Hotlinking a prawo. Czy w ten sposób naruszamy prawo autorskie? Czy „kradniemy” zasoby serwera?

Lokowanie produktu Technologie Dołącz do dyskusji (186)
Hotlinking a prawo. Czy w ten sposób naruszamy prawo autorskie? Czy „kradniemy” zasoby serwera?

Kilka lat temu dużo mówiło się o linkowaniu i embedowaniu w kontekście odpowiedzialności prawnej za naruszenie praw autorskich – byłem tym tematem żywo zainteresowany i nawet poświęciłem temu swoją pracę magisterską. Jednak w dyskusji prawników tematem niemalże martwym jest hotlinking czy też hotlinkowanie. Hotlinking a prawo. 

Embedowanie to na przykład osadzenie w treści artykułu filmiku z YouTube’a lub Facebooka. Embedowaniem jest też wrzucenie piosenki z YouTube właśnie na Facebooka. Wtedy w oparciu o mechanizmy przewidziane przez dany serwis społecznościowy, bezpośrednio z jego zasobów, dokonujemy publikacji w innym miejscu. Musimy się liczyć z taką ewentualnością (że wgrywane przez nas treści będą embedowane) akceptując regulamin danego serwisu.

Hotlinkowanie (znane też jako inline linking lub leeching) może działać w sposób zbliżony z punktu widzenia ostatecznego efektu, jednak zdecydowanie odmienny. Przede wszystkim – nie dochodzi do niego w drodze użycia przewidzianych specjalnie w tym celu mechanizmów i za uprzednią zgodą użytkownika. Ktoś odnajduje film lub zdjęcie na naszym serwerze, a następnie na swojej stronie internetowej kieruje do jego zasobów, jak gdyby określone treści były jego. O ile w przypadku embedowania zwykle nie mamy wątpliwości, że pochodzą one z Instagrama/Facebooka/Twittera/YouTube’a itd., hotlinkowanie wprowadza w błąd co do pochodzenia określonych treści multimedialnych.

Podejrzewam, że większość z was zna, choćby ze szkoły, podstawy HTML. Hotlinkowaniem nie jest odwołujący się do zawartości naszego serwera fragment kodu:

<img src=”obrazek.jpg” height=”350″ width=”200″>

Ale gdy odwołamy się do obrazka leżącego na przykład na serwerach konkurencji… Cóż:

<img src=”cudzastronainternetowa.pl/obrazek.jpg” height=”350″ width=”200″>

Problemy jakie stwarza hotlinkowanie

Hotlinkowanie może stwarzać kilka problemów i części z nich przyjrzymy się w dzisiejszym wpisie. Pierwszym zagadnieniem, które zawsze chciałem poruszyć na łamach Bezprawnika, była kwestia naruszenia praw autorskich w drodze hotlinkowania. W końcu o ile embedowanie np. piosenki z YouTube jest legalne, m.in. za sprawą akceptacji regulaminu serwisu przez wgrywającego, to czy za takie działanie można uznać hotlinkowanie?

Drugim istotnym zagadnieniem są kwestie natury technicznej. Otóż hotlinkowanie sprawia, że ktoś w toku tworzenia swojej strony internetowej pobiera zasoby pochodzące z naszego serwera. A, jak wiadomo, serwer też ma ograniczoną przepustowość, zaś usługi hostingowe uzależnione są czasami właśnie od parametrów wykorzystanego transferu. Ponieważ popularny dostawca usług hostingowych i IaaS, OVH zgodziła się zasponsorować cykl „prawa nowych technologii” na Bezprawniku, możliwe konsekwencje bezprawnego hotlinkowania omówimy również z punktu widzenia użytkownika infrastruktury serwerowej.

Hotlinkowanie jest tematem niemalże martwym w dyskusji o prawie. Kiedy przeczesuję odmęty systemów LEX oraz Legalis, na temat hotlinkingu znajduję dosłownie wzmianki – nawet nie w komentarzach ustawowych, a jedynie w artykułach w prasie prawniczej. Temat nieuprawnionego udostępnienia zasobów serwera i tak pojawia się tam jednakże wyłącznie „przy okazji”.

Hotlinkowanie a prawo autorskie

Już na pierwszy rzut oka wydaje się, że hotlinkowanie jest nielegalnym procederem. W końcu ktoś trzyma coś na swoim serwerze, by mogła wyświetlać to jego strona internetowa. A tu nagle również inna strona internetowa w sposób nieuprawniony korzysta z tych treści, wykorzystując je na łamach swojej własnej witryny jak gdyby stanowiły jej integralną część. Patrząc przez pryzmat uczciwości i przyzwoitości, ogólnych zasad i idei prawa autorskiego, hotlinkowanie powinno zostać uznane za naruszenie prawa.

Z punktu widzenia prawa autorskiego rozwiązanie tej zagadki nie jest już „oczywiste”. Bohdan Widła w swoim dość starym już artykule z 2010 roku (Zeszyty Naukowe Uniwersytetu Jagiellońskiego), zatytułowanym „Odpowiedzialność za naruszenie majątkowych praw autorskich przez stosowanie odesłań (linków) internetowych” wskazuje, że:

W odniesieniu do „odesłań” polegających na wbudowaniu w stronę internetową zasobów znajdujących się na innym serwerze (np. obrazków, plików wideo), określanych jako inline links, należy przyjąć, że stosujący je podmiot może odpowiadać za rozpowszechnienie utworu, który jest wyświetlany za ich pomocą.

Opinia ta została wygłoszona na długo przed orzeczeniami TSUE w sprawie linkingu i embedowania, jednak osobiście gotów jestem przychylić się do niej nawet w dzisiejszej rzeczywistości prawnej i to pomimo faktu, że w 2007 roku w głośnej sprawie, w której stronami były Perfect 10, Amazon.com oraz Google, amerykański sąd najwyższy uznał, że hotlinkowanie nie narusza prawa autorskiego, ponieważ nie można go porównać do hostowania pliku przez samego siebie.

Ja się z tą drogą rozumowania nie zgadzam. Przepisy prawa autorskiego pozostawiają dość szerokie pole do dokonania interpretacji w tym zakresie, a kluczowy jest sposób interpretowania definicji „rozpowszechniania”. W przypadku embedowania mówimy o dalszym przekazywaniu utworów już rozpowszechnionych – za pośrednictwem gotowych platform. W mojej ocenie publikacja utworu w drodze hotlinkowania stanowi ponowne rozpowszechnienie utworu na całkowicie suwerennych zasadach. Zwykle bowiem nie sam hosting, a fakt publikacji uznawany jest za rozpowszechnienie utworu. I oryginalna strona internetowa publikując pewien obrazek, również robi odesłanie do zasobów serwera.

Zasadnicza różnica pomiędzy linkowaniem i jego bardziej nowoczesną, multimedialną formą – embedowaniem, a hotlinkowaniem, polega na tym, że te pierwsze w precyzyjny sposób wskazują oryginalne treści, które następnie przeglądarka internetowa może, choć nie musi, zamienić w formę „podglądową”. Hotlinkowanie nie odsyła do konkretnych stron, a jedynie w sposób nieuprawniony wykorzystuje cudze pliki multimedialne, w taki sposób, że odbiorca docelowy nie może zapoznać się z oryginalną formą ich pochodzenia.

W mojej ocenie hotlinkowanie narusza majątkowe i osobiste prawa autorskie, natomiast nie jest to pogląd ugruntowany w doktrynie prawa i nie poświęca się dyskusji na ten temat zbyt wiele uwagi. Na szczęście najczęściej ten kłopot możemy rozwiązać również w inny sposób.

Hotlinkowanie a prawo konkurencji

Firmy hostingowe oferujące serwery w lawinie złożonych parametrów zawierają dwa podstawowe limity: przestrzeni dyskowej oraz miesięcznego transferu. Dużo w tej materii zależy jeszcze od polityki konkretnego usługodawcy. Przykładowo OVH nie ogranicza limitu danych na hostingach.

Jednak hotlinkowanie może być problemem dla osób, które posiadają tego typu ograniczenia na swoich serwerach, ponieważ hotlinkowane zdjęcia czy filmy pożerają ich zasoby, choć wyświetlają się na stronach zupełnie do nich nie należących. Robert Nogacki w swoim artykule „Prawne aspekty internetowej reklamy banku” wskazywał, że choć hotlinking w znaczeniu publicystycznym można nazwać kradzieżą przepustowości łącza, w sensie kodeksowym kradzieżą nie jest.

Popularnie określa się hotlinking mianem „kradzieży przepustowości łącza”, co jednak nie jest stwierdzeniem precyzyjnym, ponieważ zgodnie z art. 278 k.k. przedmiotem kradzieży może być tylko cudza rzecz ruchoma, program komputerowy, energia lub karta uprawniająca do podjęcia pieniędzy z automatu bankowego. Ponieważ rzeczami są tylko przedmioty materialne (art. 45 k.c.), korzystanie z cudzej przepustowości łącza internetowego bez zgody właściciela nie stanowi kradzieży.

Uważam jednak, że hotlinking może rodzić odpowiedzialność odszkodowawczą na gruncie prawa cywilnego, zwłaszcza gdy jego skala jest na tyle duża, by powodować realną szkodę (np. w postaci konieczności wykupienia większego serwera). Można oczywiście założyć, że jest to wtedy skala „przemysłowa”, a co za tym idzie, w relacji między dwojgiem przedsiębiorców powinniśmy rozważyć również zaistnienie możliwości czynu nieuczciwej konkurencji. Przyznam jednak szczerze, że z moich obserwowani hotlinkowanie jest jednak grzechem przede wszystkim drobnych podmiotów i nie przypominam sobie w ostatnim czasie jakiegoś skandalicznego naruszenia cudzej przestrzeni serwerowej przez poważnego gracza na polskim rynku internetu.

Często ma to jednak miejsce w przypadku aukcji internetowych na Allegro. Sklepy internetowe nauczyły się jednak radzić sobie z tym problemem w sposób nie tyle prawny, co praktyczny, podmieniając od czasu do czasu zdjęcia na swoich serwerach lub korzystając z opcji blokowania hotlinkowania.