił się również zrzut ekranu z facebookowej grupy skupiającej dostawców, prezentujący post jednego z kurierów(?), który uczula, by dostawcy odświeżali ekran zamówienia w aplikacji.

Chodzić ma o to, że darmowe zamówienia z reguły zamieniają się w takie, co do których potrzebna jest płatność. Jeżeli kurier zapomni i nieopatrznie wyda zamówienie, co do którego istnieje obowiązek zapłaty, sam naraża się na konieczność oddania tych pieniędzy.

Sprawa jest bulwersująca, ale dowodzi temu, że duży i tak zawsze „wygrywa”. Niezależnie od tego, czy akcję wcześniej zaplanowano, czy też stanowi ona oczywisty błąd cenowy, klienci (jeżeli wierzyć wykopowiczom) tak musieli i muszą płacić za swoje zamówienia. Nie wierzę jednak, że wszyscy dokonywali zakupów z myślą, że działają w ramach prawdziwej promocji, a zamówione produkty będą w istocie darmowe.

Czy jest to sprawa dla UOKiK-u? Trudno mi na to pytanie odpowiedzieć. Podejrzewam, że urząd się temu wszystkiemu przygląda, zaś zwrócić chcę uwagę na fakt, że sprawa jest wielowątkowa. Promocja to jedno, zaś, nawet gdyby była błędem, to zamówienia powinno się anulować, a nie obciążać obowiązkiem zapłaty. Powołanie się na błąd pozwala na uchylenie się od zawartej umowy, ale nie na zmianę jej treści.

Jednym słowem: klienci myśleli, że „najwyżej anulują”, a tutaj — zdziwienie — pieniądze faktycznie zaczęły znikać, a Glovo pobrało pieniądze z karty. Poczekajmy jednak na rozwój wydarzeń.