ICO, IEO, STO – co to tak właściwie jest?
Na początek warto wyjaśnić, czym różnią się te trzy magicznie brzmiące skróty:
- ICO (Initial Coin Offering) – to rodzaj crowdfundingu w świecie kryptowalut. Projekt tworzy własny token (najczęściej na blockchainie Ethereum) i sprzedaje go inwestorom w zamian za kapitał na rozwój. ICO było niezwykle popularne w boomie w 2017 roku, przykładowo polski zespół Golem Network w 2016 przeprowadził głośne ICO, zdobywając w pół godziny równowartość ~8 mln dolarów. To tak, jakby sprzedać ”monety przyszłego sukcesu” jeszcze zanim projekt cokolwiek osiągnie. Niestety, brak nadzoru sprawił, że wśród tysięcy ICO trafiały się spektakularne porażki i oszustwa.
- IEO (Initial Exchange Offering) – to wariacja na temat ICO, gdzie rolę gospodyni balu pełni giełda kryptowalut. To emisja tokenów poprzez giełdę (stąd nazwa), która organizuje sprzedaż na swojej platformie. Giełda (np. Binance czy polska Zonda) prześwietla projekt, prowadzi sprzedaż tokenów i ułatwia handel nimi. W 2019 model IEO zyskał popularność, tokeny BitTorrent sprzedano na Binance Launchpad w kilka minut, a polska giełda BitBay uruchomiła własne IEO dla estońskiego projektu QANplatform (umożliwiając nawet wpłaty w złotówkach). IEO daje nieco więcej zaufania niż ICO, bo giełda pełni rolę pośrednika z pewną reputacją. Dzięki IEO inwestor eliminuje część niepewności znanej z ICO, choć oczywiście nie całe ryzyko.
- STO (Security Token Offering) – to najbardziej „poważny” z tych modeli, bo zbliża krypto-emisje do tradycyjnego rynku kapitałowego. W STO sprzedawane tokeny mają cechy papierów wartościowych, mogą reprezentować udziały w firmie, obligacje, prawa do zysków itp. Taka emisja jest podporządkowana regulacjom finansowym (stąd nazwa „security”) i wymaga spełnienia odpowiednich przepisów, podobnie jak emisja akcji. W założeniu STO ma być bezpieczniejsze dla inwestora, bo tokeny są legalnie osadzone w ramach prawnych rynku kapitałowego. Przykładem z rodzimego podwórka może być tokenizacja beczek whisky w projekcie „Beczki Palikota”, gdzie inwestorzy kupowali tokeny dające prawo do alkoholu z leżakujących beczek. Ten pierwszy polski program tokenizacji whisky przyciągnął już ponad 1000 inwestorów i zebrał łącznie ok. 7 mln zł w dwóch edycjach emisji tokenów (5 mln zł w 2021 i ponad 2 mln zł w 2022). W praktyce STO to jakby IPO na blockchainie, więcej formalności i regulacji, ale też większa ochrona inwestorów.
Polska i regulacje (a raczej ich brak)
Od strony prawnej i biznesowej w Polsce emisje tokenów wciąż przypominają swoisty dziki zachód. Nie ma osobnej ustawy, która jasno rozróżniałaby ICO, IEO czy STO, a ustawodawca od lat unika precyzyjnych regulacji. Startupy mają więc sporo swobody, ale i ogromną niepewność. KNF ogranicza się głównie do ostrzeżeń. Już w 2017 ostrzegła przed ryzykami ICO, a w 2020 stwierdziła wprost, że te formy emisji powstały głównie po to, by obchodzić tradycyjne wymogi, jak prospekty emisyjne czy licencjonowani pośrednicy. Brak regulacji nie oznacza jednak bezkarności, bo w razie oszustw w grę wchodzi zarówno prawo finansowe, jak i kodeks karny. W praktyce reakcje organów są jednak często spóźnione, bo działają dopiero po skargach inwestorów.
Sytuację miało uporządkować unijne rozporządzenie MiCA (Markets in Crypto-Assets), przyjęte w 2023 roku. Nakazuje ono m.in. publikację white paper przy każdej nowej emisji tokenów, by zwiększyć przejrzystość i ochronę inwestorów. Kraje UE powinny wdrożyć przepisy do 2024 roku. Polska jednak spóźnia się z implementacją, przez co branża działa w przedłużonej próżni prawnej. To daje chwilową swobodę, ale podważa zaufanie i sprawia, że część przedsiębiorców rozważa przenosiny tam, gdzie przepisy są jasne i stabilne.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 20,77%
Od kapitału dla startupów po zyski dla inwestorów
Mimo prawniczego chaosu, ICO, IEO i STO wciąż dają realne szanse, zarówno młodym firmom, jak i inwestorom szukającym świeżych okazji. Startup z Polski, zamiast błagać banki czy fundusze VC o wsparcie, może dzięki emisji tokenów zebrać środki od inwestorów z całego świata. To swoista demokratyzacja finansowania, ponieważ wystarczy pomysł, strona internetowa i trochę odwagi, by ruszyć na globalny rynek kapitałowy. Dowodem jest Golem Network, który kilka lat temu w pół godziny zdobył miliony dolarów na rozwój.
Zaletą nowych emisji jest też niższy koszt i mniej formalności. Tokenizacja eliminuje armię pośredników, a smart kontrakty przejmują część obowiązków biurokratycznych. Dla wielu firm to jedyny sposób na finansowanie bez oddawania kontroli nad spółką.
Również inwestorzy zyskują. Emisje tokenów otwierają im drzwi do projektów na wczesnym etapie, dotąd zarezerwowanych dla venture capital. Historia Ethereum pokazuje, że kto zaryzykował wcześnie, mógł później liczyć na tysiąckrotne zyski.
W Polsce widać rosnącą społeczność gotową ryzykować, a kapitał z ICO/IEO/STO napędza rozwój całego ekosystemu blockchain. Projekty takie jak Aleph Zero czy tokenizacja dóbr luksusowych udowadniają, że innowacja ma tu swoje miejsce, pytanie tylko, czy państwo stworzy warunki, by nie uciekła za granicę.
Regulacyjna mgła i inwestycyjna ruletka
Nowe emisje tokenów to nie tylko obietnica szybkich zysków, ale też cała lista poważnych zagrożeń. Największym problemem jest brak ochrony i nadzoru, inwestując w ICO, działasz bez parasola KNF czy innych instytucji. Projekty potrafią obiecywać złote góry, po czym znikają z pieniędzmi, zostawiając inwestorów z niczym.
Ryzyko nie kończy się na oszustwach. Tokeny potrafią szaleć cenowo, debiut giełdowy bywa spektakularny, ale często po kilku tygodniach wartość spada o kilkadziesiąt procent. Wielu początkujących kupuje na fali hype’u, by potem patrzeć, jak portfel topnieje. Do tego dochodzi niejasny status prawny. W Polsce brakuje regulacji, więc inwestorzy poruszają się w szarej strefie. Dochodzenie swoich praw przeciwko zagranicznym firmom graniczy z niemożliwością, a przepisy mogą zmienić się w każdej chwili.
Nie wolno też zapominać o ryzyku technologicznym. Projekty często są na wczesnym etapie i mogą nigdy nie zrealizować planów. Smart kontrakty miewają błędy, giełdy bywają hakowane, a tokeny mogą zniknąć wraz z portfelem. Krótko mówiąc, emisje tokenów to najwyższa liga ryzyka, w której łatwo stracić wszystko.
Przyszłość nowych emisji tokenów w Polsce
ICO, IEO i STO to hasła, które obiecują wielkie zyski, ale niosą też spore ryzyko. W Polsce brak jasnych regulacji sprawia, że rynek działa w niezdefiniowanej szarej strefie, daje swobodę innowatorom, ale odstrasza dużych inwestorów i spycha projekty do krajów z bardziej przyjaznym prawem, jak Estonia czy Szwajcaria. Nadchodzące unijne przepisy MiCA mogą uporządkować sytuację, zmieniając emisje tokenów w bardziej przewidywalny rynek kapitałowy. To szansa na oddzielenie solidnych projektów od pustych obietnic, choć zbyt restrykcyjne regulacje mogłyby zahamować rozwój całej branży.
Na razie polski inwestor indywidualny zostaje sam ze swoimi decyzjami, gdzie kluczowe są rozsądek i świadomość ryzyka. ICO, IEO i STO to ekscytująca, ale nerwowa przygoda, można sporo zarobić, ale też stracić wszystko. Dlatego zanim klikniemy „kup”, lepiej trzy razy przeliczyć szanse i przygotować się na każdy scenariusz.