Jeżeli niska inflacja w lipcu się utrzyma w następnych miesiącach, to polska gospodarka może złapać nieco oddechu
Wygląda na to, że inflacyjny koszmar powoli dobiega końca, a wskaźnik wzrostu cen zaczyna się mieścić w celach wyznaczonych przez Narodowy Bank Polski. Inflacja konsumencka CPI w lipcu spadła do poziomu 3,1 proc. Premier Donald Tusk liczy nawet na to, że w przyszłym miesiącu spadnie ona poniżej 3 proc. Jego zdaniem oznaczałoby to koniec drożyzny w Polsce.
Odłóżmy na bok polityczne przepychanki i wskazywanie winnych palcem. Załóżmy za to, że niska inflacja w lipcu utrzyma się w nadchodzących miesiącach i rzeczywiście mamy do czynienia z jej stabilizacją. Co to właściwie oznacza z punktu widzenia przeciętnego Polaka? Dużo mniej, niż by się wydawało na pierwszy rzut oka.
Zacznijmy od końca drożyzny. W tym momencie wszystkich chyba rozczaruję stwierdzeniem, że na to się akurat nie zanosi. Ściślej mówiąc, nie mamy co liczyć na spadek cen. Dezinflacja oznacza jedynie, że ceny w gospodarce po uśrednieniu przestają rosnąć. Żebyśmy rzeczywiście odczuli poprawę na sklepowych półkach, musielibyśmy mieć do czynienia z deflacją. To taka inflacja, tylko w drugą stronę. Średnie ceny wówczas rzeczywiście zaczynają spadać. Na to się na razie nie zanosi. Prawdę mówiąc, najprawdopodobniej obecne ceny zostaną z nami na zawsze, a przynajmniej do następnego kryzysu inflacyjnego za kilka lat.
Jest jednak pewien pozytyw. Niska inflacja sprawia, że producenci stracą resztki uzasadnienia, by pomnażać swój zysk poprzez antykonsumenckie praktyki w rodzaju tzw. shrinklfacji oraz psucia składu własnych produktów tańszymi zamiennikami. To z kolei powinno sprawić, że będzie nas czekać mniej przykrych niespodzianek w sklepach.
Niska inflacja w lipcu stanowi jednak zapowiedź kilku istotnych procesów. Warto w tym momencie przypomnieć sugestie Adama Antoniaka z ING Banku Śląskiego, że możemy się spodziewać dalszych obniżek stóp procentowych. To z kolei oznaczałoby z jednej strony tańsze kredyty, z drugiej jednak zauważalnie mniej atrakcyjne oprocentowanie lokat i kont oszczędnościowych. Także kolejne emisje obligacji skarbowych będą zauważalnie mniej atrakcyjne. Są w końcu bezpośrednio powiązane ze stopą referencyjną NBP.
Wskaźnik inflacji konsumenckiej może wpłynąć na przykład na wysokość przyszłorocznego minimalnego wynagrodzenia
Co ciekawe, niska inflacja w lipcu może powstrzymać serię spektakularnych podwyżek płacy minimalnej. Tak się bowiem składa, że w ustawie o minimalnym wynagrodzeniu nakazuje rządowi brać pod uwagę tzw. wskaźnik cen, a więc średnioroczny wskaźnik cen towarów i usług konsumpcyjnych ogółem, ogłoszony w danym roku przez Prezesa GUS. Nie jest to oczywiście pojęcie tożsame z lipcowym wskaźnikiem inflacji CPI. Jego znaczenie jest dużo bardziej subtelne.
Tak się składa, że akurat trwają negocjacje w ramach Rady Dialogu Społecznego. Rządzący w tym momencie proponują wzrost do poziomu 4806 zł brutto. Warto w tym momencie przypomnieć, że propozycja Ministerstwa Rodziny Pracy i Polityki Społecznej była hojniejsza od oczekiwań związkowców i wynosiła 5020 zł. Przedstawiciele związków zawodowych oczekiwali kwoty 5015 zł. Niska inflacja daje po prostu rządowi oraz przedsiębiorcom bardzo silny argument.
Ewentualna stosunkowo niska podwyżka płacy minimalnej przełoży się z kolei na różnego rodzaju wskaźniki istotne z punktu widzenia prawa ubezpieczeń społecznych. Na przykład przedsiębiorcy korzystający z ulgi na start i Małego ZUS Plus mają wyznaczone składkowe minimum w postaci 30 proc. najniższej krajowej.
Jeżeli trend się utrzyma, to skończą się także coroczne rozważania co do tego, czy będziemy mieli drugą waloryzację emerytur. Ze względu na stabilne trendy w konkretnych miesiącach roku odpowiedź za każdym razem i tak brzmi "nie", ale teraz przynajmniej politycy nie będą robić emerytom złudnej nadziei.
Co z drugim końcem skali? Nie da się ukryć, że dokładnie ten sam argument o niskiej inflacji będzie miał zastosowanie do relacji z pracownikami. Firmy już teraz narzekają na rosnące koszty pracy. Kolejny powód, by móc ograniczyć albo w ogóle wstrzymać podwyżki będzie wręcz na wagę złota. To z kolei może się przełożyć na wysokość przeciętnego wynagrodzenia, a więc kolejnego wskaźnika wykorzystywanego przez ustawodawcę jako punkt odniesienia do ustalania wysokości różnego rodzaju świadczeń i danin.
W skali makro niska inflacja stanowi oznakę zdrowej gospodarki. To z kolei przyciąga zagranicznych inwestorów. Rynki lubią przewidywalność. Wspomniane wcześniej niskie oprocentowanie kredytów ułatwia pozyskiwanie kapitału na rozwój działalności. Tym samym trwała stabilizacja cen powinna stanowić paliwo dla wzrostu gospodarczego Polski.